Rozdział 5

31 3 0
                                    

— No to jak masz siłę iść to chodźmy. — Odezwała się Akiro

Podniesłyśmy się. Ale z naszej "wycieczki" nic nie wyszło bo na polanie pojawiło się pięcioro mężczyzn ubranych w skórzane ubrania. W rękach mieli miecze. Cofnęłam się opierając plecami o drzewo aby Aki miała więcej miejsca do walki. Jednak ona mnie zaskoczyła. Myślałam, że stanie do walki. Ale nie. Akiro również się cofnęła stykając się plecami z drzewem.

— Ciebie też sparaliżował strach jak mnie? — Zapytałam

— Tak.

Mężczyźni widząc naszą reakcje zaśmiali się i ruszyli w naszą stronę. Okey, ja nie umiem walczyć ale Aki tak. Czemu ona się boi? Skoro jest wojowniczką to czemu nie walczy?

Nagle z piersi mężczyzn sterczały strzały wbite pod kątem tak jakby zostały wypuszczone z góry. Spojrzałam w górę. Na grubym konarze stał młody chłopak. Uśmiechnął się do mnie i puszczając mi oczko zrobił salto do przodu lądując na ugiętych kolanach tuż przede mną, plecami do mnie. Przez plecy miał przewieszony łuk oraz pochwe na miecz. Tylko, że ona była pusta. Ubrany był w czarne ubrania ale nie wyglądały jakby były skórzane. W ręce trzymał miecz. Poruszał się szybko tak, że widziałam błysk klingi. Akiro spieła się jeszcze bardziej.

— Co on tu robi? Tak szybko?

— Kto?

Chwilę później wszyscy napastnicy leżeli w kałuży krwi. Chłopak wytarł klingę w ubrania trupa i schował miecz do pochwy.

— Witaj Akiro. Dawno się nie widzieliśmy. — Spojrzał na mnie. — Cześć Victoria. Jestem Jace.

A więc to jest Jace Allen. Chłopak, który stał przede mną wyglądał tak jak go sobie wyobrażałam. Był wysoki. Co najmniej o głowę ode mnie wyższy. Miał czarne włosy i brązowe oczy. Miał również męskie rysy twarzy przez co nie wyglądał jak siedemnasto latek. Był umięśniony ale nie za bardzo przez co nie wyglądał sztucznie. Na lewej stronie szyi miał Znamię w kształcie lwiej łapy, na prawej stronie Znamię Żywiołów. Płomień, fale, kawałki skał oraz coś co wyglądało jak tromba powietrzna. Na lewym nadgarsku miał czarny wojskowy zegarek. Zegarek miał przycisk pod tarczą. A na prawym miał czarną branzoletkę z koralikiem, na którym jak mi się wydaje jest jakiś mały guzik.

Był przystojny, bardzo przystojny. No i miał bardzo pociągający tembr głosu. Nie dziwię się, że Aki się w nim dłużyła.

— Am. Cześć.

Skąd on zna moje imię? Jak długo nas śledził?

— Po co przylazłeś? — Zapytała Akiro

— Nie domyślasz się? Po ciebie i Tori. Mam was zabrać do obozu.

— Okey, czekaj. — Odezwałam się. — Rozumiem, że masz zabrać Aki bo uciekła. Ale dlaczego ja?

— Taka wola twojej mamy.

— Jak to mojej mamy?

— Tak to. Wysłała list do obozu z wiadomością, że szuka jej Zakon Nemezis. Wysłała twoje zdjęcie i poprosiła abym to ja cię znalazł i sprowadził do obozu.

Czyli ten sen był prawdą. Ale skąd mama zna tego Jace'a? I co to jest Zakon Nemezis?

— Jaki zakon?

— Blondi, mówiłaś jej co kolwiek o świecie wojowników?

— Nie jestem żadna Blondi. — Rzuciła się na Jace'a ale on zrobił krok w bok a moja przyjaciółka starciła równowagę.

— Tak. Mówiła.

— A o największym dla niej zagrożeniu nic nie powiedziałaś? Ci ludzie byli z tego Zakonu. — Wskazał na trupy. — Polują na nas i chcą nas wszystkich zabić. Dlatego idziemy do obozu.

— Nie.

— Co?

— Powiedziałam nie. Muszę znaleźć Miecz Żywiołów aby odnaleźć matkę. Ten świat mnie nie obchodzi. Idziemy do skrytki w lesie Topic a potem do biblioteki Silver Darken.

— Na serio?

— A wyglądam jakbym żartowała?

Jace westchnął.

— Zmienisz zdanie gdy użyją Miecza aby zniszczyć świat, który znasz. —Spojrzał na moją rękę i uniósł brew do góry. — Wybacz ale pokrzyżuje część tego planu. Skrytka została przeniesiona, jak wszystkie zresztą. Rada kazała zmienić ich miejsce po ucieczce Akiro.

— Nie kłam. — Odezwała się Aki.

Zignorował jej wypowiedź.

— A ta rana skąd? — Zapytał wskazując na moje oparzenie.

— Am. To był wypadek. Za blisko się zbliżyłam do ogniska.

Po co się tłumaczę?

— Ach tak? Pokaż mi to.

Wyciągnął do mnie rękę i ujął mnie za dłoń. Wolną ręką wykonał skąplikowany gest i wokół jego dłoni pojawiła się woda, która otoczyła ją przypominając rękawiczkę. Przyłożył "wodną" dłoń do mojego oparzenia. Minęło kilka sekund i oparzenie zniknęło. Nie został po nim żaden ślad. Spojrzałam na trawę nie bardzo wiedząc gdzie podziać wzrok. Trawa straciła zielony kolor. Wyglądała tak jakby była spalona.

— Dziękuję. — Wzięłam wdech. — Słuchaj. Rozumiem, że mama chce mnie chronić. Chodźmy do biblioteki po informacje o mieczu i odzyskajmy moją mamę. Potem możesz zabrać mnie do obozu. Co Ty na to?

— Okey. Niech Ci będzie ale powtórz moje słowa. "Przysięgam na cztery żywioły".

— Nie! — Krzyknęła Akiro. — On nam nie jest potrzebny. I nie mów tych słów. To przysięga wiążąca wojowników. Jeżeli przysięgniesz, musisz dotrzymać słowa.

— Przysięgam na cztery żywioły. — Odrzekłam bez wachania.

— No i elegancko. Możemy iść.

— Najpierw idziemy po jedzenie. Jestem głodna. — Odezwałam się.

Jace gwizdnął. Około dwie minuty później koło mnie wylądował wielki lew ze skrzydłami. Był biały i co najmniej cztery razy wyższy od Jace'a.

— Połóż się. — Powiedział chłopak

Lew posłusznie wykonał polecenie. Jace podszedł do zwierzęcia i ściągnął z jego grzbietu torbę a z niej wyciągnął drożdżówki.

— Proszę. — Uśmiechnął się do mnie.

Wojowniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz