Lellinger

111 14 4
                                    

Igrzyska w 2022 miały być magiczne. Miałem bronić wywalczonego w pocie czoła tytułu ze skoczni normalnej. Miałem walczyć jak równy z równym z tymi wszystkimi niesamowitymi ludźmi, którzy tak jak ja przyjechali po wygraną. Miałem dać z siebie wszystko i raz jeszcze stać się powodem do dumy nie tylko dla całego narodu, ale przede wszystkim dla Stephana, który najbardziej ze wszystkich kibicował mi podczas powrotu do regularnych startów w Pucharze Świata. Wciąż żywe było w mojej głowie wspomnienie jego podekscytowanych oczu kiedy razem wyjeżdżaliśmy na górę skoczni, trzymając się za ręce w windzie gdy kamera akurat nie była skierowana w naszą stronę. On był moim największym wsparciem, a ja jego - pomagałem mu stawiać pierwsze kroki po operacji, wierzyłem, że uda mu się wrócić w wielkim stylu nawet kiedy treningi mu nie szły, a on sam tracił już nadzieję. Mieliśmy, tak jak ostatnio, razem pojechać na igrzyska, razem cieszyć się, razem smucić. Ale życie szybko zweryfikowało nasze plany.


Nie pojechałem na zawody do Titisee gdzie miała rozstrzygnąć się walka o ostatnie miejsce w drużynie olimpijskiej i to ze swojej własnej głupoty. Stephan tyle razy powtarzał mi, żebym wychodził z mieszkania tylko na treningi lub do sklepu, a ja jak ten ciołek poszedłem w środę do najbardziej zatłoczonej galerii w mieście. Nie żebym nie miał powodu, w poniedziałek wypadała nasza szósta rocznica i koniecznie chciałem dać mojemu ukochanemu prezent, który wywoła na jego uroczej buzi uśmiech od ucha do ucha. Wszystko miałem dokładnie przemyślane, to miało być specjalne, podpisane przez autorkę wydanie książki, którą zachwycał się przez ostatni rok, a wizyta w galerii według moich przewidywań powinna być krótsza niż dwadzieścia minut. I była, tylko wszedłem i wyszedłem, ale to najwyraźniej wystarczyło, bo już podczas przygotowywania po południu obiadu zaczynałem czuć się nieco osłabiony. I pewnie wziąłbym to za zwykłe przeziębienie gdybym godzinę później nie był umówiony na test PCR na obecność tego paskudnego wirusa w moim organizmie.

Zwykle na dobę przed testem, na wszelki wypadek, Stephan przenosił się do swoich rodziców, a po pobraniu wymazu razem wracaliśmy do mieszkania, ale tym razem coś mnie tknęło i poprosiłem go, żeby do czasu wyników został w swoim rodzinnym domu. To była chyba najlepsza decyzja, którą podjąłem w przeciągu ostatnich kilku tygodni, ponieważ jakieś dwanaście godzin później otrzymałem SMS-a, który zrujnował moje olimpijskie marzenia. "Positive"

Ten weekend, który spędziłem na kanapie przywołał wszystkie najgorsze wspomnienia z czasów mojej kontuzji, kiedy mogłem tylko kibicować swoim kolegom z kadry. Miałem wrażenie, jakby wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatniego półtora roku było tylko snem, a ja tak naprawdę wciąż ledwo mogłem chodzić bez wsparcia na ramieniu Stephana. Tak dziwnego uczucia nie doświadczyłem jeszcze nigdy, bo chociaż wiedziałem, że zerwane więzadło już dawno się zabliźniło nie mogłem nic zrobić, żeby przekonać do tego swoją podświadomość.

Wylot kadry na igrzyska, chociaż odbył się zgodnie z planem, nastąpił znacznie wcześniej niż byłem na to przygotowany. Tydzień wyjęty z życia zaburzył moje mentalne przygotowania i ograniczył mój czas ze Stephanem do kilku dni przed ponad dwutygodniową rozłąką. Wiedziałem, że codziennie będziemy rozmawiać. Wiedziałem, że nasze wiadomości nie będą miały końca. Ale to jednak nie to samo co móc złapać drugą osobę za rękę, wtulić się w jej bok i złożyć delikatnego całusa na jej policzku. Dlatego podczas mojej przymusowej izolacji przygotowałem, zgodnie z instrukcjami Leyhe jego bagaż na wylot do Chin, dzięki czemu cały czas, który Horngacher wyznaczył swoim zawodnikom na spakowanie się między konkursami w Willingen, a wylotem mogliśmy spędzić nie odstępując się na krok.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spędziliśmy tyle czasu razem w łóżku na czynnościach innych, niż spanie. Dotyk dłoni Stephana na moim rozgrzanym ciele dawno nie był tak kojący, a pocałunki tak słodkie (chociaż do tego mogłem przyczynić się ja, zajadając swoje smutki czekoladą). Byliśmy nienasyceni niczym nastolatkowie, którzy pierwszy raz poszli się za sobą kochać, chociaż wiedziałem, że wynika to raczej z powodu widniejącej na horyzoncie perspektywy długiej rozłąki niż dlatego, że buzują w nas hormony. Zastanawiałem się, czy w ten sposób mój chłopak chce mnie pocieszyć, ale zapytany o to zrobił tak urażoną minę, że nie byłem w stanie dalej nawet rozważać tej opcji.

Po intensywnych trzydziestu sześciu godzinach, podczas których czas chyba dostał przyspieszenia, bo minęły jak z bicza trzasnął, nadszedł czas pożegnania. Nigdy tego nie lubiłem, zawsze stawałem się zbyt sentymentalny i tylko troska o psychikę znajdujących się na lotnisku dzieciaków powstrzymywała mnie od zaciągnięcia Stephana do łazienki na ostatni szybki numerek. Leyhe zawsze śmiał się kiedy napotykał moje jednoznaczne, rozmarzone spojrzenie, które zazwyczaj skupiało się na jego świetnym tyłku i kazał pohamować swoje zwierzęce żądze, jednak tym razem to on zdawał się rozbierać mnie wzrokiem. Z pewnością stoczył zaciętą wewnętrzną walkę zanim w końcu zdecydował się zostawić swój bagaż pod opieką Markusa i zaciągnąć mnie do jednej z kabin w męskiej ubikacji w celu, do którego nie była przeznaczona, ale niespecjalnie się tym przejmowałem. Wręcz przeciwnie, uwielbiałem kiedy Stephan przejmował inicjatywę, zwłaszcza dlatego, że robił to tak rzadko, dlatego nawet prawie puste nocą lotnisko, po którym niósł się każdy, nawet najmniejszy dźwięk nie było w stanie powstrzymać mnie przed artykułowaniem swojego zadowolenia.

Po powrocie do domu przywitała mnie głucha cisza. Nie było słychać nawet radia, które zazwyczaj grało w kuchni tak lubiane przez Leyhe audycje. Dopiero wtedy pozwoliłem sobie na płacz, który wstrzymywałem od dwóch tygodni, a którym nie chciałem martwić kochanka. Wiedziałem, że mam ponad dziesięć godzin zanim zadzwoni Stephan i byłem pewien, że w ciągu tego czasu zdążę doprowadzić się do porządku. Nie przewidziałem tylko, że opuchnięte oczy tak szybko się nie regenerują i chociaż psychicznie byłem gotowy być wspierającym chłopakiem kiedy usłyszałem dzwonek telefonu to fizycznie nie wyglądałem najlepiej, o czym oczywiście nie zapomniał wspomnieć Leyhe.

—Sprawdziłeś kieszeń kurtki, tak jak ci kazałem?—spytał po opowiedzeniu, jak minęła mu podróż

—Eeee... Nie kazałeś?—z trudem próbowałem sobie przypomnieć, co mówił podczas naszej ostatniej rozmowy, bo bardziej niż na słowach skupiałem się na powstrzymaniu ciepłej stróżki, która spływała mi po wewnętrznej stronie uda

—Z tobą to tak zawsze, normalnie jak zwierzę.—zaśmiał się, po czym wysłał do przedpokoju w poszukiwaniu kurtki—Masz?—spytał kiedy wróciłem, a ja pomachałem do ekranu niewielką, złożoną karteczką

"Sprawdź mikrofalówkę" głosiły napisane koślawym pismem Stephana litery. Podążając za jego instrukcją zajrzałem do środka, gdzie znalazłem niewielką kopertę podpisaną "Otwórz, gdy zostaniesz sam".

—Kiedy zdążyłeś to tam schować?—zdziwiłem się, bo podczas ostatniego pobytu w mieszkaniu nie odstępowałem go prawie na krok

—Mam swoje sposoby, kotku. Nie chciałem, żebyś był zdołowany kiedy mnie nie będzie, dlatego ukryłem dla ciebie trochę niespodzianek po całym domu. Nie daj się i pamiętaj, że dla mnie i tak zawsze jesteś najlepszy.

—Przez ciebie znowu zacznę płakać! Co z ciebie za chłopak?!—powiedziałem z udawanym wyrzutem, bo na mojej twarzy gościł szeroki uśmiech

I przez moją głowę przegalopowała właśnie wtedy szalona myśl. A co jeśli przygotowałbym dla niego coś takiego po powrocie? A co jeśli w kopercie byłby pierścionek? W mojej podświadomości zaczynał kształtować się już cały plan, na którego realizację nie mogłem się doczekać.

_________

Wybaczcie tą długą suszę twórczą, nie mam ostatnio siły ani zbytnio czasu żeby cokolwiek popisać, mimo że tak bardzo mam na to ochotę. Dopiero dzisiaj udało mi się wygospodarować dwie godzinki i w końcu coś naskrobać.

Jak się trzymacie? Mam nadzieję, że COVID trzyma się od Was z daleka.

No i może dodam, bo dawno tego nie robiłam, a zauważyłam, że sporo nowych osób zainteresowało się ostatnio tym tworem, że bardzo chętnie przyjmuję zamówienia, zwłaszcza te wymagające niezłej gimnastyki.

Historie na razWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu