#11

726 67 160
                                    

Per. Ameryki
—Rosja chodź tutaj. Jedziemy do tego sklepu. 
—Dobrze —odpowiedział smutny.
—Ale pamiętaj, że jeśli oddalisz się ode mnie lub będziesz próbował uciec to źle się to skończy.
—Dobrze.
—Grzeczny Rosja, ale ty będziesz prowadzić. 
—Dobrze.
—O jakim ty zgodny.
—Wiem —powiedział przygnębiony.

Zignorowałem jego smutek i podałem mu klucz od samochodu. On się ubrał i czekał przed drzwiami.

—Możesz się odwrócić?
—A no tak.

Rosja się odwrócił, a ja otworzyłem drzwi. Następnie pociągnąłem go za rękę aby znalazł się po drugiej stronie drzwi i tym sposobem mogłem zamknąć drzwi. Dalej poszedłem do samochodu, a Rosja szedł za mną. Usiadłem na miejscu pasażera, a on na kierowcy. Rosja najpewniej ustawił sobie fotel i lusterka, a następnie ruszył. Obserwowałem go i co jakiś czas delikatnie przygryzłem usta. On kompletnie nie zwracał na mnie uwagi, był wpatrzony w drogę, chodź może to i lepiej. Przynajmniej nie zabije nas.

Po piętnastu minutach byliśmy pod sklepem. Wysiadłem i czekałem aż Rosja zrobi to samo. Przecież nie pozwolę mu uciec, już za daleko zaszłem żeby to wszystko spieprzyć. Wziąłem Rosję za rękę i prowadziłem go prosto do sklepu. Tam na chwilę puściłem jego rękę, bo chciałem wziąć koszyk. Gdy to uczyniłem, znów splotłem moją dłoń z jego. Dalej spokojnie przechadzałem się z nim po budynku. Wziąłem potrzebne rzeczy i poszedłem z nim do kasy. Zapłaciłem i poszedłem z nim do wyjścia.  Muszę przyznać, że podczas całej drogi i zakupów Rosja kompletnie nie próbował uciec co było na plus. Przy wyjściu Rosja się zatrzymał i pobiegł gdzieś w stronę wyjścia. Zdziwiony patrzyłem co dalej będzie robił. Rosja pobiegł i przytulił jakiegoś chłopaka.  Kompletnie go nie kojarzyłem, więc poszedłem zanieść do samochodu zakupy i wróciłem. Rosja cały czas stałem i gadał z tym dziwnym niebieskim gościem. Podszedłem do nich i słuchałem ich rozmowy. Po dwóch minutach nieznajomy wrócił na mnie uwagę.

—Ty pewnie jesteś Ameryka? Tata o tobie wspominał. —Uśmiechnął się do mnie. —Jestem Kazachstan, miło mi. —Podał mi rękę.
—Mi również. —Uścisnąłem mu dłoń.—Może chciałbyś nas odwiedzić —zapronowałem.
—Chętnie poznam narzeczonego mojego brata, tylko jeśli pozwolisz przyjadę jutro.
—Nie ma problemu.—Uśmiechnąłem się.
—W takim razie skontaktuje się z Rosją i on Ci przekażę o której będę. —Spojrzał się na swojego starszego brata i się uśmiechnął.
—Już nie mogę się doczekać —powiedziałem tym przesłodzonym.
—W takim razie do jutra.

Kazachstan przytulił Rosję i poszedł gdzieś dalej.  Ja wziąłem Rosję za rękę i poszedłem z nim do samochodu. Oboje wsiedliśmy. Rosja zaczął odpalać samochód, a ja mierzyłem go wzrokiem.

—Czemu to zrobiłeś? —zapytał zły. 
—Ale co zrobiłem?
—Czemu zaprosiłeś mojego brata?
—Myślałem, że go lubisz, poza tym sam widziałeś jaki szczęśliwy zaproszenia.
—Jesteś okropny.
—Dobra, dobra, okropny czy nie.  Jedziemy do urzędu stanu cywilnego.
—Nie będę tam jechać —burknął zły.
—Albo tam jedziesz, albo zamknę Cię w piwnicy i wypuszczę na święta. —Wrednie się uśmiechnąłem.
—To do jakiego jedziemy, tego koło sądu czy tego drugiego?—Nerwowo się uśmiechnął.
—Tego drugiego. —Posłałem mu miły uśmiech.
—Tak słonko.
—Ohh sweetie nie denerwuj się tak.

Rosja ciężko wypuścił powietrze ustami i jechał pod wskazany przede mnie adres. Jak ja się cieszę, że jest taki uległy i słaby. Idealne połączenie.

—Po weekendzie pojedziemy zamówić obrączki i w ten sposób zostanie tylko zorganizować ubrania. Nawet nie wiesz jak się cieszę. A i jeszcze fotografa sobie załatwimy, bo nasze dzieci muszą je zobaczyć. —Roznarzyłem się.
—Dzieci? Ja nie chce dzieci. —Rosja zaczął płakać.
—Sweetie pamiętaj, że chuj mnie to  interesuje, czy ty chcesz. Będziemy robić tak jak ja chcę.
—Przepraszam. —Dalej płakał.
—Dobra teraz już jedź do domu, później to załatwimy, bo aż wstyd tam iść jak ty beczysz.
—Przepraszam.

Nic mu nie odpowiedziałem tylko chciałem być jak najszybciej w domu. Nie myślałem, że on jest aż taki beznadziejny.  Jedyne do czego się nadaje to rządzenie nim.

Po dziesięciu minutach dojechaliśmy i wnieśliśmy zakupy do domu. Zamknąłem drzwi i poszedłem do sypialni, gdzie znajdował się Rosja.  Usiadłem koło niego i go przytuliłem.

—Sweetie płacz, ja nie chciałem krzyczeć. —Delikatnie pocałowałem go w policzek.
—Proszę idź ode mnie.
—Przepraszam.

Przytuliłem go, a on to odwzajemnił. Widziałem, że bardzo go zniszczyłem. Muszę być milszy da niego, a powinno być lepiej.

—Sweetie przepraszam. Pamiętaj, że Cię kocham.
—Idź ode mnie.
—Nie. —Uderzyłem go w twarz.
—Przepraszam.
—Jesteś żałosny, do niczego się nie nadajesz.
—Więc czemu mnie kochasz?
—Bo jesteś moim narzeczonym i będę to akceptować. 

Rosja nic nie odpowiedział tylko odwrócił się do mnie plecami. Podszedłem do niego i go przytuliłem. Chłopak odwzajemnił mój gest, tylko z różnicą, że on wtulił się w moje ramię i zaczął płakać.

—Czemu ty musisz być taki zły? Co ja Ci takiego robię? —pytał sam siebie. —Przecież mówisz, że mnie kochasz, a nie okazujesz mi tego, tylko prowadzisz mnie do gorszego stanu psychicznego.  Powiedz mi czego ty ode mnie chcesz, bo nie nazwiesz tego miłością.
—Chyba wiesz, że skoro sam się nie zakochasz to Cię do tego zmusze, chodź bym musiał Cię prawie zabić i tak to zrobię. —Sztucznie się uśmiechnąłem.
—Powiedz mi czego ty chcesz, a może Ci do dam.
—Chcę żebyś mnie kochał, traktował wyjątkowo.
—O nie Ameryka, nie zastąpisz mi Niemca i nawet o tym nie myśl.

Rosja zrzucił mnie z kolan i zaczął iść, chodź ciężko było to nazwać chodzeniem. Podszedł do schodów i tam stracił przytomność. Chyba za mocne te prochy, które mu daje.  Trudno się mówi, ale przynajmniej teraz wiem, co dalej robić.  Odgoniłem od siebie wszystkie myśli i wziąłem się za wniesienie go po schodach.

Po długich minutach udało mi się. Wnioskiem go na łóżko i sam usiadłem obok aby odpocząć, było to dość męczące zajęcie. 

Po jakiś dwudziestu minutach zadzwonił Rosji telefon. Wziąłem go i odebrałem. 

—Hej, Rosja obecnie śpi, ale możesz powiedzieć o co chodzi to mu przekażę.
—Ja dzwonie w sprawie tego naszego jutrzejszego spotkania.
—Może przyjdziesz o 5?
—Że o 17? —zapytał śmiejąc się.
—Tak. 
—Będę o 5, więc tylko tyle chciałem.  Dziękuję jeszcze raz za zaproszenie i do jutra.
—Do jutra.

Kazachstan się rozłączył. Ja odłożyłem telefon i patrzyłem na Rosję. Ten natomiast powoli odzyskiwał przytomność. Zrobiłem to co Niemiec by zrobił, czyli martwiłem się o niego. Usiadłem obok mojego narzeczonego i delikatnie złapałem go za rękę.

—Jak się czujesz?
—Słabo, czuje jakbym miał gorączkę.
—Biedactwo, ty sobie leż, a ja pójdę po termometr.

Uśmiechnąłem i pobiegłem do kuchni, gdzie był termometr. Wziąłem go i znów poszedłem do sypialni. Nachyliłem się nad Rosją i zmierzyłem mu temperaturę.

—i jak? —zapytał słabo.
—38 i pół, w takim razie zadzwonię do Kazachstanu i mu powiem, a później przyniosę Ci jakieś leki i zrobię Ci herbatkę. Masz na coś uczulenie? — zapytałem troskliwie.
—Nie mam. 

Nic nie odpowiedziałem tylko wyszedłem z pokoju i zrobiłem wcześniej wymienione czynności. Ten tydzień będzie ciężki, ale będę mógł się wykazać, że nadaje się na jego męża i jeszcze mnie pokocha. Wszytko idzie tak jak chciałem.

Chora miłość ||RusAme [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now