Camille • George Weasley

De Rosemary_Weasley

675K 39.9K 50.5K

❝Nie wiem, czy to zauważyłeś, ale chwilę przed wyznaniem, że ma tutaj wszystko, co kocha, zerknęła na ciebie... Mais

Wstęp
Zwiastun
Rozdział 1 - Podwójne kłopoty
Rozdział 2 - Zajęcia czas zacząć
Rozdział 3 - Zakazane piętro
Rozdział 4 - Boże Narodzenie
Rozdział 5 - Smok i Zakazany Las
Rozdział 6 - Wakacje
Rozdział 7 - Z Nory do Hogwartu
Rozdział 8 - Strzeżcie się wrogowie dziedzica
Rozdział 9 - Walentynki
Rozdział 10 - Dlaczego to nie mogą być motyle?
Rozdział 11 - Malfoy Manor
Rozdział 12 - Do the Hippogriff
Rozdział 13 - Draco
Rozdział 14 - Hogsmeade
Rozdział 15 - Gryffindor vs. Slytherin... a może Hufflepuff?
Rozdział 16 - Mapa Huncwotów
Rozdział 17 - Dodatkowe zajęcia
Rozdział 18 - Patronus
Rozdział 19 - Wszystkiego najlepszego Gred i Forge!
Rozdział 20 - Pełnia
Rozdział 21 - Władcy czasu
Rozdział 22 - Dolina Godryka
Rozdział 23 - Wakacje z bliźniakami
Rozdział 24 - Mistrzostwa Świata w Quidditchu
Rozdział 25 - Czwarty rok
Rozdział 26 - Czara Ognia
Rozdział 27 - Kibicuj Cedrikowi Diggory'emu
Rozdział 28 - Świetnie Rogogon!
Rozdział 29 - George
Rozdział 30 - To nie jest randka!
Rozdział 31 - Kłopoty w raju
Rozdział 32 - Pod Trzema... Randkami?
Rozdział 33 - Ferie zimowe
Rozdział 34 - Bal Bożonarodzeniowy
Rozdział 35 - Better than Firewhiskey
Rozdział 36 - Na lądzie trudno śpiewać nam
Rozdział 37 - Drugie zadanie
Rozdział 38 - Wizje cz.1
Rozdział 40 - Trzecie zadanie
Rozdział 41 - Nasze serca biją jednym rytmem
Rozdział 42 - Nieproszeni goście
Rozdział 43 - Grimmauld Place 12
Rozdział 44 - The kids are back
Rozdział 45 - Nocny napój
Rozdział 46 - I Don't Want To Miss A Thing
Rozdział 47 - I znowu na Grimmauld Place
Rozdział 48 - Debahanacja
Rozdział 49 - Ronuś Prefekt
Rozdział 50 - Uśmiechy dla Umbridge
Rozdział 51 - Obrona Przed Czarną Magią
Rozdział 52 - Pomóż mi zakopać zwłoki
Rozdział 53 - Nowy obrońca
Rozdział 54 - Wielki Dewastator Hogwartu
Rozdział 55 - Żadnego znaku pulsu
Rozdział 56 - Gospoda Pod Świńskim Łbem
Rozdział 57 - Szwadron Czarodziejów Alfa
Rozdział 58 - Nieszczęście ubiera się w szmaragdowe szaty
Rozdział 59 - Czas milczenia
Rozdział 60 - Zamknięci w czterech ścianach
Rozdział 61 - Świadkowie śmierci
Rozdział 62 - Wypowiedzenie wojny Weasleyowi
Rozdział 63 - Święta na Grimmauld Place cz.1
Rozdział 64 - Święta na Grimmauld Place cz.2
Rozdział 65 - Kołatka w kształcie orła
Rozdział 66 - Sylwester u Krukonów
Rozdział 67 - Po północy
Rozdział 68 - Co rude to wredne
Rozdział 69 - Weasley & Weasley & Rainwood
Rozdział 70 - Ciasteczka, gwiazdy i my dwoje
Rozdział 71 - Mecz z Puchonami
Rozdział 72 - Pogromca Daviesa
Rozdział 73 - Patronusy
Rozdział 74 - Nowy dyrektor
Rozdział 75 - Narowiste Świstohuki Weasleyów
Rozdział 76 - Babski wieczór
Rozdział 77 - Porady zawodowe
Rozdział 78 - Ucieczka Freda i George'a
Rozdział 79 - Standardowe Umiejętności Magiczne
Rozdział 80 - Lot na testralach
Rozdział 81 - Departament Tajemnic

Rozdział 39 - Wizje cz.2

7.1K 476 342
De Rosemary_Weasley

— Mówię wam, z nim jest coś nie tak — zwróciłam się do Freda i George'a, kucających obok mnie, gdy obserwowaliśmy Alastora Moody'ego zza kamiennego murku na dziedzińcu wieży zegarowej. Nauczyciel przechadzał się, zapatrzony w kawałek pergaminu, który trzymał w ręku.

— Właściwie to te czerwone oczy, które widziałaś w tej wizji, niewiele nam mówią — stwierdził Fred, nie spuszczając wzroku z profesora.

— Myślisz, że tego nie wiem? — odparłam zirytowana, zerkając na rudzielca z mojej prawej, po czym usiadłam na podłodze, opierając się plecami o murek, zza którego dopiero wychylałam głowę do poziomu nosa. — Przynajmniej zdradziłam ci moją tajemnicę, bo jesteśmy przyjaciółmi... nie to, co niektórzy — dodałam dobitnie.

Chłopcy poszli za moim śladem i również usiedli po moich obu stronach.

— Ej, żadnego grania na uczuciach! — fuknął rudzielec. — To nie fair!

— Ja nic nie robię — zarzekłam się, unosząc ręce w geście obrony.

— Skończcie już! — George pomachał nam ręką przed twarzami, sprawiając tym samym, że na niego spojrzeliśmy z grymasami niezadowolenia. Weasley znów wychylał się zza murku i obserwował nasz cel. — Moody nam ucieka.

Wciąż kucając, skradaliśmy się w stronę drzwi wejściowych, do których zmierzał Szalonooki. Gdy tylko za nimi zniknął, puściliśmy się biegiem w tamtą stronę, zwinnie przeskakując rozłożone gargulki, w które grało kilku Krukonów, a następnie uchyliliśmy lekko ciężkie drzwi i wślizgnęliśmy się do zamku. 

Szturchnęłam chłopaków i podbródkiem wskazałam im plecy Moody'ego oddalającego się w korytarzu. Nadal gorączkowo studiował coś, co znajdowało się na pergaminie w jego rękach.

— Musimy zbliżyć się na tyle, aby zobaczyć, co tam trzyma — powiedziałam, gdy ruszyliśmy spacerkiem za odgłosem stukania, jakie się za nim ciągnęło.

— Nie ma to, jak produktywna sobota — zaśmiał się George, zerkając na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.

— A ja nadal tego nie rozumiem... czy to oznacza, że potrafisz teraz widzieć rzeczy, gdy kogoś dotkniesz? — zapytał Fred, marszcząc brwi i zanim dał mi odpowiedzieć, wystawił przede mną swoją dłoń i dodał: — Dawaj, przewidź coś!

— Nie mam pojęcia, czy to tak działa — westchnęłam, łapiąc go za rękę.

Nic się nie wydarzyło, więc starałam się wysilić jakoś umysł, ale i to nie pomogło.

— Ech, nic nie widzę! — jęknęłam zawiedziona, puszczając dłoń Freda z uścisku. Od razu złapałam za ramię jego brata i powtórzyłam wszystkie czynności, lecz rezultat był taki sam. — Może chodzi tylko o jakieś mroczne tajemnice?

— Może... trzeba zobaczyć, czy potrafisz widzieć coś, gdy dotykasz jakiś przedmiot! — zaproponował George. — Nigdy nie wiadomo.

— Tak, ale to musi być coś ważnego! — zawołał Fred. — To na pewno będzie miało większą "moc" niż jakieś nic niewarte pierdoły.

Zagadani, przeszliśmy przez wiadukt i wchodząc przez kolejne drzwi, wpadliśmy przypadkiem na Moody'ego, który czaił się przy wejściu do lochów. Na korytarzu nie było nikogo innego, więc zwróciliśmy na siebie jego uwagę. Szalonooki złożył pergamin i schował go do wewnętrznej kieszeni kurtki, lecz zanim to zrobił, udało mi się przeczytać jedno słowo zapisane bardzo charakterystyczna zieloną czcionką: Panowie.

— Dzień dobry — powiedzieliśmy, uśmiechając się serdecznie.

— Dobry, dobry — mruknął, patrząc na nas swoim zwykłym surowym wzrokiem; jego magiczne oko kręciło się na wszystkie strony. — Powinniście z niego korzystać na zewnątrz. Marnujecie sobotę w zamku.

— Właśnie wybieraliśmy się na dziedziniec transmutacji — rzekł Fred, wskazując na wielkie drewniane drzwi niedaleko Moody'ego, które prowadziły na wschodnią część zamku oraz wcześniej wspomniany dziedziniec.

~ * ~

— Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz! — szepnęłam gorączkowo, gdy razem z chłopakami usiedliśmy na jednej z ławek na dziedzińcu. Musieliśmy mówić cicho, jako że na dworze było pełno ludzi cieszących się z ładnej pogody. — Wszędzie poznam to pismo... tylko skąd on ma Mapę Huncwotów?

— Trzeba będzie zapytać Harry'ego — rzekł Fred. — Może mu ją skonfiskował...

— To konieczne — odparłam, po czym spojrzałam na drzwi od sali transmutacji. — Dobra, chłopaki... jak już tu jestem, idę do McGonagall.

— Jasne, zobaczymy się później — oświadczył George i objął mnie, dodając tym samym otuchy.

Ruszyłam w stronę sali, a następnie zapukałam i weszłam do środka. Nauczycielka siedziała właśnie przy swoim biurku i pisała coś na pergaminie. Podniosła na mnie wzrok, a następnie zapytała:

— Coś się stało panno Rainwood?

— Właściwie to tak — rzekłam niepewnie, podchodząc do McGonagall, która odłożyła pióro i splotła dłonie na biurku, okazując mi całkowitą uwagę. — Chodzi o to, że ja mam takie jakby wizje... sny, które ukazują coś, co zdarzy się w przyszłości. W zeszłym roku widziałam ciągle pełnię księżyca i wiem — dodałam szybko, bo widziałam, że opiekunka mojego domu zmarszczyła nieznacznie brwi — że przewidywanie pełni, to tak jakby powiedzieć, że dzisiaj w nocy będzie ciemno, ale to nie o to chodziło. To była ta konkretna pełnia, tego dnia, kiedy profesor Lupin... wie pani.

— I mam rozumieć, że teraz przydarzyło ci się coś podobnego?

— Tak. Od jakiegoś czasu śni mi się rozgwieżdżone niebo... w tle słychać muzykę, która nagle przestaje grać, a zastępują ją krzyki przerażenia i czuję się wtedy okropnie, jakbym kogoś straciła... później się budzę i wciąż czuję te emocje, jakie mną targały w śnie. Przede wszystkim rozpacz. Boję się, że to może mieć coś wspólnego z trzecim zadaniem, więc chciałam pani o tym powiedzieć.

— Dziecko, czy chciałabyś może porozmawiać o tym z profesor Trelawney? Jako nauczycielka wróżbiarstwa, miałaby pewnie lepszy pogląd na tę sytuację ode mnie i mogłaby się podzielić z tobą swoimi spostrzeżeniami...

— Słucham? — przerwałam gwałtownie, wyobrażając sobie, jak nauczycielka wróżbiarstwa wygadywałaby głupoty na temat mojego problemu, a sprowadziłaby wszystko do śmierci Harry'ego, jak to ma w zwyczaju przewidywać na każdych zajęciach. — Nie wiem, czy to dobry pomysł...

— W takim wypadku mogę panienkę jedynie zapewnić, że dokładamy wszelkich starań, aby podczas Turnieju Trójmagicznego nie było kolejnych ofiar śmiertelnych, jak to miało miejsce w przeszłości — powiedziała spokojnie, lustrując mnie wzrokiem. Właśnie takiej odpowiedzi się obawiałam.

~ * ~

— Szczerze, nie wiem, czy ta rozmowa coś dała — żachnęłam się, siedząc po turecku na łóżku George'a. Chłopak wygrzebywał przeróżne przedmioty ze swojej szuflady, a Fred wylegiwał się na swoim posłaniu i zajadał się słonowodnymi ciągutkami z Miodowego Królestwa.

— Przynajmniej spróbowałaś — rzekł Fred z pełną buzią.

— Dobra, mam coś! — zawołał jego brat. — Zrobimy tak... dam ci jakiś przedmiot do ręki, a ty nie patrząc na niego, spróbujesz przywołać wizję.

— Czemu mam nie patrzeć? — zapytałam zdumiona, zerkając na rudzielca, opierającego się o szafkę.

— Bo doskonale wiesz, z czym wiążą się te przedmioty i nie wiadomo, czy wtedy by ten mały eksperyment zadziałał — wyjaśnił.

Nie powiem, miało to jakiś sens. A więc zamknęłam oczy i wystawiłam dłoń, czekając, aż chłopak poda mi jakiś przedmiot. Wręczył mi jakąś sztywną kartkę... jakby pocztówkę lub zdjęcie. Skupiłam się ze wszystkich sił i chwilę to trwało, aż w końcu coś się wydarzyło.

Pojawiło się jakieś wspomnienie, ledwo widoczne przez coś w rodzaju dymu. Ujrzałam siebie i George'a na balu bożonarodzeniowym. Nasze głosy brzmiały jakoś dziwnie, jakbyśmy byli w tunelu, a każde wypowiedziane słowo odbijało się echem w mojej głowie.

— Co jest? — spojrzałam na niego, a ten się uśmiechnął i wskazał palcem w stronę sufitu. Nad nami wisiała jemioła.

— Czy to się liczy, jeżeli specjalnie nas pod nią zatrzymałeś? — zaśmiałam się, zakładając ręce na piersi.

— Oczywiście, że się liczy!

Rozbawiona, przewróciłam oczami i podeszłam do chłopaka. Stanęłam na palcach i zbliżyłam się do jego twarzy, po czym złożyłam na jego ustach krótki pocałunek.

— Tak się nie liczy — szepnął mi do ucha.

Serce waliło mi głośno w klatce piersiowej, a oddech miałam przyśpieszony. Nagle cały obraz przysłonił dym i powróciłam do pokoju Freda i George'a. Chłopcy patrzyli na mnie z przerażeniem, bladzi jak ściana, a w rękach trzymałam zdjęcie mnie i George'a z balu, które robił nam fotograf.

— Udało się — wymamrotałam, zaniepokojona ich minami. — Czemu tak na mnie patrzycie?

— Wyglądałaś jakoś... dziwnie — odezwał się Fred. George wziął ode mnie zdjęcie i położył je na szafkę nocną, a następnie usiadł obok i złapał za dłoń.

— Jesteś lodowata — powiedział. Dało się słyszeć nutę paniki w jego głosie. Już po chwili przyłożył dłoń do mojego czoła, aby sprawdzić, czy nie mam temperatury.

— Co masz na myśli, mówiąc "dziwnie", Freddie? — spojrzałam, na chłopaka kucającego przede mną.

— Twoje oczy... otworzyłaś je prawie od razu, jak George podał ci zdjęcie, ale... były całe białe. Dopiero po kilku sekundach je zamknęłaś, a gdy znów otworzyłaś, były normalne.

Oboje stanęli przede mną, wciąż obserwując mnie uważnie, jakby chcieli upewnić się, że już wszystko jest w porządku.

— Trochę mi słabo, ale poza tym, dobrze się czuję — wyjaśniłam, patrzą to na Freda to na George'a.

— Odpuśćmy sobie sprawdzanie kolejnych przedmiotów — rzekł George, podpierając się o jedną z kolumn, utrzymujących baldachim. — To teraz powiedz, co takiego zobaczyłaś w tej wizji, skoro mówisz, że działa.

— Zobaczyłam nas — odpowiedziałam zgodnie z prawdą, uśmiechając się lekko — jak staliśmy pod jemiołą chwilę przed... no wiesz.

Zauważyłam, że rudzielec uśmiechnął się szelmowsko.

— Nie wiem, chyba musisz mi dokładnie przypomnieć — oznajmił, pewnym siebie głosem. — Najlepiej zaprezentować.

— To ja może was zostawię samych — zaśmiał się Fred i powoli zaczął się wycofywać z pokoju.

— Ale z was głupki! — westchnęłam, czerwieniąc się ze wstydu.

~ * ~

Kiedy w południe następnego dnia wyszłam z zamku wraz z Harrym, Ronem i Hermioną, nieco przymglone, srebrzyste słońce świeciło nad błoniami. Po drodze dołączyła do nas Larissa, odziana w brązowy płaszcz i szalik w kolorach Slytherinu, a jej czarne falowane włosy powiewały lekko na wietrze. Musiała również dostać list id Syriusza, aby się z nim spotkać. Nic dziwnego, w końcu to był jej wujek. Pogoda była równie piękna, co zeszłego dnia, więc już po chwili spaceru w stronę Hogsmeade, ściągnęliśmy swoje płaszcze i przewiesiliśmy je sobie przez ramiona.

Przez drogę Potter opowiedział mi o sytuacji sprzed drugiego zadania, jak to wracając z łazienki prefektów, dał się prawie złapać Filchowi i Snape'owi na wałęsaniu się nocą po zamku. Moody, który najwidoczniej potrafi widzieć swoim magicznym okiem przez pelerynę-niewidkę, uratował bruneta i właśnie wtedy dowiedział się o Mapie Huncwotów, którą pożyczył.

Ruszyliśmy ulicą Główną, i minąwszy sklep Derwisza i Bangsa, wyszliśmy na skraj wioski. Kręta droga prowadziła w wiejskie okolice Hogsmeade, gdzie znajdowało się coraz mniej domków. Udaliśmy się w stronę wzniesienia i już po kilku minutach dotarliśmy do końca drogi. Oparty przednimi łapami o barierkę, czekał na nas czarny pies z gazetą w pysku.

— Cześć, Syriuszu! — powitał go Harry, podchodząc bliżej.

Pies gorliwie obwąchał torbę z jedzeniem, którą niósł Potter, a następnie obrócił się i pobiegł zboczem, wznoszącym się aż do podnóża góry. Ruszyliśmy za nim. Jeszcze żadne z nas przez cały czas naszego pobytu w Hogwarcie nie zapuściło się tak daleko od wioski, co sprawiło, iż poczułam się, jakbyśmy znów przeżywali jakąś zakazaną przygodę. Po mniej więcej pół godzinnej wspinaczce dotarliśmy do szczeliny w skale, przez którą musieliśmy się przecisnąć.

— Moja kondycja spadła chyba do minimum — wysapałam, zginając się w pół, od razu po wejściu do chłodnej, mrocznej jaskini. — Zaraz wypluję płuca — dodałam. Dopiero po chwili zauważyłam, że oprócz czarnego psa, w głębi stał przywiązany do wielkiego głazu hipogryf. — Dziobek!

Jego pomarańczowe oczy rozbłysły na nasz widok. Pokłoniliśmy mu się nisko, a ten ugiął przednie kolana i pozwolił pogłaskać się mnie i Hermionie po upierzonej szyi.

Pies w tej samej chwili zmienił się w Syriusza. Ubrany był w postrzępioną starą szatę, w której uciekł z Azkabanu, a jego czarne włosy były dłuższe niż wówczas, gdy widziałam go po raz ostatni. Poza tym bardzo schudł.

— Cześć, wujku! — zawołała Ślizgonka, podbiegając do Syriusza, który natychmiast zamknął ją w szczelnym uścisku i pocałował w czubek głowy.

Harry otworzył torbę i wręczył mu paczkę z udkami kurczęcia i chleb.

— Dzięki — rzekł Black, rozwijając papier i łapczywie rzucając się na jedzenie. — Żywiłem się głównie szczurami. Nie mogę ukraść zbyt wiele żarcia w Hogsmeade, bo zwróciłbym na siebie uwagę — dodał, uśmiechając się do nas.

Rozmawialiśmy o wszystkim, co zdarzyło się od Mistrzostw Świata w Quidditchu, aż do teraz, łącząc ze sobą fakty i obawy. Przeważnie temat krążył wokół dziwnego zachowania pana Croucha oraz tego, że od długiego czasu nikt go nie widział (oprócz Harry'ego, który ujrzał go na Mapie Huncwotów, grzebiącego w zapasach nauczyciela eliksirów, w noc, gdy Szalonooki uratował go przed szlabanem). Wyjawiłam im również to, że miałam złe przeczucia co do kolejnego zadania oraz profesora Moody'ego, który kręcił się w okolicach gabinetu Snape'a.

~ * ~

Przez kolejne dni Hermiona musiała mierzyć się z obraźliwymi listami czytelników tygodnika Czarownica. Jakby tego było mało, Parkinson i reszta też dawały jej w kość przed każdymi łączonymi zajęciami z domem węża. Oczywiście dostało mi się nie raz, za rzucenie klątwy w Pansy. Tego poranka Granger dostała w liście nie tylko pogróżki, a również zaklętą kopertę, z której na jej dłonie trysnęła żółtawozielona, cuchnąca ciecz, zmieniająca się w wielkie bąble. Dziewczyna pognała do skrzydła szpitalnego i opuściła zielarstwo.

Na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami też się nie pojawiła. Hagrid, który na ostatniej lekcji zapowiedział nam, że skończyliśmy już temat jednorożców, czekał na nas przed chatką z kilkoma skrzynkami. Każdy obawiał się kolejnych stworów, jak sklątki tylnowybuchowe, lecz jak się okazało, w skrzyniach znajdowały się puchate, czarne stworzenia z długimi ryjkami oraz płaskimi przednimi łapkami.

— To są niuchacze — oznajmił gajowy, kiedy cała klasa zgromadziła się wokół skrzynek. — Siedzą głównie w kopalniach. Lubią błyskotki.

W tym samym momencie jeden z niuchaczy złapał za zegarek Parinson, która wrzasnęła ze strachu i odskoczyła. Nie udało mi się stłumić parsknięcia śmiechem, przez co zostałam obrzucona przez nią morderczym spojrzeniem.

— Śmieszy cię coś, Rainwood? — wysyczała przez zaciśnięte zęby.

— Jak widać — odparłam z serdecznym uśmiechem.

— Pożyteczne stworzonka, wyniuchają każdy skarb — powiedział uradowany Hagrid, który nie usłyszał naszej krótkiej wymiany zdań. — Tak se pomyślałem, że możemy się dzisiaj trochę zabawić. Zakopałem tutaj trochę złotych monet — wskazał na świeżo skopaną ziemię. — Wybierzcie sobie po jednym, a ten, którego niuchacz wykopie najwięcej monet, dostaje nagrodę. Tylko pozdejmujcie wszystkie cenne rzeczy, zanim weźmiecie je do rąk.

Od razu zdjęłam bransoletkę, którą podarował mi przed balem George i schowałam ją do kieszeni szaty. Każdy wziął po niuchaczu, a gdy dotarłam do skrzynki, zostało ostatnie zwierzę, nieco różniące się kolorem od reszty, gdyż jego futerko było bardziej grafitowe aniżeli czarne. Wzięłam go na ręce i ustawiłam się z resztą uczniów przy ziemi. Niestety, każdy niuchacz zaczął kopać w poszukiwaniu skarbów, oprócz mojego, który najwyraźniej nie czuł do mnie za grosz zaufania i nie chciał szukać monet.

— No już, szukaj — zachęciłam go, lekko popychając do przodu. Ten jedynie przypatrywał mi się, mrugając oczami, jakby był zdziwiony. — Hagridzie, mój niuchacz nie chce szukać monet — oznajmiłam, gdy gajowy przechadzał się obok nas, sprawdzając postępy.

— Masz tu trochę karmy, może go to zachęci — odparł, podając mi worek.

Niuchacz podszedł niepewnie i zjadł jedzonko, ale nic to nie dało. Na koniec zajęć byłam jedyną osobą, która nie zdobyła ani jednej monety. Za to niuchacz Rona okazał się najbardziej skuteczny i dostał on tabliczkę czekolady z Miodowego Królestwa.

Odłożyłam do skrzynki niuchacza, którego cały czas trzymałam na rękach i mogłabym przysiąc, że był on z siebie zadowolony i to za bardzo. W tym czasie doszła do nas Hermiona z opatrzonymi rękami. Ślizgoni i Gryfoni zaczęli wracać do zamku, a Granger rozmawiała z chłopakami i Hagridem, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że nie mam bransoletki.

— O nie! — wrzasnęłam. — Gdzie jesteś ty mały, uroczy, ale i okropnie wredny stworzeniu?!

Zwróciłam na siebie ich uwagę, gdy przekopywałam skrzynki w poszukiwaniu grafitowego futerka. Nagle przyuważyłam niuchacza, którego szukałam na schodku od chatki Hagrida. W łapce trzymał mieniącą się w świetle słońca moją bransoletkę, a sam wyglądał, jakby cieszył się ze swojego łupu. Utrzymałam z nim kontak wzrokowy i pomału zaczęłam się zbliżać do niuchacza, lecz ten jakby wiedział, co planuję i rzucił się do ucieczki.

— Oddawaj to! — zawołałam, biegnąc za nim, aż walnęłam się otwartą dłonią w czoło i wyjęłam różdżkę. — Accio!

Niuchacz podleciał do mnie w ekspresowym tempie, a na trawie wylądowała bransoletka, którą natychmiast schowałam.

— On mnie nie lubi — rzekłam, oddając Hagridowi niuchacza, a następnie zapinając na nadgarstku bransoletkę, upewniając się kilka razu, że na pewno ją mam na sobie.

~ * ~

Kilka tygodni później sprawa Croucha zrobiła się jeszcze dziwniejsza. Harry wraz z Krumem przechadzali się przy Zakazanym Lesie, gdyż Bułgar chciał się upewnić, że wszystko, co wypisywała Rita Skeeter w tygodniku Czarownica, to kłamstwa. Oczywiście, gdy uzgodnili, że Potter nie jest w związku z Hermioną, z lasu wyczołgał się Crouch, który wygadywał dziwne rzeczy. Brunet zostawił z nim Kruma i sam pobiegł do dyrektora, lecz gdy wszyscy znaleźli się na miejscu, po Bartym nie było śladu, a Wiktor leżał nieprzytomny.

Na domiar złego, Bagman wciąż nie oddał długu Fredowi i George'owi. Postanowiliśmy przestać próbować z nim pogadać, skoro nic to nie działało i sięgnęliśmy po ostateczność. Właściwie to tylko ja i Fred się zgadzaliśmy w tym wypadku.

— To jest szantaż, możemy mieć poważne kłopoty, jak to zrobimy — oznajmił George, gdy Fred chciał już przywiązywać list do nóżki szkolnej sowy.

— Próbowaliśmy grzecznie, teraz zagramy nieczysto, tak jak on — odparł jego brat, zerkają na nas kątem oka. — Przynajmniej Ministerstwo dowie się, co zrobił.

— Mówię wam, to będzie zwykły szantaż!

— Tak, ale przestaniesz biadolić, jak odzyskamy szmal! — zawołał Fred, odwracając się do nas przodem. Sowa zdenerwowana ciągłą zmianą zdania rudzielca odleciała obrażona.

— Nie zaczynajcie się kłócić! — syknęłam, stając między chłopakami. — Jak nie list, to co proponujesz, Georgie?

Zanim chłopak odpowiedział, drzwi sowiarni otworzyły się, a w nich stanęli Harry, Ron i Hermiona. Sądząc po ich minach, wszystko słyszeli.

— Co tu robicie? — zapytali równocześnie Ron i Fred.

— Wysyłamy list — odpowiedzieli w tym samym czasie Harry i George.

— Co, o tej porze? — zapytałam jednocześnie z Hermioną.

Fred wyszczerzył zęby, a ja stłumiłam chichot.

— Dobra, koniec — powiedziałam, rozbawiona sytuacją. — My już idziemy.

— Kogo szantażujecie? — zapytał młodszy Weasley, gdy wraz z bliźniakami minęliśmy ich w drzwiach. Z twarzy Freda i George'a zniknęły uśmiechy.

— Nikogo, ja tylko żartowałem — odrzekł George.

— Nie brzmiało to, jak żart — ciągnął rudzielec.

— Już ci mówiłem, Ron, jeśli podoba ci się kształt swojego nosa, przestań węszyć, dobra? — warknął Fred.

— Możecie wpakować się w kłopoty!

— Już ci mówiłem, że żartowałem — powiedział George, który podszedł do brata bliźniaka i wziął od niego kopertę. Zaczął ją przywiązywać do nóżki najbliższej płomykówki. Zaniósł ją do okna, a ta natychmiast odleciała. — Wiesz co, Ron? Zaczynasz nawijać, jak nasz kochany straszy brat. Rób tak dalej, a może zostaniesz prefektem.

— Nigdy! — oburzył się Ron.

— To przestań mówić ludziom, co mają robić — wyszczerzył się do brata, a następnie podszedł do nas i zarzucił ramię na moje barki. — Chodźcie stąd.

I opuściliśmy sowiarnie.

— Ktoś tu zmienił zdanie co do "szantażu" — zaśmiałam się, robiąc cudzysłów z palców, zadzierając głowę do góry, aby spojrzeć w twarz George'a.

— Tak wyszło — mruknął, uśmiechając się półgębkiem.

— Podoba mi się ta stanowcza wersja ciebie — oznajmiłam, po czym przegryzłam dolną wargę. Chłopak lekko się zmieszał przez moje słowa.

— Ja tu nadal jestem — rzekł Fred, który spojrzał na nas ze zniesmaczoną miną.

Continue lendo

Você também vai gostar

134K 9.9K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
70.3K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
53.3K 2K 44
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
45.2K 1.9K 38
Szybko możemy kogoś znielubić, ale ... równie szybko możemy kogoś polubić, prawda?