Rozdział 10

21 1 0
                                    

—Jedzenie gotowe. — Odezwał się Jace

Zrobił bułki z szynką, serem, sałatą i pomidorem. Do tego był jeszcze sok w plastikowej butelce.

— Ile ci oddać?

— Przestań. Nic nie musisz mi oddawać i nie pytaj o to więcej.

— Jak chcesz odwdzięczyć się Jace'owi, możesz przynieść mi mięso. — Powiedział Hektor

— Przestań żebrać. To niegrzeczne. A ty jesteś grzecznym lwem, prawda? A poza tym coś mi się rozgadałeś przy Victorii , kolego. Wcześniej odezwałeś się może pięć razy na dzień. A obecnie paszcza ci się nie zamyka.

— Sam masz paszcze. — Odwrócił się tyłem do Jace'a bijąc go ogonem w twarz. — Ja mam pyszczek. Piękny pyszczek.

Razem z Jace'em zaśmialiśmy się.

— Hektor, zrobisz coś dla mnie? — Zapytałam

— Dla ciebie? Wszystko.

— Walniesz go tak jeszcze raz?

Hektor machnął ogonem i Jace dostał w twarz na co zaśmiałam się.

— Nie podpuszczaj go.

— Wybacz.

Hektor ponownie machnął ogonem ale Jace złapał go.

— Zostaw mój ogon.

— Kolego, obraziłeś się?

— Tak. Więcej z tobą nie lecę. Nigdzie. A teraz zostaw mój ogon.

— Obiecałem Tori, że zabierzemy ją do Silver Darken, kolego.

— Jasne szefie. Zostawisz mój ogon?

— Zastanowię się.

Hektor odwrócił się i ryknął. Akiro podskoczyła.

— Wiesz, że twój ryk nie robi na mnie wrażenia.

— Ale Akiro się wystraszyła. — Mogłabym przysiąść, że powiedział to rozbawionym tonem. Chociaż nie wiem czy zwierzęta tak potrafią. — A to mnie cieszy.

— Hektor, przesadzasz. — Upomniał go Jace

— Przepraszam.

— Jace. Jak składa się namiot? — Zapytałam

— Zmieniasz temat bo rozmowa z Hektorem idzie w złym kierunku?

— Tak.

— Widzisz Hektor? Tori zrobiło się niezręcznie. Chodź, pokaże ci.

Podniosłam się razem z nim i podeszłam do namiotu.

— Widzisz coś czego w normalnych namiotach nie ma?

Przyjrzałam się.

— Mówisz o tym guziczku?

— Tak. Naciśnij go.

Kucnęłam przy usztywnieniu czy jak to się nazywa i nacisnęłam guzik. Namiot odrazu wrócił do kształtu branzoletki. Podniosłam ją podając Jace'owi.

— Dziękuję ale nie musiałaś. Sam bym ją podniósł.

— Chciałam być miła.

— Jasne. Idź zjedz coś. Za niedługo będziemy się zbierać w dalszą drogę.

Wróciłam do Akiro. Usiadłam obok niej.

— Wszystko okey? — Zapytałam

— Tak. — Odrzekła Aki

— Napewno?

— To dobrze.

— Akiro , nie masz mi za złe mojego zachowania? —Zapytał Hektor

— Nie. Wszystko w porządku.

— Cieszę się.

Wzięłam się za jedzenie. Byłam naprawdę głodna. Gdy już zjedliśmy, Jace ponownie pomógł mi wsiąść na grzbiet lwa.

— Leć w stronę pustyni. Na następnym postoju dam ci mięso. — Powiedział Jace

— Dobrze, szefie.

Przez około godzinę, tak sądzę, nic się nie działo. A potem coś się stało.

— Auu. — Powiedział Hektor. — To bolało.

— Miało cię zaboleć. — Powiedziała Aki

— Hektor ląduj. Już. — Odezwał się Jace, niezbyt łagodnym głosem

Lew obniżył lot. A chwilę później wylądował obok tej samej rzeki gdzie wcześniej rozbiliśmy obóz, ale dalej. Jace praktycznie zrzucił Akiro z grzbietu Hektora. Pchnął ją na tyle mocno, że uderzyła plecami o drzewo. Wykonał kilka skomplikowanych gestów tak szybko, że nawet nie zauważyłam jak dokładnie ruszał rękami. Akiro oplotły zielska praktycznie przywiązując ją do drzewa.

— Co mu zrobiłaś?

Aki nic nie powiedziała.

— Co mu zrobiłaś?! — Walnął pieścią w drzewo tuż obok głowy Aki .

— Dźgnełam go obcasami. Należało mu się.

— Co zrobiłaś?! Jak śmiesz krzywdzić moje zwierzę!

Akiro miała przerażoną twarz. Jace złapał ją za gardło i chyba stracił nad sobą panowanie bo praktycznie zaczął ją dusić. Potem zrobiłam coś i nawet nie wiem jak. Nie mniej jednak przeraziło mnie to.

Zeskoczyłam z grzbietu Hektora lądując na ugiętych kolanach a rękami zaamortyzowałam upadek.

— Puść ją!

Podniosłam się gwałtownie. W tym momencie nastąpiło to "coś". Potężna fala utworzyła się na rzece i ruszyła w stronę Akiro oraz duszącego ją Jace'a. Chłopak nie puszczając Akiro  zrobił gest, który wyglądał jakby uniósł rękę, potem zgiął ją w łokciu przyciągając do klatki a następnie wyprostował w stronę wody, która cofnęła się spowrotem do koryta rzeki.

— Jak ty to zrobiłaś? — Zapytała Aki

— Boże... Ja... Jace, ja... Przepraszam.

Odwróciłam się i pobiegłam w głąb lasu. Później okazało się, że to nie było mądre posunięcie z mojej strony. I skończyło by się dramatycznie gdyby nie Jace Allen.

Wojowniczka Where stories live. Discover now