2.25

10 1 0
                                    

Gdy otworzyłam oczy moja głowa leżała na czyjiś kolanach a ja sama leżałam na boku chociaż nie pamiętam abym się kładła. Przekręciłam się na plecy i spojrzałam na bardzo przystojną twarz swojego chłopaka.

— Cześć kochanie. Wyspana?

Nic nie odpowiadając podniosłam się do siadu a następnie wstałam. Dalej było mi przykro po jego ostatnich słowach.

— Tini?

— Idę po śniadanie i jedzenie dla reszty zwierząt.

Przerzuciłam łuk oraz kołczan przez plecy, tak na wszelki wypadek gdybym spotkała wojowników i udałam się do skraja wieży. Zagwizdałam. Fenix chwilę później pojawił się przede mną. Wskoczyłam na jego grzbiet.

— Lecimy po jedzenie.

— Jesteś smutna? Wyglądasz jakbyś była. — Zapytał smok.

— Pokłóciłam się z Jace'em. Miałam sen gdzie on umiera a gdy mu to powiedziałam, nakrzyczał na mnie, że się przejmuję.

— Sny bywają zwodnicze. Nie powinno się ich traktować dosłownie.

— Wiem ale i tak się martwię.

Czy ja nie zachowuje się jak dziecko? Może ja nie potrzebnie się tak o niego martwię. W końcu Jace jest jednym z najlepszych. Myślę, że nie raz był w sytuacji zagrażającej życiu a jest tu ze mną. Może faktycznie nie powinnam przejmować się tym snem? Ale i tak oczekuje od Jace'a przeprosin. Skoro ja mogłam go przeprosić to on też może.

W końcu wylądowałam przed sklepem. Zeskoczyłam z grzbietu Fenixa. Teraz w sumie zaczęłam się zastanawiać co widzą normalni ludzie zamiast smoka.

Weszłam do sklepu zastanawiając się co kupić na śniadanie. Stwierdziłam, że kupię drożdżówki. Wzięłam jeszcze mięso dla reszty zwierzaków mięsożernych, marchewki dla pegaza oraz ryby dla Fenixa. Zapłaciłam za zakupy, nakarmiłam smoka i wskoczyłam na jego grzbiet. Polecieliśmy spowrotem do biblioteki.

Najpierw Fenix wylądował przed wieżą Silver Darken abym mogła dać jedzenie reszcie zwierzaków. Gdy już to zrobiłam smok podrzucił mnie do środka wieży. Gdy zeskoczyłam z jego grzbietu zauważyłam Jace'a, który stał oparty o ścianę. Minęłam go chcąc odejść ale złapał mnie za rękę.

— Przepraszam, nie chciałem. Ale jak często mówisz o tym śnie to i ja się denerwuje. Nie samym snem ale tym, że jesteś przez to rozkojarzona. A nie powinnaś być bo może coś Ci się stać a tego bym nie przeżył gdybym cię stracił. Nie chciałem cię zranić. Przepraszam. — Podszedł do mnie i przyciągając do siebie zniżając głowę wcisnął mi na usta pocałunek.

— Pocałunek to za mało. Musisz się bardziej postarać. — Zacytowałam jego słowa. — Tutaj masz drożdżówki, weź sobie. — Podałam mu reklamówkę. — Nic innego nie wymyśliłam.

— Od ciebie zjem wszystko.

— I wisisz mi kasę za mięso Hektora. — Zaśmiałam się

— Oczywiście. — Wziął mnie za rękę. — Chodź. Idziemy do reszty.

Razem ruszyliśmy w głąb biblioteki.

— Mam dla was śniadanie. — Odrzekłam gdy zobaczyłam chłopaków. — Nakarmiłam wasze zwierzaki.

— Królowo moja, jestem Ci ogromnie wdzięczny, że dbasz o swoich poddanych. — Zaśmiał się Lou klękając przede mną.

— Słyszysz Jace? Jestem królową Louisa.

— Robisz królową z mojej pani? — Zapytał Jace

— Clark, wiesz o tym, że Allen będzie twoim królem kiedy zrealizuje plan denerwowania naszej Tori dwadzieścia cztery godziny na dobę? — Odrzekł Jacob. — A już zwłaszcza podczas kobiecych dni.

Wojowniczka Where stories live. Discover now