2.16

12 2 0
                                    

~Victoria~

Gdzie jest Jace? Mam już dość rozmowy z Marco. Chociaż osobiście uwielbiam Jace'a, to niekoniecznie chcę ciągle o nim słuchać. I to dodatkowo tak negatywne wypowiedzi na jego temat jak mówi o nim Marco.

— Jace chyba o tobie zapomniał. — Zaśmiał się.

Zaraz mu coś zrobię. Jak Boga kocham, coś mu zrobię. Mogę go uderzyć czy coś? Niech ktoś mi powie, że mogę.

— Skąd ten pomysł? Może coś ma do zrobienia albo jeszcze nie skończył rozmowy z radą.

— Yhym albo posuwa jakąś laske.

Szczerze wątpię. W końcu gdyby chciał dalej mieć kochanki, to nie powiedział by, że chce być mój. Gdzie jesteś Jace? Baranku, przyjdź już do mnie.

— Zazdrościsz mu?

— Nie mam czego zazdrościć temu idiocie.

— Ja bym się z tym nie zgodziła. Coś bym znalazła.

Na przykład uroda albo muskulatura czy umiejętności.

— Ten idiota nic nie potrafi.

Zrobię mu coś. Jak nic coś mu zrobię. Jednak zanim zdążyłam pomyśleć co i jak, usłyszałam pukanie do drzwi. Podniosłam się i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je a gdy zobaczyłam, że przede mną stoi przystojny brunet uśmiechnęłam się promienie. W końcu przyszedł.

— Hej. Wejdź.

Cofnęłam się a Jace wszedł do środka. Marco stał w drzwiach do kuchni i wbijał wzrok w Jace'a jakby chciał go zabić.

Gdyby tylko się tak dało to Jace'a Allena już dawno by tu nie było.

— Cześć, moje kochanie. Stęskniłem się. — Objął mnie w talii i przyciągając do siebie pocałował. — Co on tu robi? — Zapytał gdy oderwał się ode mnie.

— Nie twój interes. — Odrzekł Marco zaciskając pieści.

— Chłopaki nie kłucie się. Proszę.

— Dobrze skarbie. Skoro prosisz. — Mruknął Jace.

— Co chciała Generał?

— Lecę na misję. Jutro rano. Z chłopakami i...

— Na długo? — Zapytałam smutna przerywając mu.

Przez ile go nie zobaczę?

— Jeszcze nie wiem. Jest twoja mama?

— Jest ale po co ci ona? Chcesz ją wziąść ze sobą?

— Nie. Muszę mieć jej zgodę aby wziąźć ciebie ze sobą.

— Nie możesz wziąźć jej ze sobą. Nie skończyła treningu. — Odezwał się Marco. — I nie jest pelnoletnia.

— Po pierwsze, mogę bo mam zgodę Generała o ile zgodzi się pani Hunter. Po drugie, zostało tylko pięć godzin, które dzisiaj zrealizujemy. Po trzecie, stul pysk bo nie ręczę za siebie. No chyba, że chcesz uszczerbek na zdrowiu.

— Pani Hunter się nie zgodzi.

— Zawołasz mamę? Zanim przypadkiem ten osobnik. — Kiwnął głową w stronę Marco. — Nabawi się uszczerbku na zdrowiu? Dość poważnego?

Cały Jace. Nie trawi Marco. Ale zdziwiło mnie to, że nie nazwał go "karaluch" tylko "osobnikiem".

— Mamo! Jace ma sprawę do ciebie! Przyjdziesz?!

Chwilę później mama wyszła ze swojego pokoju i podeszła do nas.

— W czym mogę Ci pomóc Jace? Co za sprawe masz do mnie?

— Dostałem misję. Rozmawiałem z panią Beatrix o tym kogo ze sobą wezmę. Biorę chłopaków, których Vic dobrze zna. Chciałbym wziąźć również pani córkę ale z racji tego, że Victoria nie jest pełnoletnia potrzebuje pani zgodę. Dzisiaj skończymy trening podstawowy więc nie będzie problemu a z racji tego, że Tori zastanawia się się nad treningiem łowcy więc to była dobra okazja aby pokazać jej tropienie w praktyce. I mogę pani obiecać a wręcz obiecuje, że wróci cała i zdrowe. Dlatego mam pytanie. Mogę wziąźć Viki ze sobą?

Mamo, proszę zgódź się. Powtarzałam te słowa w głowie jak by były mantrą. Przy okazji spojrzałam na Marco, który bezdzwięcznie szeptał "Nie". Ale miałam to gdzieś. Liczyło się tylko to aby się zgodziła.

— Chcesz lecieć kochanie? — Mama przeniosła wzrok z Jace'a na mnie.

— Tak, bardzo chcę. Wiem, że nic przy nim mi się nie stanie. Ty też to wiesz.

— No to dobrze. Zgadzam się, możesz ją wziąźć. Tylko proszę. Uważaj na nią.

— Obiecuje, że wróci cała. Nie pozwolę jej skrzywdzić. Prędzej sam zginę.

— Co mam zabrać? — Zapytałam szczęśliwa.

Spędzę z Jace'em dwadzieścia cztery godziny i zobaczę jak tropi. O ile będzie co tropić. Już nie mogę się doczekać jutrzejszego ranka.

— Później powiem Ci co masz ze sobą wziąźć i pomogę Ci się spakować. Narazie idź po miecz. Pójdziemy do mnie, przebiorę się i pójdziemy do Generała, aby powiedzieć, że ze mną lecisz. Potem pójdziemy na arenę aby potrenować, żeby zrealizować te ostatnie pięć godzin.

— Zapisujesz gdzieś ile mi zostaje godzin do końca? Czy masz aż tak dobrą pamięć?

— Owszem. Zapisuję. W telefonie.

— Zaraz wracam, idę po miecz. Zaczekasz?

— Na ciebie zawsze, moja pani.

— Tylko bez bójki panowie. Mamo, przypinujesz ich? Ta dwójka się nawzajem nie trawi.

— Oczywiście, że ich przypilnuje. — Odrzekła mama patrząc na oby dwóch mężczyzn, którzy patrzyli na siebie jakby mieli się zamordować samym spojrzeniem. — Ale myślę, że Jace będzie grzeczny.

Pobiegłam do siebie do pokoju po miecz. Wzięłam go i wróciłam do przedpokoju gdzie Jace opierał się o ścianę z rękami założonymi na piersi i skrzywanymi nogami w kostach. Teraz, w tej pozie, w czarnych spodniach i białej koszuli, którą miał wczoraj na sobie jeszcze bardziej wygląda jak model. Trudno mi było oderwać wzrok od jego trzech rozpiętych pod szyją guzików oraz materiału opinającego się na jego mięśniach. Ale musiałam.

— Jestem. Byli grzeczni?

— Ja zawsze jestem grzeczny. — Odezwał się Allen

— Yhym. Napewno. — Odrzekłam uśmiechając się.

— Byli grzeczni. — Odezwała się mama.

— To dobrze.

— Gotowa? Możemy iść? — Zapytał Baranek.

— Tak.

Ubrałam buty i wyszłam z Jace'em z domu.

Wojowniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz