➸ trzydzieści trzy

4.6K 246 27
                                    

Przyszedł grudzień, a razem z nim gorsza pogoda. Mimo iż śniegu nie było widać, ani póki co raczej nic nie zwiastowało na to, by spadł, pogoda była okropna a czasem przechodziła samą siebie w złym tego słowa znaczeniu. Summer z utęsknienie myślała o wakacjach, co gorsza - nie tylko ze względu na ciepłą pogodę.

Luke planował przeprowadzkę pod koniec stycznia. Jeśli dobrze pamiętała z jego monologu, który w większości zignorowała, skupiając się po prostu na samym fakcie, znalazł mieszkanie kilka ulic dalej, w średniej wielkości apartamencie. Miał dość dużo oszczędności, chciał się usamodzielnić, na co jak twierdził mieszkanie z rodzicielką mu nie pozwala. Kobieta, wiadomo jak to matka, była w szoku. Zresztą sama Summer nie zareagowała lepiej. Nigdy w życiu nie spodziewałaby się, że Luke, ten idiota, lekkomyślny dzieciak, tak szybko wyfrunie z rodzinnego gniazdka. W domu miał wszystko jak na tacy; wracając do domu mógł zjeść ciepły obiad, czyste pranie czekało na niego w pokoju, pościel była zmieniona i co najważniejsze - był wśród swoich, we własnym domu.

— Jedziesz ze mną? — usłyszała głos Luke'a, na co podniosła wzrok znad miski z płatkami z mlekiem i spojrzała na zegarek. Za pól godziny zaczynała się jej pierwsza piątkowa lekcja.

— Daj mi dwie minuty, zjem i wezmę torebkę.

— Zjedz na spokojnie, przyniosę. — westchnął, na co przytaknęła. Po chwili chłopak zszedł z piętra z jej czarną torebką w prawej dłoni. Ona zaś dokończyłam w tym czasie jedzenie i odłożyła miskę do zmywarki. — Możemy iść?

— Jasne. — ubrała kurtkę i buty, po czym razem z chłopakiem opuściła dom. Zajęła miejsce pasażera i odebrała od blondyna swoją torebkę.

Atmosfera między nimi za każdym razem od ich rozmowy była napięta. Czy było to dla niej dziwne? Oczywiście, że nie. Taka kolej rzeczy była do przewidzenia i następowała zwykle w każdym przypadku.

— Nie będzie ci zimo? — zapytał, patrząc na siostrę. — Jesteś tak cienko ubrana.

— Nie, jest okej. — odparła, a ten przytaknął. — Jak w szkole?

— Nie narzekam, ale tegoroczne testy mnie przytłaczają, a nauczyciele dużo wymagają. — chłopak oparł się wygodnie o siedzenie, zaś jedną dłoń ułożył na podłokietniku. — Do tego teraz doszła mi jeszcze praca. A u ciebie?

Miał racje - do szkoły chodził rankiem i siedział tam czasem nawet do piętnastej, po czym wracał do domu, odrabiał lekcje i już o szesnastej musiał być w sklepie muzycznym, aż do dwudziestej drugiej. I tak od poniedziałku do czwartku, jedynie w piątek na głowie miał tylko szkołę.

— W porządku, oprócz tego, że dodali nam godzinę fizyki i chemii rozszerzonej. — westchnęła żałośnie, a on uśmiechnął się. — No a... ty i Harry? Polubiliście się, czy dalej za nim nie przepadasz?

— Kiedy powiedział, że nie ma zamiaru do ciebie startować, znacznie go po... - odparł bez namysłu, w pewnym momencie patrząc na siostrę szeroko otwartymi oczami, po czym jego usta co chwilę zamykały się i otwierały. Ona jedynie spojrzałam na niego krótko, po czym odwróciła się w stronę okna, a na jej ustach zagościł leciutki uśmiech. — To znaczy... dogadaliśmy się kiedy przydzielono nas do jednego składu w drużynie. — dodał nie patrząc na nastolatkę, jednak co chwile zagryzając dolną wargę.

— Okej. — posłała mu uśmiech, a ten pokręcił głową.

— Summer, proszę cię...

— Przecież nic nie mówię. — uniosła dłonie w geście obronnym, po czym odruchowo jedną z nich położyła na podłokietniku, zaraz obok ręki chłopaka. Jego jak i jej wzrok powędrował tam odrazu, a ten widząc jej zakłopotanie, zabrał swoją, opierając na udzie, a jedynie łokciem obok tej, należącej do niej. Co chwilę jednak kierował ku dłoni nastolatki swój wzrok, aż do momentu w którym zatrzymał się na czerwonym i westchnął ciężko.

— Mam wrażenie, że będę tego bardzo żałował. — odparł, a ona posłała mu zdezorientowane spojrzenie. Po chwili jednak palce jego dłoni owinęły się wokół jej palców, zaciskając mocno. Jej serce zaczęło tłuc się w piersi jak oszalałe, na policzki wkradła jej się szkarłatna czerwień, jak to przystało na duże zawstydzenie. Odwróciła głowę w stronę okna, zamykając oczy.

Czuła się nieswojo, jednak ciepło bijące od jego dużej dłoni znacznie dodawało jej otuchy i pokrzepienia. Cieszyła się z chwili i z tego, że po prostu to zrobił.

Jak na zawołanie jednak do jej głowy napłynął obraz jego i Melanie, na co zdała sobie sprawę, że przecież dla niego to tak idiotycznie chwilowe i bez znaczenia. Patrząc krótko na ich dłonie, wyplątała swoje palce z tych jego i zacisnęła ze swoimi.

— Nie rób tak. — odparła, kręcąc głową, a ten posłał jej zdezorientowane spojrzenie, parkując pod szkołą. Chciała wysiąść, jednak drzwi były zablokowane.

— Dlaczego? Wiem, że kiedyś to lubiłaś.

- Lubiłam to, jak robiłeś to, gdy to coś dla ciebie znaczyło. Jeśli teraz zrobiłeś to tak o, to proszę, niech to się więcej nie powtórzy, Luke. — Summer posłała mu uprzejmy uśmiech, poprawiając kurtkę.

— Ale Su...

— Jeśli nie chcesz mnie ranić i robić niepotrzebnej nadziej na coś, co nigdy więcej nie będzie miało miejsca, to proszę, uszanuj to. Do tego, jesteś moim bratem i hej, to twoje słowa, mój drogi. — dodała, a ten westchnął, przeczesując dłonią swoje długie włosy. — Nie mówmy o tym, proszę, a teraz chodź, bo spóźnimy się na lekcje. — posłała mu po raz kolejny uśmiech, na co ten wyjął kluczyki i odblokował zamki. Oboje wysiedli z samochodu, a ten sięgnął po swój plecak i jej torebkę.

— O której dzisiaj kończysz? Jeśli dobrze pamietam, o czternastej piętnaście, racja?

— Tak, dlaczego pytasz?

— Nie pojechalibyśmy może na jakiś obiad? Mamy nie ma, a o ile mnie wzrok nie mylił, nie ma w domu nic co nadawałoby się do zjedzenia na obiad. —westchnął, a ona potaknęła z uznaniem. — Zaczekasz na mnie przed szkołą?

— Jasne, ale przypadkiem nie kończysz dziś godzinę pózniej?

— Mniejsza z tym. Pizza? — uśmiechnął się, a ona zobaczyła ten błysk w jego oku, na co przytaknęła z uśmiechem.

— Co z tego, że jemy pizze od trzech dni! — parsknęła, a ten zawtórował jej. Zmierzali w stronę wejścia do szkoły, wokół którego kręciło się kilka osób. Większość jednak za wszelka cenę chciała dostać się do środka. — Zachorujemy na pizzoliozę.

— Istnieje coś takiego? — zapytał przez śmiech, a ona zaprzeczyła uśmiechając się przy tym głupio. — Swoją drogą, umówiłaś się dzisiaj z kimś?

— Nie, dlaczego pytasz? — uniosła lekko brew.

— A co powiesz na spędzenie tego dnia ze swoim najlepszym bratem? — wyszczerzył się.

— Cóż, chętnie, jednak z tego co wiem, to Jack narazie nie przyjeżdża. — Luke zmarszczył brwi na jej słowa, ale po chwili uśmiechnął się. - Żartuję. Jasne, czemu nie.

— W takim razie, czekaj na mnie, najlepiej przed szkoła, w porządku? — zapytał, na co przytaknęła. Oboje znajdowali się już w budynku. Gdy tylko uzyskał odwiedź, posłał jej lekki uśmiech i odszedł w swoją stronę.

Byłam szczęśliwa. Na prawdę nie chciała źle, a od momentu w którym ten odizolował sie od ich wcześniej relacji, na prawdę wiele zrozumiała. Nie oczekiwała juz od niego nie wiadomo czego. Chciała jedynie by było pomiędzy nimi dobrze i nie wisiały nad ich relacją czarne chmury.

big brother ☼ luke hemmings ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz