Kraftboeck

46 13 0
                                    

Mówią, że życie przelatuje przed oczami chwilę przed śmiercią, na dodatek to wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Cóż, nie tylko. Ponieważ ja stałem właśnie na najwyższym stopniu podium, na przeciwko mojego wspaniałego chłopaka, który z pierścionkiem w ręku klęczał przede mną , a ja ponownie przeżywałem wszystkie wspólne chwile.

Widziałem przed oczami chwilę, kiedy na tym molo niedaleko naszej szkoły zgodził się być moim chłopakiem dwanaście lat temu. Byliśmy młodzi, dopiero wchodziliśmy w świat profesjonalnego sportu. Czuliśmy się niepewnie, ale byliśmy przeszczęśliwi, że mamy siebie, że możemy się wspierać tak jak robiliśmy to przez poprzednie trzy lata odkąd się poznaliśmy. Uwielbiałem nocne rozmowy, przy których Michael często zasypiał z kamerką przy twarzy, po minutach usilnego twierdzenia, że wcale nie jest zmęczony. Uwielbiałem razem trenować, zwłaszcza wtedy kiedy mieliśmy możliwość przebywać chwile sam na sam i żartować ze wszystkich i siebie nawzajem. Uwielbiałem to, jak jedno spojrzenie na moją twarz pozwalało Michaelowi odgadnąć mój nastrój i co akurat mnie gnębi. I uwielbiałem, że mogłem robić to samo patrząc na niego.

Nie zauważyłem, kiedy nasza przyjaźń stała się czymś więcej, kiedy zamiast zbicia piątki na przywitanie wolałbym dostać całusa w policzek. Nie zauważyłem, kiedy po usłyszeniu żartu od razu zerkałem na Michaela żeby zobaczyć jego szeroki uśmiech. Ale kiedy w końcu zauważyłem, że coś się zmieniło, spanikowałem. I tylko niechęć do sprawienia smutku przyjacielowi powstrzymywała mnie od totalnego zamknięcia się w sobie. Więc kiedy sierpniowej nocy siedzieliśmy na tym molo, oglądając Perseidy i Michael zapytał, co mnie gnębi zamiast zbyć go jakąś błahostką wypaliłem "Czy zostaniesz moim chłopakiem?". I tak to wszystko się zaczęło.

Widziałem przed oczami jak za pierwsze wygrane w skokach pieniądze wynajęliśmy wspólnie małe mieszkanie w Innsbrucku. Jak pierwsze kilka tygodni spędzaliśmy ze sobą prawie każdą wolną chwilę, przez większość czasu odkrywając nawzajem swoje ciała w różnych miejscach naszego nowego domu. Jak zabawnie było przyzwyczajać się do swoich nawyków, uczyć się o sobie rzeczy, których wcześniej nie wiedzieliśmy. Jak dobrze nam było nawet wtedy, kiedy ja denerwowałem się na niego, że nie sprzątnął w kuchni, a on złościł się o niepościelone łóżko. Jak cudownie było zasypiać i budzić się patrząc na delikatne rysy twarzy Michaela i jak okropnie obaj czuliśmy się po każdej większej kłótni, niemal od razu się przepraszając.

Widziałem wszystkie wspólne wyjazdy na wakacje, które choć krótkie zawsze były intensywne i pozwalały nam naładować baterie na kolejny rok. Te dni spędzone na leniwym pływaniu w morzu i te przepełnione intensywną aktywnością pozwalały nam odciąć się od codziennych zmartwień i zapomnieć o stale ciążącej na nas presji osiągnięcia sukcesu. Pozwalały po prostu cieszyć się sobą nawzajem.

Widziałem też te trudne chwile, kiedy zwinięty z bólu lub rozczarowania na hotelowym łóżku wypłakiwałem sobie oczy i nie byłem w stanie rozmawiać o tym z najważniejszą w moim życiu osobą. Widziałem rozczarowanie na jego twarzy kiedy odtrącałem jego delikatne, troskliwe dłonie i zawód, kiedy decydował się dać mi niezbędną przestrzeń śpiąc u któregoś z naszych kolegów. Nienawidziłem siebie za każdą taką sytuację, starałem się nie zamykać w sobie i pozwalać sobie pomóc, ale nie zawsze byłem w stanie otworzyć ramiona i po prostu dać się przytulić.

Najgorsze jednak były chwile, kiedy to Michael cierpiał. Nieważne czy z bólu pleców, czy z powodu gorszego konkursu, nie mogłem patrzeć na spływające po jego policzkach łzy, ale nie zawsze mogłem coś na to zaradzić. Pełen uczuć seks często pomagał, ale gdy zawodził stawałem się totalnie bezsilny i z tą bezsilnością też nie mogłem sobie poradzić.

Ale mimo tych chwilowych słabości walczyliśmy o siebie i ramię w ramię stawialiśmy czoła całemu światu. Igrzyska we Włoszech miały być naszymi ostatnimi, tak to sobie zaplanowaliśmy, że po raz ostatni spróbujemy spełnić nasze marzenia o indywidualnym złocie. wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwe, tylu młodszych od nas świetnych zawodników otrzymało powołania, że sama myśl o tym wydawała się być głęboko przesadzona. My jednak wierzyliśmy, bo co innego mogłoby nas zmotywować do ciężkiej pracy?

Historie na razWhere stories live. Discover now