Kraftboeck

112 11 2
                                    

Często słyszy się, że prawdziwa miłość istnieje tylko na filmach. Wielu twierdzi, że ludzie są tak interesownymi stworzeniami, że nie są w stanie przedłożyć czyjegoś szczęścia ponad swoje własne, a dodatkowo pozostają w związkach tylko do momentu, w którym mogą dostać coś w zamian od swojego partnera. Mimo że nie można powiedzieć, że w takich stwierdzeniach, wypowiadanych zazwyczaj przez osoby skrzywdzone przez ukochanego człowieka, nie ma nawet ziarnka prawdy, nie każda relacja tak wygląda. Zdarzają się bowiem uczucia tak czyste i obezwładniające, że nawet najzagorzalszym krytykom brakuje argumentów.

Do takiego związku można by z pewnością zaliczyć ten Michaela i Stefana, którzy sami nie do końca pamiętają, jak to wszystko się zaczęło. Nie raz zdarzało im się opowiadać o swoim pierwszym spotkaniu, które choć nie skrzyżowało ich dróg na stałe, to na obu wywarło duży wpływ. Hayboeck za każdym razem dodawał, że kiedy po raz pierwszy spojrzał na małego, ciemnowłosego chłopca poczuł się naprawdę dziwnie, a chęć pomocy zagubionemu zawodnikowi, debiutującemu w FIS Cupie przytłoczyła go tak bardzo, że sam nie wiedział w którym momencie podszedł do przerażonego Krafta i zaoferował mu pomoc w odnalezieniu się na obcym obiekcie. Jakby w kontrze młodszy dodawał, że nigdy wcześniej nie czuł się równie bezpiecznie jak w chwili, kiedy po raz pierwszy rozmawiał z blondynem, starającym się za pomocą beznadziejnych żartów choć trochę podnieść go na duchu.

Tak jak wcześniej im obu chodziła po głowie myśl, żeby porzucić skoki i zacząć porządnie się uczyć żeby mieć "przyszłościowy zawód", tak chęć ponownego spotkania się nawzajem była tak silna, że po tamtym wydarzeniu taki pomysł został zepchnięty w najgłębsze zakamarki umysłu i od tamtej pory się nie pojawił. Ciężko pracowali nad swoją dyspozycją i kiedy spotkali się ponownie już na zgrupowaniu kadry Austrii można było wyczuć emanującą z nich dumę. W chwili ponownego spotkania byli już starsi, nieco bardziej zorientowani w kwestii zawierania przyjaźni i przypilnowali, żeby przy pierwszej okazji wymienić się numerami telefonów, aby nawet w razie nieoczekiwanego obrotu spraw nie stracić ze sobą kontaktu. Bez problemu można było wyczuć, że to oni tworzyli w kadrze tę sielankową atmosferę potrzebną do resetowania się przed zawodami, a doświadczeni zawodnicy szczerze byli pod wrażeniem, jak szybko tak efektowna przyjaźń została zawiązana.

To, kiedy ich relacja zaczęła być czymś więcej niż przyjaźnią jest jeszcze trudniejsze do sprecyzowania, niż buzujące w nich wtedy uczucia, zdecydowanie przytłoczone powstałym w wyniku buzujących hormonów pożądaniem. Proces ten prawdopodobnie rozpoczął się jeszcze kiedy obaj byli małymi chłopcami ale dopiero zbliżając się bliżej dwudziestki na karku zdali sobie sprawę, że czerpana z nawet niewielkich muśnięć dłoni przyjemność wykracza poza ramy zwykłej przyjaźni. Nie była to jednak dla żadnego z nich łatwa i rozwiązywalna od tak sprawa. Byli świadomi, że społeczeństwo ma problemy z akceptacją związków osób tej samej płci, a swoim wyznaniem nie chcieli wywołać u tego drugiego uczucia niezręczności w swoim towarzystwie. Ostatecznie to Michael zdobył się na odwagę, po swoim pierwszym w życiu podium w Pucharze Świata poprosił przyjaciela na rozmowę i chociaż sam nie pamięta dokładnie jak ona brzmiała, błogość, która towarzyszyła mu kiedy spędził pierwszą w życiu noc z Kraftem w ramionach często motywowała go do dania z siebie jeszcze więcej.

Ciężko było stwierdzić, który z nich wywierał na tego drugiego lepszy wpływ, ale bez wątpienia obaj byli dla siebie wzajemnie swego rodzaju motorem napędowym. Nawet zwykła osoba, oglądająca zawody z domowego zacisza, bez trudu mogła zaobserwować, jak ważne jest dla obu sportowców wzajemne wsparcie, choć z pewnością nikt nie domyślał się, że w rzeczywistości dzieje się coś więcej niż tylko przyjacielskie poklepywanie się po plecach. Bliscy znajomi często śmiali się, że tak przykładnego związku, bez kłótni i niesnask nie sposób znaleźć, na co para tylko wymieniała porozumiewawcze spojrzenia, a przez myśl przelatywała im wielka awantura, która miała miejsce po przegranej Barcelony z Bayernem dwa do trzech. Stłuczonych wtedy talerzy nie sposób było uratować, a urażony wypowiedzią Michaela o szczęściu gospodarzy Kraft nie odzywał się do niego przez pół kolejnego dnia, dopóki na kuchennym stole nie znalazł kubka z klubowym logiem ulubionego zespołu, który był dość udaną próbą przeproszenia ciemnowłosego.

Tamtego dnia obiecali sobie, że w przypadku potyczki klubów już nigdy nie obejrzą tego meczu razem, chcąc uniknąć kolejnych strat w tak dokładnie dobieranym przez nich sprzęcie domowym. I choć do takich kłótni dochodziło u nich naprawdę rzadko, małe spory były na porządku dziennym, zwłaszcza kiedy blondyn rzucał w kierunku ukochanego podprogowo sprośne teksty kiedy nie byli sami, chcąc zaobserwować wykwitający najpierw na uszach, a później szyi czerwony rumieniec.

O skokach rzadko rozmawiali kiedy byli tylko we dwóch. Doskonale wiedzieli, że są dla siebie nawzajem wsparciem nawet bez nieustannych zapewnień, ale kiedy któryś z nich tracił pewność siebie ten drugi już tam był żeby pomóc mu się pozbierać przed kolejnymi zawodami. Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała kiedy świętowali sukcesy. Szczególnie Michael miał być z czego dumny, zwłaszcza kiedy jego chłopak w kilka lat osiągnął znacznie więcej niż nie jeden zawodnik przez całą karierę, a mimo niezaprzeczalnej sławy, która go otaczała nie zmienił się w stosunku do niego nawet odrobinę.

Mistrzostwa Świata w Oberstdorfie były dla nich obu wielkim wyzwaniem. Ba, cały sezon był tak wymagający, jak jeszcze nigdy, a panoszący się po świecie koronawirus, który odcisnął swoje piętno na ich zdrowiu, nie ułatwiał przygotowań do głównej imprezy. Oczekiwania wobec zawodników też zrobiły swoje i w pierwszym konkursie najwyżej sklasyfikowanym Austriakiem był siódmy Michael.

Brak medalu rozochocił jednak sportowców, którzy w konkursie mieszanym sięgnęli po brązowy krążek. Na przestrzeni prawie tygodnia, rozdzielającego zawody na normalnym i dużym obiekcie działo się naprawdę dużo, nawet jeśli był to teoretycznie wolny czas zawodników, którzy nie zaniedbywali treningów, jednocześnie odbywając konferencje prasowe, nie raz wymagające od zawodników tworzących studio w łazience niezwykłych zdolności z zakresu architektury. Dobrze, że przynajmniej jeden z nich miał wystarczająco długie nogi żeby ze stworzonego miejsca skorzystać.

Skocznia duża należała do Stefana Krafta. To właśnie tam odniósł swoje pierwsze pucharowe zwycięstwo, a kiedy Austriak miał odpowiednio bojowe nastawienie, nie sposób było znaleźć kogoś, kto mógłby mu zagrozić. Przez cały piątek dominował, a kiedy przypieczętował swoje zwycięstwo skokiem na sto trzydziesty czwarty metr, w zespole zawrzało. Wszyscy byli gotowi rzucić się na świeżo upieczonego mistrza świata i wyściskać go tak, ten nie byłby w stanie oddychać. Już po wylądowaniu, kiedy wiedział, że przeskoczył zieloną linię, zaczął się cieszyć, choć z drugiej strony był niewyobrażalnie zszokowany. Jeszcze w grudniu całe ciało bolało go tak, że nie był w stanie sam przewrócić się na łóżku, a teraz, trzy miesiące później został mistrzem świata. Jedynym uczuciem, które było w nim w tamtej chwili silniejsze od szczęścia była niesamowita wdzięczność. Wiedział, że bez wspaniałych ludzi, którzy się nim zajęli, bez wspierającego Hayboecka, nie byłby w stanie tego osiągnąć. Wpadając w objęcia kolegów z zespołu czuł frustrację na myśl o powrocie do pustego pokoju. W głębi serca wzbierała w nim złość, że tak po prostu kazał wczoraj blondynowi zebrać swoje rzeczy i jechać do domu. Kiedy wyobraził sobie, że zamiast Hubera to jego ukochany podbiega do niego po ostatniej ocenianej próbie, a po przekroczeniu progu ich tymczasowego lokum składa na jego ustach pełen emocji pocałunek aż zadrżał.

Wiedział jednak, że jego sukces nie zostanie zapomniany, a jeszcze bardziej dumny niż on sam Michael będzie czekał na niego w domu. W końcu zawsze czekał, gotowy poświęcić własną satysfakcję dla tej Stefana.

________________

Pierwsza sprawa, wszystkiego najlepszego wszystkim czytelniczkom z okazji dnia kobiet!🥳

Druga sprawa, wciąż trawię te mistrzostwa, ciągnie mnie do Kraftboecka, więc pewnie w najbliższym czasie zagoszczą tu znowu (jak to mówi moja przyjaciółka, Kraftboeck dobry na wszystko). Nie wiem czy już to mówiłam (pewnie tak, ostatnio często się powtarzam), ale jeśli chcecie przeczytać coś konkretnego to jestem otwarta na propozycje.

Sprawa numer trzy, dosłownie sprzed kilku godzin. Ale jak to Gratzer nie będzie w przyszłym sezonie dyskwalifikował zawodników? Płak ;-;


Historie na razWhere stories live. Discover now