Nie potrafisz mi się oprzeć |...

By girlsgirlsgirls010

109K 4.7K 1K

Camila Cabello zaczyna studia na Uniwersytecie Kalifornijskim, ta cicha, poukładana i skryta dziewczyna napo... More

I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XIV
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
XXVIII
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
XXXIII
XXXIV
XXXV
XXXVI
XXXVII
XXXVIII
XXXIX
XL
XLI
XLII
XLIII
XLIV
XLV
XLVI
XLVII
XLVIII
XLIX
L
LI
LII
INFORMACJA ADVOCATE OFFICE
LIII
LIV
LV
LVI
LVII
LVIII
LIV
LV
LVI
LVII
LVIII
LIX
LX
LXI
LXII
LXIII
LXIV
LXV
LXVI
LXVII
LXVIII
LXX
LXXI
LXII
LXIII
LXIV
LXV
LXVI
LXVII
LXVIII
LXIX
LXXX
LXXXI

LXIX

1.2K 65 36
By girlsgirlsgirls010

Camila pov

Lauren wyszła spod prysznica i bardzo szybko zasnęła, to musiał być dla Niej męczący dzień, się po prostu wślizgnęłam się pod kołdrę obok Niej i natychmiast zasnęłam.

Następnego ranka obudziłam się całkowicie wyspana, a nawet z lekkim uśmiechem na twarzy, bo Lauren przytulała mnie na łyżeczkę, a nos miała schowany w mojej szyi. Postanowiłam rozkoszować się tą chwilą jak najdłużej, ale nie było mi dane.

- Znowu to robisz. - Usłyszałam ochrypły głos za sobą.

- Co takiego? - Zapytałam cicho wiedząc, że chodzi Jej o przytulanie. - To Ty się do mnie kleisz. - ciągnęła bardziej wypinając pośladki.

- Nie prowokuj mnie. - Musnęła ustami moja szyję i przywarła biodrami do mojego tyłka tak mocno, że nawet kartka papieru by się między Nami nie zmieściła.

- Pff. - Zaśmiałam się kręcąc tyłkiem czym wzbudziłam w Niej jeszcze większe podniecenie, którego skutki czułam na własnym ciele.

- Muszę wstać.

- Co będziesz dziś robić? - Zapytałam i wyswobodziłam się z Jej uścisku.

- Muszę załatwić pare spraw, ale południu jedziesz ze mną oglądać dom. - Otworzyła szufladę i zabrała z Niej ubrania.

- Lauren..musimy o tym porozmawiać. Nie mogę przecież przyjąć od Ciebie domu! - Wyrzuciłam ręce w powietrze.

- Możesz i to zrobisz. - Podeszła jeszcze do mnie i pocałowała mocno w usta po czym weszła do łazienki, a ja opadłam powtórnie na miękki materac.

- Wal się Jauregui. - Burknęłam pod nosem.

Lauren pov

Po załatwieniu wszystkiego w pracy wyszłam z kasyna i udałam się do domu rodzinnego w Celu odebrania Camili. Kupiłam po drodze szampana i wstąpiłam do kwiaciarni, po kwadransie byłam w domu.

- A Ty jeszcze nie gotowa? - Zastałam Camilę wyciekająca kurze w salonie.

- Lauren, mówiłam Ci, że tak nie można. - Odłożyła puchata szczotkę na blacie i chwyciła ścierkę.

- Po prostu go zobacz. - Podeszłam bliżej, bo wiedziałam, że na sile Jej do auta nie zaciągnę. Chyba, ze będę musiała.

- Zgoda. - Ogromny uśmiech zagościł na mojej twarzy, a Camila pokręciła głową i poszła się przebrać.

Po kwadransie siedzenia na kanapie i przeglądaniu portali społecznościowych na dole zjawiła się Camila. Ubrana w niebieska przylegająca spódniczkę i biały crop top.

- Ładnie wyglądasz. - Powiedziałam zgodnie z prawda, ale tez chciałam Ją udobruchać.

- Dzięki. - Założyła na nogi białe vansy i wyszłyśmy z domu.

Otworzyłam drzwi pasażera pomagając Camili wejść do auta, a następnie zasiadłam na fotelu kierowcy.

Brunetka przez pół drogi rozmawiała przez telefon z moją matką, odnośnie ich jutrzejszego powrotu, widziałam w jej oczach i słyszałam w Jej głosie podekscytowanie, bo bardzo tęskni za Cameronem. Nawet ja tęsknie za gówniarzem, a co Ona ma powiedzieć?

Po jakimś czasie dojechałyśmy na obrzeża miasta, Camila z zaciekawieniem przyglądała się otoczeniu przez okno.

- Piękna okolica. - Nagle się odezwała, a ja położyłam dłoń na jej kolanie na co się uśmiechnęła.

- To teraz chodź obejrzeć dom. - Zaparkowałam przed białym dwupiętrowym domem i wyszłam z auta, po czym pomogłam wyjść Camili.

- Wow, duży. - Zaczęła rozglądać się na wszystkie strony.

- Nie mów tak głośno, nie każdy musi wiedzieć... - Powiedziałam cicho na co Camila przewróciła oczami.

- Głupia. Otwieraj! - Podałam Jej klucz, aby mogła to zrobić osobiście. Spojrzała na pęk kluczy w swojej małej dłoni i zaczęła siłować się z zamkiem. - Możesz? - Podała mi klucz, po czym otworzyłam drzwi wejściowe i przepuściłam brunetkę w wejściu.

- I jak? - Camila zaczęła świrować oczami po przestrzeni domu.

- Jest piękny, taki..idealny. - Powiedziała ze smutkiem w głosie.

- Jest Wasz. - Podeszłam do Niej i przytuliłam Jej drobne ciało od tylu.

- Oszalałaś. - Odwróciła się do mnie przodem i położyła dłonie na moim mostku.

- Na Twoim punkcie. - Puściłam Jej oko, a ona uśmiechnęła się promiennie i odrywając się ode mnie podążyła do kuchni.

- Jak to sobie wyobrażasz? - Oparła się o wyspę kuchenną.

- Chce żebyście zawsze mieli gdzie się podziać. Nieważne czy ze mną, czy beze mnie. - Uwięziłam Ją między blatem a moim ciałem i oparłam swoje czoło o Jej.

- Nigdy nie będzie stać mnie na taki dom. - Spojrzała mi w oczy, a Jej dłonie zaczęły drżeć.

- W umówię notarialnej ten dom należy do Ciebie i Camerona, więc już Cię stać. Teraz tylko musisz zaplanować z projektantem jak będzie wyglądać, jakie meble, kolory ścian i ogród chciałbyś mieć. - Z Jej oczu momentalnie zaczęły płynąc łzy, przytuliła się do mnie mocno, obejmując mój tors swoimi małymi rękami.

- Jeśli zamieszkasz tutaj ze mną.. - Powiedziała ledwie słyszalne. - Nie mogę dać Ci nic równie cennego. - Mówiła w moja klatkę piersiowa. Odchyliłam się i podniosłam Jej brodę tak, żeby patrzyła mi w oczy.

- Dałaś mi już coś bezcennego. A raczej kogoś. - Uśmiechnęłam się, co od razu odwzajemniła i zbliżyła swoje usta do moich.

Camila pov

Emocje jakie mną targały sięgały zenitu, tak bardzo się bałam, ze nie dam rady utrzymać sama mieszkania, i gdyby chodziło tylko o mnie to miałabym to w nosie, ale jest Cameron, który potrzebuje domu, stałego miejsca, jedynego miejsca na Ziemi, w którym będzie dorastał w spokoju i miłości. Taki właśnie jest ten dom. Wiem, ze mu się spodoba, mnie spodobał się od razu mimo tego, ze jest praktycznie pusty.

Po godzinnej przechadzce po całym domu byłam wniebowzięta, jest idealny. I wiem, że będziemy tu szczęśliwi, cała Nasza trójka. Chce żeby Lauren mieszkała z Nami, chce spróbować, ale z drugiej strony trochę się boje.

- Poczekaj chwile. - Lauren zostawiła mnie w tym ogromnym i pustym salonie z marmurowym kominkiem i wyszła na moment. Po chwili wróciła z szampanem i bukietem kwiatów. - Co prawda zapomniałam o kieliszkach, ale możemy napić się z gwinta. - Uśmiechnęła się promiennie i zaczęła zbliżać się do mnie.

- Jesteś niemożliwa. - Pokręciłam głowa przyjmując bukiet czerwonych róż, a Lauren wskazała na swój policzek, bym złożyła tam pocałunek.

- Witaj w domu. - Objęła moja małą posturę i przywarła do mnie swoimi miękkimi ustami.

Po wielu emocjach związanych z domem, postanowiłyśmy pojechać na kolacje. Padło na jakiś przydrożny bar z fastfoodem, bo nie miałyśmy ochoty na restauracje. Lauren jak zwykle otworzyła przede mną drzwi i wybrałyśmy stolik gdzieś na końcu lokalu, gdy dostałyśmy menu od sympatycznej kelnerki zaczęłyśmy się zastanawiać i padło oczywiście na pizzę. Jakby inaczej.

- Czy coś jeszcze dla Pani? - Jak się okazuje sympatyczna kelnerka okazała się bardzo niesympatyczna, bo cały czas przychodziła i kokietowała Lauren, której oczy świeciły się jak by miały zaraz zacząć ciskać laserami. Nic dziwnego, cycki blondi o mało nie wypadły z Jej kusego topu.

- Pepsi. - Odpowiedziała zdawkowo i spojrzała na mnie pytająco.

- Woda. - Odpowiedziałam oschle fałszywie się uśmiechając. Blondi zanotowała dwie pozycje jak gdyby miała zapomnieć po drodze do baru tych informacji, ale cóż się dziwić jak w głowie Jej tylko kokietowanie.

- O co Ci chodzi? - Lauren spojrzała na mnie chyba naprawdę nie wiedząc o co chodzi.

- O nic. - Wzruszyłam ramionami i  ugryzłam kawałek swojej pizzy.

- Camila..- Powiedziała ostrzegawczo.

- Lauren..- Zaczęłam Ją przedrzeźniać, a do stolika podeszła ponownie blondi świecąc się tymi wielkimi cycami przed oczami Lauren.

- Dzięki. - Odpowiedziała i się spięła.

- Och tak, dziękujemy. - Przedrzeźniałam Ją dalej na co Lauren włożyła swoje kolano między moje nogi pod stolikiem patrząc mi twardo w oczy. - Ekhem.

- Jeśli będę potrzebna proszę wołać. - Nawet na mnie nie spojrzała, tylko poszła.

- Czy Ty jesteś zazdrosna o cycata blondi? - Zaczęła mierzyć mnie wzrokiem.

- Nie? - Ścisnęłam udami Jej kolano.

- Czyli mogę zostawić Jej swój numer? - Wyprowadzała mnie z równowagi.

- Idziemy! I nawet nie zostawimy napiwku!! - Parsknęłam i zaczęłam wstawać, a Lauren kolejny raz wypomniała mi zazdrość.

Może tylko trochę byłam zazdrosna, ale nie jakoś mocno.

Do rodzinnego domu Lauren dotarłyśmy pod wieczór, bo musiałyśmy jeszcze zrobić zakupy w Targecie, postanowiłam rano zrobić wytworne śniadanie z gosposią, aby przywitać Państwa Jauregui i Camerona, za którym tak bardzo tęsknie.

Lauren musiała załatwić jeszcze jakieś sprawy, więc wyszła z domu, a ja zajęłam się wieczorną pielęgnacja.

O północy Zielonooka dotarła do domu, spałam już, ale obudził mnie huk, więc oczywiście wiedziałam, że to Ona. Jednak zbyt długo nie wchodziła na górę, wiec postanowiłam zejść na dół.

Ostrożnie zeszłam ze schodów zastając tam nikogo innego jak Lauren..i..Taylor?

O Boże, Lauren upiła Taylor!

- Co tu się dzieje? - Stanęłam przed Nimi opatulając się szczelnie szlafrokiem. - Czy Wy jesteście pijane?!

- Kochanie, spokojnie. - Lauren czknęła wstając.

- To moja wina. - Odezwała się Taylor, a Zielonooka próbowała okrążyć stolik kawowy.

- Ty nawet się nie odzywaj! Masz 17 lat, postradałaś zmysły?! - Wyrzuciłam ręce w powietrze. - A a Ty siadaj! - Podeszłam do Lauren i chwytając Ją za ramię popchnęłam na kanapę.

- To gra wstępna? - Lauren poruszała brwiami śmiejąc się tak pięknie. - Taylor, do siebie! - Powiedziała do siostry na co ta zaczęła chichotać.

- Chryste, natychmiast na górę, a Ty do łóżka! - Zaczęłam iść w kierunku schodów.

- Już pędzę, kochanie! - Lauren w drodze do schodów zdjęła buty, na co przewróciłam oczami i poszłam odnieść je na miejsce. Wchodząc na górę minęłam się z Taylor, której ponownie udzieliłam reprymendy.

- Jesteś zła? - Przystanęłam w progu widząc Lauren spinająca swoje mokre włosy w wysoki kok. Szare spodenki luźno wisiały na Jej biodrach, krople na Jej rozgrzanym ciele nadal można było dostrzec. I ten głupawy uśmieszek. Oczywiście, że nie jestem zła.

- Tak, jestem zła. - Podeszłam do prawej strony łóżka i odsunęłam kołdrę. Nagle za mną pojawiła się Lauren dociskając się do mnie całym swoim ciałem.

- Może jednak nie? - Przywarła ustami do mojej szyi na co wypięłam się w łuk, a mój tyłek otarł się o coś twardego.

- Jestem. - Prawie jęknęłam.

- Możemy to naprawić. - Zsunęła z moich ramion szlafrok, który spadł mi do stóp i odwróciła przodem do siebie.

- Jak? - Zapytałam głupio patrząc w Jej pijane oczy.

- Jak tylko chcesz. - Zaczęła wodzić palcem od mojego mostka, aż do granicy różowych spodenek w jakieś małe kotki..Moje sterczące sutki ocierające się o materiał białego topu zdradzały moje chęci co Lauren zauważyła i trąciła jeden z nich przez materiał.

- Jesteś pijana. - Założyłam przedramiona na piersi, a chwile później Lauren popchnęła mnie na łóżko górując nade mną.

- Już nie jestem. - Załączyła Nasze usta w zażartym pocałunku jednocześnie sunąć dłonią po moim biodrze. Szybko wsunęła rękę pod materiał moich spodenek i zaczęła delikatnie pocierać moje czule miejsce co spowodowało cichy jęk, który z siebie wydałam w Jej usta.

- Poczekaj. - Odepchnęłam Ją lekko na co spojrzała na mnie pytająco. - Nie biorę tabletek. - Unormowałam niespokojny oddech.

- Żartujesz? - Głowa Lauren opadła na moje ramię.

- Nie..- Przygryzłam wargę. - Nie masz prezerwatyw? - Zapytałam nieśmiało.

- Nie sądziłam, że będę ich potrzebować. - Przeturlała się na plecy dramatycznie wzdychając.

- Och. - Udałam zasmuconą, ale szybko usiadłam i chwyciłam Jej penisa przez materiał szarych spodenek na co otworzyła jedno oko.

- Ten pomysł tez jest dobry. - Skrzyżowała ręce nad głowa i przyglądała mi się z zaciekawieniem.

Po chwilowym droczeniu się z Zielonooką chwyciłam brzeg spodenek ciągnąć je znacznie niżej. Jej oczy zaświeciły się, gdy ujęłam Jej przyrodzenie w swoją mała dłoń i zaczęłam wykonywać ruchy góra, dół.

- Jesteś bardzo nieprzyzwoita, Karla. - Ścisnęłam mocniej członka na co syknęła, ale uniosła kąciki ust patrząc na mnie.

- Staram się być. - Powiedziałam lekceważąco i szybko schyliłam się biorąc Ją w usta.

- Ja pierdole..- Chwyciła moje włosy zawijając je w pięść, a ja dalej kontynuowałam sprawianie Jej przyjemności. Szybko odwróciłam głowę w Jej stronę dalej dzierżąc Ją w ustach i patrząc prosto w Zielone tęczówki.

Po chwili Lauren wolną ręką zaczęła dotykać moje wylewające się z bluzki piersi, co spotkało się z moim uznaniem, więc mruknęłam nie przestając dogadzać Zielonookiej.

- Starczy. - Nagle Zastygłam w miejscu patrząc pytająco na Czarnowłosą.

- Co starczy? - Skrzywiłam się tracąc równowagę, gdy Lauren pociągnęła za moje spodenki praktycznie je rozrywając i rzuciła jak manekinem na swoje ciało.

- Moja kolej. - Jednym sprawnym ruchem odwróciła mnie do góry nogami tak, że moje krocze było przy jej twarzy na co pisnęłam. - Wyluzuj się. - Odgarnęła moje podarte spodenki na bok i zatopiła usta w moim centrum na co momentalnie otworzyłam oczy szerzej. - Jesteś bardzo perwersyjna, Karla. - Klepnęła mój pośladek dalej racząc mnie swoim językiem, a ja nie będąc Jej dłużna chwyciłam Jej przyrodzenie i zaczęłam wprawiać swoją dłoń oraz usta w ruch.

Po jakże owocnym orgaźmie, którego osiągniecie Lauren zajęło chwile dłużej niż mi, zważając na to ile wypiła to i tak nieźle..opadłyśmy na materac patrząc w sufit. Zielonooka ziewnęła i z zamkniętymi oczyma pocałowała moje czoło po czym odpłynęła w głęboki sen. Pokręciłam tylko głową i przytulając się do Jej boku również zamknęłam oczy.

Gdy tylko słońce zaczęło wpadać do mojego tymczasowego pokoju natychmiast zerwałam się z łóżka. Lauren spała na brzuchu śliniąc się na moją poduszkę, ale uznałam, że jak śpi to nie będzie mi przeszkadzać. Pobiegłam pod szybki prysznic i umyć zęby. Nie nakładałam żadnego makijażu, tylko zahaczyłam o szafę wyjmując z Niej biała przylegająca sukienkę sięgająca mi do połowy ud. Wciągnęłam na tyłek majtki i zbiegłam na dół.

- Witaj, Sophia. Już pichcisz? - Uśmiechnęłam się do gosposi, która kroiła warzywa na drewnianej desce.

- Oh, tak Panienko. Nie chciałam Panienki budzić. - Bordowowłosa gosposia w podeszłym wieku chwyciła za ręcznik przecierając dłonie i otworzyła lodówkę. - Pani Jaureguii dzwoniła, że miga chwile się spóźnić, więc to raczej będzie lunch. - Nalała do wysokiej szklanki świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego i obrażająca blat położyła szkło przede mną.

- Dziękuje. - Upiłam spory łyk i wstałam, aby wybrać fartuszek. - Pokroje pieczywo, a potem zabiorę się za owoce. - Uśmiechnęłam się, po chwili stając tyłem do kobiety, aby zawiązała mi bordowy fartuszek. - Dziękuje. - Chwyciłam za nóż do pieczywa i wyjęłam z szafki koszyki, po czym przystąpiłam do pracy.

- Twój synek jest taki uroczy. Wyglada zupełnie jak mała kopia Lauren. - Zachichotała lepiąc coś z ciasta francuskiego.

- To prawda. - Zachichotałam układając w koszyku wiklinowym pokrojoną bagietkę. - Nie tylko z wyglądu przypomina Lauren..- Zachichotałam razem z gosposią, która zna Lauren od małego.

Po tym jak ustawiłyśmy z Sophią niezbędne przedmioty na stole, oraz jedzenie poszłam na górę, żeby obudzić Lauren. Oczywiście spała w najlepsze, więc chwyciłam za poduszkę i zaczęłam nią Ją okładać.

- Wstawaj! - Zadałam kolejny cios, na co Lauren chwyciła mój nadgarstek i pociągnęła do siebie.

- No już, przytul mnie trochę. - Mówiła z zamkniętymi oczami.

- Ale tylko chwilę. - Uległam oczywiście, zarzucając nogę na Jej udo.

- Dziś popołudniu mamy spotkać się z dekoratorka wnętrz. - Mówiła niewyraźnie wtulona w moje piersi.

- Okej, o której? - Zaczęłam głaskać Ją po włosach na co zamruczała.

- O piątej. - Nagle na dole rozległ się huk, co oznaczało, że Państwo Jaureguii wrócili. Natychmiast zerwałam się na równe nogi i pisnęłam.

- Cameron! - Prawie się przewróciłam i zaczęłam biec w kierunku schodów, aż dostrzegłam moje największe szczęście w życiu. Spotkaliśmy się wzrokiem, się przyśpieszylam o mało nie wywracając się na schodach.

- Mamoo! - Przyodziany w kapelusz i stylowe okulary, z wyraźna opalenizna mój syn wpadł mi w ramiona. Z moich oczu popłynęły łzy i ścisnęłam Go jeszcze mocniej wdychając Jego cudowny zapach. - Mamo..udusisz mnie! - Chwycił moje policzki i uśmiechnął się pięknie.

- Tak bardzo tęskniłam. - Zaczęłam całować całą Jego małą buźkę dalej klęcząc i trzymając go w ramiona. - Urosłeś. - Stwierdziłam zakładając kosmyk jego czarnych, już przydługich włosów za ucho.

- Ty tez urosłaś. - Stwierdził, na co zaczęłam chichotać.

- Naprawdę?

- Tak, urósł Ci uśmiech! - Objął moją szyje swoimi nadal małymi rączkami i wtulił się we włosy.

Po emocjonalnym przywitaniu z moim synem poszłam przywitać się z Państwem Jauregui, a Cameron z ciocią Taylor.

- Nie wiem jak Państwu dziękować, mam skromny podarunek..- Chwyciłam torebkę z szampanem i pralinami wręczając Ją pani Clarze.

- Och dziecko, nie trzeba było! To były nasze najlepsze wakacje w życiu, prawda Michael? - Mama Lauren natychmiast wzięła mnie w ramiona, a ojciec zawtórował i po przywitaniu się usiadł do stołu prosząc Sophie o szklankę whisky.

- Mimo wszystko, dziękuje. - Uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Poczekaj aż zobaczysz więcej zdjęć i nagrań..- Mówiła uradowana.

- Nie mogę się doczekać. - Usiadłyśmy do stołu, a po chwili pojawiła się Lauren.
Cameron podbiegł do Niej ile sił w nogach i uwiesił się jak małpka na drzewie. Następnie Zielonooka przywitała sie z rodzicami, Ty i Sophia po czym usidla naprzeciwko mnie przy stole puszczając mi oczko.

- Babcia! Babcia! - W trakcie śniadania, a właściwie po, bo Cameron stwierdził, że już więcej nie wciśnie i musi rozdać wszystkim pamiątki z wyjazdu.

- Tak skarbie? - Odezwała się brunetka przerywając posiłek na co Cam podszedł do Niej i szeptał coś na ucho chichocząc.

- Cameron będzie rozdawać pamiątki, gotowi? - Kiwnęła głowa na wnuka, który w swoich rzeczkach dzierżył ogromna, papierowa torbę czekając na swoja kolej. Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami zachęcając Go do działania. - Sam wybierał, dla każdego coś od serca, prawda skarbie?

Z powagą, w plenum skupieniu kiwnął głową, postawił torbę na podłodze po czym zaczął w niej szperać.

- To dla Ciebie mamusiu. - Podszedł do mnie i wręczył mi bransoletkę z muszelek przy której była zawieszka ze słońcem. Nie powiem..wzruszyłam się lekko.

- Jest piękna kochanie, dziękuje. - Nadstawił dzióbek, który cmoknęłam i pogłaskałam Go po policzku.

- Teraz mama Lauren! - Podbiegł ponownie do torby, po czym dzierżąc w dłoni coś metalowego podbiegł do Lauren i wdrapał sie na Jej kolana. - Masz. - Dał jej przedmiot.

- Zapalniczka? Super, dzięki. - Poczochrałam go po włosach, a Jego uśmiech nie schodził z twarzy.

- Bo palisz papierosy! - Zakrył usta dłonią jakby to był jakiś zakazany sekret i podreptał po koeljną pamiętne. - Teraz ciocia Taylor! - O Boże, oby to nie była zapalniczka pomyślałam.

- Bransoletka przyjaźni z Twoja dziewczyna! - Odetchnęłam z ulga śmiejąc się pod nosem. Lauren spoglądała na mnie z lekko uniesionym kącikiem ust i bawiąc się zapalniczka. - Jedno jest pewne. Musi skończyć palić, a Cameron Ją w tym wspierać.

Po śniadaniu pomogłam posprzątać Sophie, Cameron był wykończony, więc szybko odpłynął tak jak dziadkowie. Zmiana czasu zawsze męczy.

Popołudniu Lauren oznajmiła, że pora jechać do..Naszego domu, aby spotkać się z dekoratorką wnętrz i dopiąć wszelkich formalności. Cameron nadal spał, więc został pod opieka Sophie i babci, więc mogłam na spokojnie pojechać. Wskoczyłam w wygodny, szary dres i sportowe buty po czym zbiegłam na dół, bo Lauren czekała już w aucie od..jakiś 15 minut.

- Wybacz, chwile mi zeszło. - Zdyszana wsiadłam do samochodu i zatrzasnęła drzwi.

- Zawiozę Cię na miejsce i potem odbiorę. - Oznajmiła jak gdyby nigdy nic przeglądając telefon.

- Co? Dlaczego? Nie będziesz tam ze mną? - Zdenerwowałam się tym faktem.

- Muszę coś załatwić, a Ty i tak zrobisz to lepiej. - Podłączyła telefon do samochodowej ładowarki i uchyliła okno, żeby zapalić papieros.

- Myślałam, że robimy to razem. - Skrzyżowałam przedramiona na piersi. - I mogłabyś nie palić? Śmierdzi. - Zaczęłam wachlować się dłonią czując trujący dym.

- Camila, wybierz co tylko chcesz, mało mnie to interesuje, a cena nie gra roli. - Zaciągnęła się papierosem w ogóle nie reagując na moje prośby zaprzestania, więc odpuściłam.

- Nie wiem co Cię dziś ugryzło. - Prychnęłam podziwiając widoki prowadzące do tego ogromnego domu.

- Mam dużo pracy. - Wyjęła ze schowka klucze i zatrzymała się na żwirze. - Josephine będzie tu niedługo, ma cały plan domu, ale jak będziesz chciała wywalać ściany to niech to uwzględni. - Podała mi pęk kluczy. - Zaplanujcie to tak, żebyś była zadowolona, rozumiesz? - Spojrzała na mnie przeszywająco.

- Mhm. - Przewróciłam oczami ze zdenerwowania i zaczęłam wychodzić z samochodu, ale Lauren pociągnęła mnie za nadgarstek.

- Nie pożegnasz się ze mną? - Uniosła brew ku górze i przekręciła głowę na bok.

Cmoknęłam kącik Jej ust. - Pa.

- Odbiorę Cię za około dwie, trzy godziny.

- Okej. - Zamknęłam drzwi i zaczęłam iść w kierunku domu. Lauren nie odjeżdżała, pewnie czekała aż wejdę do środka. No i tak było, gdy weszłam dopiero odjechała. Jak zwykle zaborcza.

W czasie oczekiwania na dekoratorkę szwendałam się po prawie pustym domu obrazując świnie w głowie jak będzie wyglądać, gdy ściany będą pomalowane i meble znajda swoje miejsce. Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do potężnych, białych drzwi, które natychmiast poszłam otworzyć spodziewajcie się Pani Alice, gdy otworzyłam drzwi moim oczom ukazała się piękna, młoda kobieta z ogromna teczka pod pachą i równie wielkim, śnieżnobiałym uśmiechu. Nie wiem dlaczego, ale w mojej głowie od razu pojawił się znak zapytania odnośnie kobiety..czy Lauren coś z Nią łączyło? Natychmiast przewróciłam się do porządku i otworzyłam szerzej drzwi, aby kobieta mogła wejść do środka.

- Dzień dobry, Camila Cabello. - Podałam Jej dłoń, gdy odłożyła swoją teczkę i obciągnęła spódnice.

- Josephine Skriver, dekoratorka wnętrz, ale to już wiesz. - Uśmiechnęła się ściskając moja rękę.

- A więc..- Nigdy w życiu nie doświadczyłam fachowej pomocy w dekorowaniu wnętrz, więc byłam trochę zmieszana, nie wiedziałam od czego zacząć i kobieta chyba to wychwyciła.

- Powinnyśmy zacząć od kuchni, to przecież serce domu. - Chwyciła swoją teczkę i szła za mną do pomieszczenia. - Lauren mówiła, że budżet jest najmniej ważny, więc proszę powiedz mi jak to widzisz? Masz jakiś pomysł? A może przeglądałaś pinteresta? - Gęba Jej się nie zamykała i dlaczego jest z Lauren na Ty?

- Właściwie to nie mam żadnego pomysłu. - Oparłam się o wyspę kuchenna obserwując jak blondynka wyciąga z teczki plany domu i jakieś kolorowe kartki, kawałki tapet i wzorniki płytek.

- W takim razie zacznijmy od koloru, tworzywa albo faktury, wzięłam ze sobą palety, próbki i wzorniki, także powinno pójść szybko i sprawnie. - Jaki kolor najbardziej Cię interesuje? - Rozłożyła przede mną kilka kolorowych szablonów i wzorników płytek na które rzuciłam okiem.

- Podobają mi się te. - Wskazałam na ciemno-szare, matowe płytki imitujące beton.

- Świetny wybór, idealnie współgrać będą deski lite olejowanie mahoń, albo orzech! Z podobnego tworzywa możemy wykonać blaty, a białe meble rozjaśnia całe pomieszczenie.

- Brzmi świetnie. - Zobrazowałam sobie cały ten pomysł w głowie i bardzo mi się podoba.

Po pół godzinnej rozmowie o kuchni przeszłyśmy do salonu, ustaliłyśmy, że w całym domu będą lite deski w odcieniu orzecha, ogrzewanie podłogowe oraz białe listwy. Co do kolorów ścian i płytek w innych pomieszczeniach będziemy jeszcze rozmawiać. Josephine zostawiła mi mnóstwo katalogów z meblami i moim zadaniem domowym było zaznaczenie pozycji, które wpadły mi w oko. Później będziemy mogły dopracować do siebie poszczególne elementy.

- Jeszcze w tym tygodniu skontaktuje się z Lauren odnośnie kolejnego spotkania, wtedy zajmiemy się łazienkami. - Zaczęła pakować swoją teczkę.

- Mogę podać Ci mój numer, tak będzie łatwiej? - powiedziałam z fałszywym uśmiechem.

- Oh, nie trzeba jestem z Lauren w stałym kontakcie. Poza tym jeszcze musimy porozmawiać o garażu i piwnicy. - Wzruszyła ramionami i wzięła pod pachę teczkę. - Dzięki za dziś, rachunek prześle Lauren, miłego dnia, Camilo. - Podała mi rękę, która niechętnie uścisnęłam i wyszła z domu.

- ..Jestem z Lauren w stałym kontakcie.. - Przedrzeźniałam brunetkę pod nosem udając Jej głos, a drzwi otworzyły się chaotycznie. - Jezus! - Złapałam się za serce. Wystraszyłaś mnie!

- Sorry, minęłam się jeszcze z Josephine i mówiła, że czekasz na mnie w środku.

- Oczywiście, że się z Nią minęłaś. - Przewróciłam oczami i chwyciłam swoją torebkę, a Lauren zrobiła pytająca minę.

- Coś nie tak? - Zamknęła masywne drzwi.

- Mogłaś powiedzieć, że mam się ubrać ładnie, a nie w dres! - Pisnęłam waląc się z otwartej ręki w czoło.

- Co?

- No to! Przysłałaś jakąś wypindrzoną laske, a ja w dresie, myślałam, ze spale się ze wstydu.

- O czym Ty mówisz? - Coraz bardziej się irytuje.

- „Jestem z Lauren w stałym kontakcie" - Naśladuje Jej głupie zachowanie. - „Musimy porozmawiać o garażu i piwnicy" - kontynuuje, a Lauren zaśmiewa się pod nosem. - Co Cię bawi? - marszczę brwi.

- Świetnie Ją naśladujesz. Możemy jechać? Jestem głodna. - Zagotowałam się, ale odpuściłam, nie mam ochoty się kłócić.

Po jeździe w całkowitej ciszy w końcu dotarłyśmy do domu Pańśtwa Jauregui, oczywiście
idealnie na kolacje, więc Lauren była zachwycona.

- Umieram z głodu. - Opadła na krzesło nawet nie witając się z rodzicami i siostrą.

- Dzień dobry, Lauren. - Odezwał się Sędzia Michael, na co Zielonooka podsniosła głowę znad talerza.

- Siema. - Powiedziała i zaczęła nakładać sobie na talerz jedzenie.

Clara rozmawiała z Cameronem podczas kolacji o jakiejś kreskówce, a ja nie mogłam wyrzucić ze swojej
głowy tej cholernej projektantki wnętrz. Podstanowiłam, że ekipę budowlnaą wybiorę Ja.

Po kolacji Sophia zakazała mi sprzątania po jedzeniu, więc wzięłam herbatę i poszłam na taras. Cameron
bardzo stęsknił się za Laurn, więc wyszli na spacer z Hulkiem.

Usiadłam na wiklinowej kanapie i ujęłam w dłonie kubek z owocową herbatą delektując się jej smakiem.

- Można? - Pani Clara przyniosła biały koc i siadając obok mnie ze swoją herbatą przykryła nas co było
niesamowicie urocze.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się i podwinęłam nogi tak, żeby Jej też było wygodnie. - Jak minął Pani dzień?

Bardzo irytuje mnie fakt, że cały czas mi paniujesz. - Powiedziała z poważną miną, a ja się speszyłam
nie wiedząc co powiedzieć. - Mów mi po imineniu, skoro nie możesz mówić do mnie mamo. Choć mam nadzieje, że
wktórtce się to zmieni. - Chwyciła moją łydkę i ścisnęła, a ja o mało nie zakrztusiłam się herbatą.

- Ja..- Otworzyłam szerzej oczy, nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć.

- Nic nie mów dziecko, jesteś dla mnie jak członek rodziny, dałaś mi wspaniałego wnuka, więc po prostu przestań
mi paniować. - Puściła mi oczko, a ja kiwnęłam głową. - A mój dzień był świetny, zatrudniłam nowego basenowego
i podziwiałam go cały dzień. - Zachichotała, a ja razem z Nią.

- Szkoda, że tego nie widziałam. - Wypaliłam, a moją twarz oblał rumeniec.

- Oh, będzie wracał. Zdecydowanie. - Klepnęła moją łydkę śmiejąc się.

Po luźnej rozmowie Clara zaczęła dziwnie węszyć, wypytywała o jakieś małoważne rzeczy,aż w końcu wypaliła.

- Kiedy chciałyście powiedzieć mi o domu? - Jakby posmutniała.

- Myślałam, że Lauren Wam mówiła? - Usiadłam po turecku.

- Powiedziała Michaelowi, mi ani słowa.

- Hmm..

- Nie zrozum mnie źle, ciesze się i raduję, codziennie modlę się o to, aby Lauren w końcu wzięła się w garść i
zaczęła o Was należycie dbać, chce mieć więcej wnuków. Po prostu..myślałam, że mogłabym jakoś pomóc. Chociaż tyle mogę zrobić..
W przeszłości nie byłam zbyt dobra, nie zachowywałam się dobrze, ale teraz..gdy mam Camerona, Ciebie..Kocham Was wszystkich nad życie
i będę po prostu tęsknić. - Łza popłynęła po Jej policzku, a ja natychmiast odstawiłam kubek i uwiesiłam Jej ręcę na szyi również zalewając się łzami.

- Claro, daliście mi więcej miłości niż ktokolwiek, kiedykolwiek. Zawsze będę Ci wdzięczna i zawsze będę darzyć Ciebię oraz Sędziego szacunkiem. Cameron za
Wami szaleje.

- Byłabym świetną teściową. - Zaśmiała się przez łzy, a ja zaraz po Niej kiwając głową.

Luaren pov

- Tylko nie mów mamie. - Podałam mojej małej kopii hamburgera i tonę frytek, po czym zapłaciłam za zamówienie.

- Dobra. - Oczy zaczęły mu świecić i wziął się za jedzenie, a ja upiłam łyk ohydnej kawy z McDonalds.

Mój telefon zaczął wibrować, co oznaczło, że ktoś zamierza truć mi dupę, niechętnie nacisnęłam zieloną słuchawkę i odebrałam.

- Cześć Lauren, z tej strony Josephine masz chwile? - Usłyszałam podekscytowany głos w słuchawce.

- Chwilę tak. - Spojrzałam na Camerona wcinającego frytki na siedzeniu obok.

- Możemy umówić się jutro? W sprawie garażu i piwnicy, myślę, że to nalepszy czas i na pewno przyśpieszy pracę. Co Ty na to?

- O której?

- Druga? - Zaproponowała.

- Camila kończy pracę o trzeciej. - Powiedziałam pewnie.

- Myślę, że świetnie poradzimy sobie bez Camili, dołączy chwilę później. - Wahałam się, bo nie chciałam, żeby Camila znowu się wkurwiała myśląc, że kręcę z jakąś babą.

- Niech będzie druga. - Zgodziłam się i zakończyłam połączenie.

w drodze do domu rozmawiałam z Cameronem o wakacjach, którymi żył przez cały ten tydzień, widziałam, że sprawia mu to radość więc słuchałam zawzięcie Jego opowieści o basenach, zwierzętach i pizzy.

Weszliśmy do domu, gdzie młody natychmiast pobiegł do mojego ojca, który czytał jakieś akta, a ja weszłam do kuchni, żeby napić się piwa. Sophia powiedziała mi, że Camila i moja mama są na tarasie, więc
poszłam zobaczyć co u Nich. Zatrzymałam się w drodze na patio, bo usłszałam płacz i bełkotanie.

- Byłabym świetną teściową. - Moja mama i Camila płakały oplatając się ramionami, a ja już miałam się obracać na pięcie i czym pręzej spierdalać, ale moje oczy spotkały się
z oczami Camili, więc westchnęłam i podeszłam do Nich.

- Co tam? Czemu ryczycie? - Opadłam na fotel naprzeciwko dwóch najważniejszych kobiet w moim życiu, a One zrobiły skwaszone miny.

- Mogłabyś być bardziej subtelna, dziecko. - Moja mama ujęła ramieniem Camilę i siedziały wiercąc mi dziury w głowie.

- Okej.. - Upiłam łyk piwa po czym zgniotłam puszkę.

- Dlaczgo nie powiedziałaś mi o kupnie domu? - Odezwała się matka.

- Prędzej czy później byś się dowiedziała. - Wzruszyłam ramionami i wyjęłam z wewnętrznej kieszeni kurtki papierosa.

- Nie tym tonem, Michaelle. - Matka pogroziła mi palcem jak małemu dziecku, ale nie protestowałam, bo Camila wzięłąby Jej stronę.

- Kupiłam dom, jeej! - Powiedziałam sztucznie, na co rodzicielka przewróciła sugestywnie oczyma.

- Gdzie? Kiedy? - Zaczęła zadawać pytania, więc dla świętego spokoju odpowiedziałam na wszystkie trapiące Ją wątpliwości na co przystała i odpuściła.

Następnego dnia gdy wstałam Camili już nie było, Camerona też, więc ogarnęłam się i pojechałam pozałatwiać kilka spraw. Czas zleciał szybko, dochodziła druga, więc zaczęłam kierować
się w stronę domu, żeby spotkać się z Josephine i omówić sprawę garażu i piwnicy. Ty miał odebrać Camilę z pracy i podrzucić Ją tutaj po trzeciej.

Na miejsc byłam chwilę po drugiej, gdy dojechałam zastałam brunetkę opartą o samochód z teczką pod pachą i ubraną jak na rozdanie oskarów. Zastanawiało mnie tylko jak Ona porusza się
w tak wysokich butach.

- Jak zwykle spóźniona. - Pokręciła głową z uśmiechem i obciągnęła w dół swoją czarną, przylegjącą spódnice przed kolano.

- Wybacz, były korki. - Skłamałam i zaczęłam kierować się w stronę drzwi.

- Z pewnością. - Ukazała rząd śnieżnobiałych zębów, a ja przepuściłam Ją w progu, aby weszła do środka. - Dziękuję.

Josephine weszła wgłąb, a następnie zaczęła rozkładac swoje rzeczy na wyspie kuchennej. Przez chwile Ją obserwowałam opierając się biodrem o framugę, nie można było powiedzieć, że jest brzydka.
Wręcz przeciwnie. Długie brązowe włosy, idealne kości policzkowe, kocie oczy i figura jak marzenie. Do tego porusza się z taką gracją, że aż cieszy oko. Przez moment się zagapiłam, ale Jej w ogóle
to nie speszyło. Odczekała chwilę i zaprosiła mnie do siebie żebym mogła obejrzeć pare przykładowych wizualizacji garażu na Jej laptopie. Zdjęłam swoją skórzaną kurtkę zostając w czarnej, zwyczajnej
koszulce i zakasałam rękawy.

- Co myślisz o tym? - Moim oczom ukazał się garaż z miejscem na dwa samochody, miejscem na jakieś rupiecie i na sprzęt ogrodowy. Wszystko w kolorze szarym i dużo metalu

- Wygląda spoko. - Nie zależy mi na zbędnych pierdołach, lubię minimalizm, więc ten pomysł przypadł mi do gustu.

- Spójrz jeszcze na ten. - Oparłam się łokciami o blat, a Josephine zamiast przesunąc laptop w swoją stronę wcisnęła się we mnie jeszcze bardziej tak, ze nasze ramiona się stykały.

- Też spoko. - Wyprostowałam się, a Ona niby przypadkiem stanęła przede mną ocierając się tyłkiem o moje krocze. Odskoczyłam jak poparzona zachowując stosowny dystans.

- Musisz się na coś zdecydować. - Oparła się plecami o blat zasłaniając wizualizacje na ekranie i skrzyżowała przedramiona na piersi.

- Może być ten pierwszy. - Odwróciłam się, bo drzwi do domu otworzyły się z hukiem i od progu wiedziałam, że to moja matka. Chryste, nie.

Tak jak przypszczałam do kchni weszła mama, a obok Niej ramie w ramię Camila, któej mina zrzedła na widok dekoratorki.

- A Pani przepraszam to kto? - Moja matka zlustrowała Josephine i podeszła bliżej z podejrzaną miną.

- Dekoratorka wnętrz, Josephine Skriver. - Brunetka podeszła do mojej matki, która również Jej się przedstawiła uśmiechając się fałszywie. - Witaj, Camilo. Miło Cię widzieć. - Kiwnęła głowa do Camili na co ta odburknęła Jej to samo.

- Ja niedługo będę spadać, piwnice omówimy innym razem, albo skonsultuj to z Camilą. - Dekoratorka zmarszczyła brwi, ale przybrała uśmiech i zaczęła przytakiwać.

- Naturalnie. - Posłała Camili uśmiech. - Wykonałaś swoje zadanie domowe? - Zapytała.

- Oczywiście, mam tutaj katalogi. Clara bardzo mi pomogła. - Spojrzała na moja mamę, a ja już wiedziałam, że zawarły jakiś chujowy pakt.

- Lauren, możemy porozmawiać na zewnątrz? - Zapytała moja rodzicielka z miną nie znosząca sprzeciwu.

Wyszłyśmy przed dom i moja matka długo nie czekała, od razu rozpoczęła atak.

- Kto to jest?! - Wbiła mi paznokieć w mostek.

- Dekoratorka wnętrz? - zapytałam głupio.

- Rozumiem, że wybrałaś Ją osobiście? - Założył przedramiona na piersi, a jej liczne złote bransoletki wydały nieznośny dźwięk.

- Jest z polecenia. - Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po fajkę.

- Mam nadzieje, że się okiełznasz i będziesz myśleć mózgiem, Michaelle. A teraz idę do Camili. - Wyminęła mnie, po czym weszła do środka, a ja w końcu zapaliłam papierosa.

Co za gówno.

Camila pov

- Te zlewy są piękne i praktyczne, będą pasować idealnie.

- Hmm, podobają mi się. - Pokiwałam głową. - A Tobie, Claro? - Spojrzałam na matkę Lauren przeglądający katalog.

- Tak, są bardzo ładne. - Zawtórowała i w końcu udało Nam się pójść na kompromis, nawet nie wiedziałam, że wybór umywalki może być tak męczący.

- Krany dobierzemy na końcu, tak samo jak dodatki i uchwyty.

- Cudownie. - Byłam zaoferowana, naprawdę się cieszę, spełniam marzenia, ten dom będzie najwspanialszym miejscem na ziemi.

Następnie kolej padała na pokoje gościnne, które będą urządzone w takim samym, nowoczesnym stylu. Metalowe łóżka, szafki obok, drewniane komody i szafy. Na końcu będziemy dobierać dywany oraz zasłony. Najbardziej nie mogłam doczekać się planowania Naszej wspólnej sypialni. Pomyślałam, że powinnam to skonsultować z Lauren, ale Ona sama mówiła, że tego nie lubi i ufa mi oraz..Josephine. Postawiłam na dużo beżu i szarości, ogromne łóżko będzie w centrum, wszystkie meble będą z jasnego drewna, znalazłam nawet miejsce na dwa wygodne fotele i mały stolik, garderoba przynależąca do sypialni będzie miała dwa rzędy półek, tak abyśmy się pomieściły ze wszystkimi ubraniami. W mojej głowie wyglądało to idealnie i już nie mogę doczekać się wizualizacji. No i w końcu nadszedł czas na pokój Camerona..ten najważniejszy.

Postanowiłam poprosić o pomoc Clarę, która bardzo się ucieszyła i razem stworzyliśmy coś pięknego. Szare ściany, piętrowe łóżko z biurkiem pod spodem, ogromny dywan, mała biblioteczka i kilka drewnianych mebli, mnóstwo miejsca do zabawy na środku. Miejsce do odpoczynku, będzie pięknie.

Po kilku godzinach w końcu wyszłyśmy z domu, pożegnałyśmy się z kulturą, choć Clara nie szczędziła kąśliwych uwag w kierunku Josephine.

Musiałam jechać jeszcze do Harrego, który odebrał Camerona z przedszkola, więc pożegnałam się z Clarą i udałam do przyjaciela.

- Jestem! - Krzyknęłam, gdy weszłam do mieszkania mojego przyjaciela. Gdzie jesteście? - Odwiesiłam torebkę na wieszak i zdjęłam buty podążając do salonu z aneksem kuchennym. Oczywiście zastałam bruneta i Camerona siedzących na kanapie z padami w ręku, na stole leżało mnóstwo czipsów, coli i papierków po batonach. Niezauważona podeszłam bliżej i stanęłam przed nimi z rękoma na biodrach zasłaniając im ekran!

- No ej! - Krzyknął Cameron, ale gdy zobaczył moja minę odłożył kontroler.

- O, już jesteś? - Harry zastopował grę i spojrzał na stolik pewien niezdrowego jedzenia, a potem na mnie.

- Widzicie jaka jest pogoda za oknem? - Zapytałam retorycznie. - Czy od trzecie okupujecie kanapę?? - Wbiłam w Nich rozwścieczony wzrok nie dając nic powiedzieć. - Cameronie Michaelu Cabello, co Ty sobie wyobrażasz?

- To wujek! - Pokazał palcem na Harrego.

- Ja?! To Cameron! - Zaczęli zrzucać na siebie winę jak sześcioletnie dzieci, którym Cameron zresztą był.

- Obaj jesteście niepoważni, marsz ubrać buty. - Zwróciłam się do syna, który zaczął miauczeć coś pod nosem, ale poszedł na korytarz. - A Ty..- Zamknęłam oczy zirytowana. - Nie rozumiem jak można pchać w sześcioletnie dziecko tyle słodyczy! No i Ty tez się nimi opychasz, a potem biegasz na siłownie!

- Sorry, zasiedzieliśmy się. - Przewrócił oczami.

- Obu Wam należy się lanie. - Westchnęłam i spojrzałam na korytarz, Cameron miał już buty na nogach i plecak na plecach. - dzięki, że go odebrałeś. - Pocałowałam przyjaciela w policzek i pożegnałam się z Nim.

W drodze do rezydencji Jauregui udzieliłam Cameronowi nie jednej reprymendy na temat jedzenia takiej ilości słodyczy i grania w gry wideo. Wiem, że Harry jest tutaj najmniej winny, bo każdy ulega temu małemu potworowi, ale są granice.

Po prostocie powiedziałam o sytuacji Lauren, która na początku oczywiście mówiła, że przecież nic się nie stało, ale później porozmawiała z Naszym synem.

Jestem kompletnie zmęczona całym tym projektowaniem i sprawami z tym związanymi.

Minęły dwa miesiące odkąd Josephine zjęła się planowaniem Naszego domu, Lauren jak zwykle miała mało czasu i średnio udzielała się w sprawach remontu oraz samych zakupów. Po prostu dała mi mnóstwo gotówki i miałam się tym zająć. Jak tylko mogłam odkładałam pieniądze z mojej pracy w drukarni, aby dołożyć się w jak największym stopniu. Ostatnio stała się dziwna, zachowywała się nieswojo, zawsze tłumaczyła się pracą, ciagle była zmęczona. Oprócz przelotnych buziaków, przytulania się, spania razem i jakiś, że tak powiem robótek ręcznych do niczego między Nami nie dochodziło. Nie powiem, byłam lekko niezadowolona i musiałam zostać przy moim różowym przyjacielu, który znajdował się w mojej szafce nocnej i towarzyszył mi częściej niż powinien. Brakowało mi bliskości, nawet bardzo. Często miałam zawahania odnośnie wspólnego mieszkania, wspólnego życia, ale odkładałam je na bok. W pewnym monecie poczułam się nawet nieatrakcyjna, wybrakowana.

Reakcja Camerona na dom była taka jak sobie wyobrażałam, cieszy się bardzo i nie może doczekać przeprowadzki. Codziennie jeździ tam z Clarą i bawi się w ogrodzie podziwiając postępy prac budowlanych. Budowlańcy, którzy zostało przeze mnie zatrudnienie niezbyt spodobali się Lauren, oczywiście twierdziła, że każdemu z nich się podobam, słusznie i oczywiście zrobiłam Jej trochę po złości za Josephine, która coraz bardziej mnie nienawidzi i z wzajemnością.

Dziś zaczął się mój urlop, postanowiłam wziąć Camerona i Harrego i pojechać sprawdzić jak idą podstępny w domu. Potem zamierzaliśmy wybrać się na plażę i odpocząć.

Gdy dotarliśmy na miejsce Cameron pociągnął bruneta do ogrodu, żeby pokazać mu podkop pod basen. Ja weszłam do środka witając się z pracownikami, którzy malowali ściany, bo podłogi były już pięknie położone. Folia przesuwała się pod moimi stopami, więc zdjęłam moje koturny i położyłam przy drzwiach.

- Dzień dobry, Pani Camilo! - Kierownik budowlańców, starszy pan z uroczym wąsem przywitał się zdejmując z głowy papierową czapkę.

- Dzień dobry, jak Wam idzie? - Uśmiechnęłam się spoglądając na obite drewnem schody.

- Coraz bliżej końca, jeszcze płytki, drobne prace i można przywozić meble. - Zapewnił i wrócił do pracy, a ja poszłam do jeszcze pustej kuchni. Zobaczyłam, że drzwi do garażu są otwarte, więc poszłam tym tropem. Nie spodziewałam się zobaczyć tam Lauren i Josephine. Może nie byłoby to dziwne, gdyby nie to, że pochylona Lauren dłońmi opierała się o stół z szeroko rozstawionymi rękoma po obu stronach projektu stykając się małym palcem u dłoni z udem brunetki, a Sophia siedziała na metalowym podłożu obok Niej ze skrzyżowanymi nogami w kostkach, w nieprzepisowo którejkolwiek spódniczce na jaką przystało i również nachylała się nad tabletem.

- Ekhem, przeszkadzam? - Zapytałam gotując się w środku i unosząc brwi ku górze. Pierwsza odwróciła się brunetka, Lauren na moment jakby zastygła, ale spojrzała przez swoje ramię nie ruszając się z miejsca.

- Camila? Co tutaj robisz? - Podwinęła rękaw czarnej koszulki odwracając się do mnie, a Josephine nie ruszyła się z miejsca.

- Tak tylko wpadłam, Cameron chciał, żebyś spędziła z Nim trochę czasu. - Skłamałam, a brunetka spojrzała na Lauren pytająco.

- Jestem zajęta. - Pokazała najpierw na udo Josephine, a potem na tablet.

- Och, no cóż, w takim razie nie przeszkadzam, przekaże mu. - Uśmiechnęłam się fałszywie, a ta flądra uśmiechnęła się zwycięsko swoimi idealnie pomalowanymi na ciemno-bordowy odcień ustami.

- Niedługo do Was dołączę. - Powiedziała oschle i odwróciła się do mnie plecami. - Prychnęłam pod nosem i wyszłam tamując morze łez. Nie rozumiem dlaczego jest taka oschła, nieobecna..czy Ona planuje mnie zostawić dla Josephine? Czy my w ogóle jesteśmy razem? Było tak pięknie, a teraz? Nie wiem co się z Nią dzieje.

Weszłam do gościnnej łazienki, która była już praktycznie wykończona i przemyłam twarz, z uwagi na to, że na ścianie nie było jeszcze lustra włączyłam przednia kamerę w telefonie i sprawdziłam co z moim makijażem. Wszystko wydawało się na swoim miejscu, więc przybrałam sztuczny uśmiech i ruszyłam na ogród mając z tylu głowy Lauren z Nią..

Lauren pov

- Potrzebuje skrytki jeszcze tutaj i tutaj. - Wskazałam palcem na ekran tabletu, a Josephine położyła swoją mała dłoń na mojej ręce. Szybko wyrwałam swoją i spojrzałam pytająco na brunetkę.

- No co? Nie podobam Ci się? - Zrzuciła z nogi swój wysoki obcas i noga odziana w czarną pończochę samonośną zaczęła jeździć od mojego uda do kolana. - To tylko zabawa. - Mrugnęła do mnie nie zaprzestając swoich czynów, a ja automatycznie spojrzałam na drzwi przy których przed chwila stała Camila.

- Przestań. - Chwyciłam za Jej łydkę, ale ona stopą zahaczyła o moje udo przyciągając mnie do siebie.

- Nie pożałujesz. - Spojrzała na moje usta, a następnie na dół i chwyciła za klamrę od mojego paska szukając zgody w moich oczach i przy okazji przegryzając wargę swoich pełnych ust.

____________

1/2 Witam! Dajcie znać jak podoba Wam się rozdział, będzie kontynuacja najszybciej jak się da, ale chciałam Wam dać choć namiastkę. 😉

Continue Reading

You'll Also Like

45.4K 1.9K 38
Szybko możemy kogoś znielubić, ale ... równie szybko możemy kogoś polubić, prawda?
9.3K 479 25
"Niech los rzuci nas w ciemność, a ja i tak pójdę za tobą, bo tam jest światło naszej miłości." Koszmar przyjaciół z Duskwood dobiega końca. Mia, któ...
41.3K 2.5K 42
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
4.4K 358 18
Kiedy nieoczekiwanie twoje życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni za prawą pewnego szatyna o lazurowych oczach, ale potem przewraca się jeszcze...