➸ czterdzieści pięć

3.1K 177 4
                                    

— Czy to już wszystko? — zapytał Calum, podpierając się na rękach i wzdychając. Całe jego mieszkanie było zawalone rzeczami jego dziewczyny, a ona siedziała uśmiechnięta na szarym narożniku i oglądała jeden z tych durnych programów.

— Tak, skarbie. — wstała i przechodząc obok niego, pstryknęła go w nos. — Mówiłam już, że mam najlepszego, najpiękniejszego, najmądrzejszego, najprzystojniejszego i najzabawniejszego chłopaka na świecie? — krzyknęła, wchodząc do kuchni, co ten skwitował śmiechem.

— Mówiłaś. — znalazł się w pomieszczeniu zaraz za nią. — Czy już mamy chwilę dla siebie? Chciałbym cię gdzieś zabrać, jeśli tak. — odparł, a ona spojrzałam na niego zza pleców.

— Gdzie? Nic nie mówiłeś. — zmarszczyła brwi, nastawiając wodę na herbatę. — Pijesz coś?

— Nie, i ty tez nie. — Calum wstał i wyłączył czajnik. — Zrobisz to, jak wrócimy. Póki co przebierz się, mamy zaledwie półtorej godziny. — dodał spoglądając na zegarek.

— Wytłumacz mi najpierw, gdzie? Nie lubię nie wiedzieć w co zostaje wpakowania. — westchnęła, wychodząc z kuchni i kierując się w stronę szafy. Narzuciła na siebie cienką bluzę i spoglądając co chwilę na poczynania jej chłopaka, założyła buty. Ten uśmiechnięty od ucha do ucha zrobił to samo, i zgarniając kluczyki od samochodu otworzył ukochanej drzwi od domu. — Powoli wchodzę w fazę zdenerwowania, mój drogi.

— Spokojnie, kochanie. Jestem pewny, że gdy już zobaczysz, gdzie zmierzamy, twoja złość na mnie minie. To niedaleko. — uśmiechnął się, otwierając jej drzwi od samochodu, po czym samemu do niego wsiadając. — Otwórz proszę tę kieszeń, i poszukaj tam żółtej kartki z adresem. — powiedział, sprawdzając wszystko i odpalając samochód. Zrobiła więc tak, jak prosił. W stercie różnych papierów, kartek, opakowań po batonikach i milionie różnych innych rzeczy zaczęła szukać karteczki, przy okazji znajdując swoje własne okulary przeciwsłoneczne, które nie miała pojęcia co tam robiły.

— Proszę. — podała mu ją, wcześniej spoglądając. — Kim jest Cassie? — Summer zmarszczyła lekko brwi.

— Zobaczysz, skarbie. — na jego ustach znów zagościł szeroki uśmiech, a jego dłoń powędrowała na jej udo.

Przez kolejne dziesięć minut przemierzali ulice, do czasu aż Calum zaparkował samochód pod średniej wielkości domkiem jednorodzinnym. Wysiadł z samochodu, by otworzyć ukochanej drzwi, a gdy wysiadła, zakluczył go i złapał ją za dłoń.

— Gotowa?

— Nie, bo nawet nie wiem na co? — odparła pretensjonalnie, a on przytulił dziewczynę krótko.

— Zaufaj mi. Będziesz bardzo zadowolona. — dodał, ciągnąć Summer w stronę drzwi wejściowych. Po chwili zadzwonił dzwonkiem, i nie musieli długo czekać na pojawienie się czarnowłosej dziewczyny w drzwiach.

— Cześć, jestem Calum. Dzwoniłem wczoraj. — odparł chłopak, a Summer zmierzyła oboje wzrokiem. Czy to juz był odpowiedni czas na podejrzenia?

— Oh, tak, pamiętam. Wejdźcie, śmiało. — uśmiechnęła się szeroko, otwierając im szerzej drzwi. — Jestem Cassie, a ty to pewnie Summer, mam rację? — zapytała patrząc na dziewczynę, po czym wyciągnęła dłoń.

— Tak, ale... — Summer odwzajemniła jej gest, zdezorientowana, i spojrzała na Caluma. Ten jednak pokręcił krótko głową i spojrzał na czarnowłosą.

— Nie zwracaj proszę uwagi na jej humorki, zaraz będzie zachwycona. — powiedział, a dziewczyna miała ochotę wypalić wzrokiem dziurę w jego głowie. Na wylot.

big brother ☼ luke hemmings ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz