Lindvik & Markeng

178 12 0
                                    

W pokoju było naprawdę cicho. Obaj zawodnicy, z niezwykłym skupieniem, wpatrywali się w rozłożoną na stoliku do kawy grę planszową, w którą zacięta rozgrywka trwała już dobre czterdzieści siedem minut. Po twarzy Thomasa przemknął grymas wściekłości, kiedy Marius po raz kolejny zbił jego pionka przed samym końcem rundy.

—Nie no, Lindvik, serio?—spytał już nieco zrezygnowany, do uśmiechniętego od ucha do ucha Norwega—Już byłem tak blisko końca, brakuje mi tylko tego jednego pionka. Miejże litość.—westchnął ciężko, sięgając po kostki

—A co ja mam powiedzieć? Pięć razy mnie już zdjąłeś na ostatnim polu! Nie mogę ci tak po prostu dać wygrać, to sprawa honoru.—Oburzył się Marius, spoglądając z niesmakiem na przyjaciela

—A mogę się poddać, żeby to w końcu skończyć? Naprawdę muszę zadzwonić do babci.—Zrezygnowany oddał rzut, przewracając oczami, kiedy na górnej ściance nie pojawiła się szóstka

—Po Amerykańsku, Markeng, nawet nie próbuj!—Pogroził mu palcem starszy kolega, obliczając, ile oczek chciałby wyrzucić

Kiedy rozgrywka ciągnęła się prze kolejne dwadzieścia minut, dwudziestolatek nie wytrzymał.

—Koniec tego. Chcesz, żeby mi babcia umarła bez pożegnalnego telefonu od wnuczka? Jeszcze by mnie uznała za wyrodnego!—Szybko podniósł się z klęczek, w których przesiedział prawie całą grę i sięgnął po telefon

Sprawnie wybrał numer i już po chwili z łóżka, na którym się rozłożył, słychać było wesołą konwersację. Marius w tym czasie, z widocznym w oczach zawodem, poskładał planszę. Tak niewiele brakowało mu, żeby w końcu pokonać tego oszusta, Markenga, kiedy on po prostu zrezygnował. Skandal!

Urażony Norweg wyjął z nierozpakowanej walizki książkę i udawał, że czyta, w rzeczywistości wpatrując się w skupionego na rozmowie Thomasa. Wyglądał co najmniej dziwnie w pofarbowanych na czarno włosach, ale nie miał wyjścia. Zakład to zakład, a honoru trzeba bronić. A przecież sam chciał się zakładać, czy Johann ma Daniela na tapecie!

Na twarzy Thomasa cały czas gościł uśmiech. Na pewno był świadom, że babcia nie widzi jego twarzy, ale mimo wszystko zawsze podczas rozmów z nią wykrzywiał usta w takim słodkim grymasie, jakby kobieta w każdej chwili mogła wyjść z telefonu i sprawdzić, czy jej wnuczek mówi prawdę o dobrej zabawie.

Marius kompletnie stracił kontakt z rzeczywistością, zajęty kontemplowaniem ciała współlokatora. Nie pamiętał już nawet, jaką książkę miał przed twarzą, kiedy Thomas niespodziewanie odchrząknął.

—Ja wiem, że jestem piękny, nawet z tym czymś na głowie, ale możesz sobie zrobić zdjęcie, zamiast się tak gapić.—Przewrócił oczami Markeng

—Nie masz dowodów, że się gapiłem! A poza tym, gapienie się nie jest przecież nielegalne.—dodał tonem znawcy Lindvik

—A może moja dziewczyna nie chce, żebyś to robił?—spytał patrząc na Mariusa wyzywająco

—Najpierw znajdź dziewczynę, która cię zechce.—Przesłał współlokatorowi buziaka, na co ten spojrzał na niego z politowaniem

—Żadna mnie nie zechce, bo wszystkie myślą, że jestem z tobą, ty łajzo. Widziałeś chociaż jedną w moim mieście, która nie spotkała nas kiedy pijani szliśmy do mnie do mieszkania?

—A nie jesteś?—Udawał zdziwienie starszy, uśmiechając się niewinnie, odkładając książkę na szafkę koło łóżka

—Nie jestem szalony.—przewrócił oczami—Z resztą nawet jeśli jestem, to nie masz jaj żeby mnie spytać, tchórzu.—Wytknął mu Markeng, spoglądając na niego wyzywającym wzrokiem, i wracając do przerwanego przeglądania Facebooka

—A co, jeśli bym spytał?

—Dowiesz się, jak to zrobisz.—Wzruszył ramionami Thomas

—A więc pytam. Pytam, czy zostaniesz moim chłopakiem, Markeng.—Doprecyzował Norweg

—A jeśli powiem, że tak?

—Podejmiesz najlepszą decyzję w swoim życiu, słonko.

_________________

Ostatnio krucho z czasem i nie wiem, kiedy dam radę coś napisać, więc mam nadzieję, że nie zawiedliście się na tworze wygrzebanym sprzed kilkunastu miesięcy

Historie na razWhere stories live. Discover now