#21

494 60 122
                                    

Per. Rosji
Ameryka od kilku dni jest inny. Jest jakiś dziwny, cały czas chodzi smutny i unika jakiejkolwiek rozmowy.  Jedyne do robi to tylko sprząta i gotuje. Z jednej strony podobało mi się to, bo nie musiałem się z nim gadać, ani zmuszać do czego, lecz z drugiej jest to jedyna osoba, z którą mogę pogadać. Zrezygnowany zszedłem na dół i usiadłem w salonie, tam znajdował się Ameryka.

—Co tam? —zapytał.
—Nic, po prostu przyszedłem teraz tutaj trochę pobyć, a to źle?
—Nie. Rosja ja Ci chyba muszę coś powiedzieć. 
—Jak chcesz to mów — powiedziałem obojętnie.
—Kupiłem Ci prezent na święta —powiedział radosny. 
—A więc to dlatego jesteś taki inny w ostatnim czasie.
—Nie inny tylko się cieszę, że jutro święta, a później sylwester, a co chcesz robić w sylwestra? —zapytał szczęśliwy.
—Może mnie wypuścisz i wrócę do domu. —Uśmiechnąłem się.
—Powinieneś w końcu zrozumieć, że ty mnie kochasz, a ja kocham Ciebie i nikt nie będzie uciekał. Nie interesuje mnie to, że chciałbyś być teraz z Niemcem, on teraz jest z kimś innym, więc on umiał ułożył sobie życie bez Ciebie, więc teraz ty to zrób —jego ton się zmienił.
—Ale ty mi odbierasz wolność i powoli mnie niszczysz.
—Zamknij się. —Mocno uderzył mnie w twarz. 
—O nie tak nie będziemy się bawić. —Oddałem mu tylko, że w brzuch.
—Ała, jesteś okropny. —Powiedział ze łzami w oczach.
—A mi było Cię dzisiaj szkoda, bo taki samotny jesteś i nie odzywasz się do mnie.
—Chciałem się przygotować do świąt, więc nie miałem na to czasu. —Zwinął się z bólu, a ja się cicho zaśmiałem.
—Nawet mi Ciebie nie szkoda. —Kopnąłem go w nogę.  —Jesteś żałosny i jesteś najgorszą osobą jaką znam. Obiecuję Ci, że jak stąd wyjdę to poniesiesz tego konsekwencje. —Uderzyłem go w policzek. —Muszę przyznać, że wyglądasz dość zabawnie jak zwijasz się z bólu. —Zaśmiałem się.
— Jesteś okropny.

Odwróciłem się i poszedłem do sypialni. Przynajmniej tutaj nie będę  widzieć tej tego szpetnej mordy. Położyłem się na łóżku i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nie mam kim pogadać, nie mam już ochoty patrzeć w ekran telefonu, nie mam co tutaj robić. Myślałem już o wszystkim i wymyśliłem kilka planów jak uciec, lecz teraz tego nie zrobię, ponieważ on jest w domu. Patrzyłem w sufit i tylko się rozglądałem. Postanowiłem pójść do garderoby, bo nie miałem nic lepszego do roboty, a może tutaj coś znajdę. Na samym początku były moje rzeczy, więc nic ciekawego. Dalej były jego ubrania, a jeszcze dalej jakieś ozdoby lub kurtki. Jednym słowem nie było to dość ciekawe, a wręcz przeciwnie. Na samym końcu były jakieś pudełka. W pierwszym były same głupoty, podobnie w pozostałych. Dalej były dwa sejfy. Jeden był zamknięty, a drugi już nie. Był tam pistolet mojego ojca i moje stare pamiętniki, do których miał dostęp tylko mój tata, więc Ameryka nie mógł ich wykraść, a to tylko znaczyło, że mój tata o wszystkim wie i najprawdopodobniej jeszcze mu pomógł. Przynajmniej teraz już rozumiem czemu aż tak bardzo nie chciał mi pomóc i mnie wyśmiał. Odłożyłem wszystko i poszedłem do kuchni, gdzie był Ameryka. 

Złapałem go od tyłu i mocno przyciągnąłem do siebie. Następnie uderzyłem go trochę poniżej pasa, a on zaczął zwijać się z bólu.

—Powiedz mi coś.
—Co chcesz? —zapytał z ogromnym trudem.
—Czy mój tata Ci w tym pomagał? —zapytałem zły.
—Tak —szybko odpowiedział. 
—Za co mnie sprzedał?
—Za seks i heroine.
—Ja pierdole. —Kopnąłem go w brzuch. —Kto Ci jeszcze pomagał —krzyknąłem. 
—Rzesza i —nie dałem mu dokończyć.
—Wszystko jasne, wstawaj i otwieraj te cholerne drzwi i to w tej chwili —Cały czas krzyczałem.
—Nie będę otwierać Ci żadnych drzwi —jąkał się.
—Otwórz —krzyknąłem jeszcze głośniej. 
—Nie. 
—To ja się nie będę tak bawić.

Zły podeszłem do niego i zacząłem szukać w jego spodniach kluczy, lecz ich tam nie było. Postanowiłem go pobić do nieprzyjemności i tak też zrobiłem. Teraz miałem czas aby poszukać kluczy. Poszedłem do garderoby i zacząłem wszystko wyrzucać, lecz bez rezultatów. W sypialni też nic. Poszedłem do kuchni i tam znalazłem to co szukałem. Szybko odbiegłem do drzwi i otworzyłem pierwszy zamek, lecz chyba najważniejszych. Później potrzebny był mi odcisk palca. Tutaj też nie było problemu. Został mi tylko kod. Miał on 4 liczby, więc zacząłem od tego co podał mi do laptopa, lecz nie poszedł.  Później kombinowałem z datą urodzenia czy rokiem urodzenia, lecz to też nie poszło. Zacząłem się rozglądać za czymś czym mógłbym zniszczyć ten kod, lecz nic tutaj nie było. Poszedłem do kuchni, gdzie znalazłem młotek. Nadaje się idealnie. Poszedłem do drzwi i zacząłem walić w ten mały ekran.  Po paru uderzeniach udało mi się otworzyć drzwi. Szczęśliwy otworzyłem drzwi i spojrzałem na jego podwórko. Najpierw wyszedłem i pochodziłem przed domem, a później za domem. Jeszcze nigdy nie cieszyłem się z tego, że mogę wyjść na dwór i patrzeć jak pada śnieg z deszczem.  Nienawidziłem tego, ale teraz było inaczej. Byłem zadowolony z tego co widzę, nie przeszkadzał mi lekki chłód czy deszcz. Teraz było pięknie i jakoś inaczej. Jeszcze nigdy nie czułem takiego szczęścia.  Teraz zostało mi tylko jeden problem, mianowicie nie miałem pojęcia jak wyjść za furtkę czy bramę. Wszędzie było za wysoko, aby przeskoczyć i nie było jak się wspiąć. Nie było sensu krzyczeć, bo dziś każdy siedzi w domu, bo przecież wigilia.

Podszedłem do furtki z nadzieją, że będzie otwarta, lecz nie mogło być tak pięknie. Wziąłem młotek i próbowałem zniszczyć jego furtkę, lecz bez skutecznie. Zły usiadłem na schodach przy jego domu i patrzyłem na śnieg. Z jednej strony jestem już za daleko żeby teraz odpuścić, lecz z drugiej już nic nie wymyślę. Płot był zbyt porządny aby go zniszczyć i zbyt wysoki żeby przeskoczyć, a z tego co wiem drabinę ma w piwnicy, a ja nie wiem gdzie on ma piwnice. Jednym słowem nic nie osiągnąłem.  Wróciłem do domu, gdzie zacząłem się rozglądać, gdzie możne znajdować się piwnica. Wtem przypomniało mi się, że drabina powinna być w garderobie, bo tam miał jakieś ozdoby, które miał wysoko i nie chciało mu się odnosić drabiny.  Pobiegłem tam i się nie zawiodłem. Wziąłem drabinę, która stała za szafą i szybko wróciłem do płotu. Ustawiłem ją pod odpowiednim kątem. Miałem wchodzić, lecz wolałem ubrać jakieś lepsze buty niż kapcie. Wróciłem do domu i tam szybko ubrałem buty oraz kurtkę. Szczęśliwy wyszedłem na dwór i szybko poszedłem do drabiny. Spojrzałem na drabinę czy na pewno stoi stabilnie, chodź ciężko było to stwierdzić jeśli stała na lodzie.  Zignorowałem to i zacząłem wchodzić. W połowie mojej drogi drabina została przewalona, a ja razem z nią upadłem na śnieg.  Szybko obróciłem się na brzuch aby zobaczyć kto to zrobił, bo przecież nie mógł być to Ameryka. Spojrzałem na tą osobę i mocno się zdziwiłem.

—Oj Rosja chyba nie myśli, że tak szybko stąd ucieknie, przecież jesteś tu nie cały miesiąc, a Ameryka jeszcze wszystkiego nie wykorzystał co ma dla ciebie. —Zaśmiał się.

Chora miłość ||RusAme [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now