Insam & Learoyd

114 9 0
                                    

Był piękny dzień. Mimo że słońce mocno prażyło ciężko było odczuć skwar dzięki lekkim, białym chmurkom rzucającym cień na ziemię, które wietrzyk leniwie przepychał po błękitnym niebie. Ciężko było sobie wyobrazić lepszy dzień, na zmierzenie się ze swoim największym lękiem, prawda?

—Ja nie chcę! Nie, Jonathan, nie ma mowy! Mówiłem ci już, że nie cierpię oglądać „Kubusia Puchatka"!—zbulwersowany pomysłem seansu tej konkretnej bajki z chrześniakiem opierał się Insam

—Wujku Alexie, ale ja chcę obejrzeć Tygryska! I jak z Prosiaczkiem walczą z Hefalufalami!—krzyknął czteroletni Robert i spojrzał na Włocha prosząco

—Nie daj się prosić, miśku!—poparł chłopca Learoyd—Ja też bardzo chętnie przypomnę sobie przygody ze Stumilowego Lasu, jako dziecko uwielbiałem tą bajkę.—Nie poddawał się Francuz, aż w końcu Insam westchnął zrezygnowany

—Niech będzie. Wy sobie pooglądacie, a ja w tym czasie skoczę na zakupy. Może znajdę jakieś fajne lody na ten upał—zaproponował licząc, że jego chłopak nie będzie pamiętał o tym, że wczoraj byli w centrum handlowym we dwóch i zaopatrzyli się we wspomniane lody

—Okej, leć. I weź nam jakieś przekąski do oglądania, czeka nas długi maraton!—entuzjastycznie zareagował Jonathan, a Alex tylko przewrócił oczami

W sklepie ociągał się jak tylko mógł. Udawał, że nie może się zdecydować, co powinien wybrać, stanął w najdłuższej kolejce, a na dodatek był na piechotę – zdecydowanie wolałby poczekać aż Robertowi i Jonathanowi znudzi się oglądanie bajki, ale czy wtedy mógłby się uważać za prawdziwego mężczyznę? Licząc, że tym razem mu się upiecze przekroczył próg mieszkania i od razu tego pożałował.

Na znajdującym się naprzeciwko drzwi telewizorze akurat leciała scena, gdzie widać było Hefalumpy – przerażające różowe i fioletowe słonie,od prawie dwudziestu lat wywołujące w nim to samo uczucie, które można z łatwością nazwać panicznym strachem. Mimo że był na to przygotowany i zebrał w sobie całą posiadaną siłę woli, lęk i tym razem zdołał dotrzeć do jego umysłu, paraliżując jego ciało.

Learoyd udawał, że nie widzi problemów ukochanego, choć od kiedy ten wszedł przez drzwi czujne oko Francuza wciąż na niego spoglądało.

Włoch odetchnął głęboko kilka razy.

~Nie mogę pozwolić, żeby mój chrześniak wziął mnie za tchórza, pewnie już nawet on nie boi się Hefalumpów!—skarcił się w myślach i dzielnie ruszył przed siebie, choć wewnętrznie cały dygotał niczym galareta

Gdy dosiadł się do oglądających na kanapie, z westchnieniem ulgi przytulił się do Jonathana i dyskretnie zamknął oczy, udając przed Robertem bardzo skupionego.

—Widzisz? Nie zjadły cię, mimo że patrzyłeś im prosto w oczy. Nie mogą cię skrzywdzić, to tylko narysowane postacie.—Learoyd poklepał Insama po plecach

—Jasne, śmiej się, ale ja też będę się śmiał jak następnym razem pójdziemy pobrać krew.—naburmuszył się Alex

—Tylko żartuję. Naprawdę gratuluję, że udało ci się zrobić kolejny krok w kierunku otwartej walki z tymi słoniami.

_____________

Co się naobiecywałam to moje, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Niestety zastój wszystkiego nie dotyczy tylko publikowania, ale również pisania, więc obawiam się, że zgromadzone przeze mnie zapasy wyczerpią się niedługo, jeśli mój brak sił się utrzyma.

Tymczasem trzymajcie się, życzę wszystkim powodzenia i do następnego spotkania!

Historie na razTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon