- Mów. – pośpieszył mnie Zeke.
- Po rozmowie z Lionel uświadomiłem sobie, że to nie szok mnie przywrócił. Chodziło o uczucie. – odparłem.
- A jakie konkretnie? – zaciekawił się Albert.
- Strach. Byłem cholernie przerażony, że mógłbym skrzywdzić najważniejszą dla mnie osobę i...O mój boże! Alyia! Co z nią? – spytałem zły na siebie, że wcześniej o nią nie zapytałem.
- W porządku. Kula przeszła na wylot, wystarczyło kilka szwów. Odpoczywa. – odpowiedział Albert. – Do rzeczy, Ash.
Odetchnąłem głęboko na wiadomość, że Alyia była bezpieczna.
- Tak jak mówiłem tutaj nie chodzi o szok, ale o strach. Chodzi o to, żeby zmusić ich do uczuć. – dodałem na wdechu.
- Jak chcesz przestraszyć te nieustraszone kreatury, geniuszu? – zakpił Matt, ale spiorunowałem go wzrokiem.
- To żołnierze. Działają tylko wtedy, kiedy dostaną rozkazy. To dobrze zorganizowania armia. A bez czego żadne wojsko nie potrafi funkcjonować? – spytałem, patrząc na moich towarzyszy.
- Bez dowódcy. – odpowiedział w końcu Zeke, patrząc na mnie z błyskiem w oku. – Każda armia boi się utraty przywódcy.
- Właśnie. – poparłem go, a krew w moich żyłach zaczynała krążyć co raz szybciej. – A to z kolei znaczy, że....
- Musimy zabić Lionela. – dokończył za mnie Craig obojętnym tonem. – Dokonamy publicznej egzekucji na oczach jego żołnierzy.
Skinąłem głową.
- A co jeśli to nie pomoże? – spytał Matt. – Co jeśli zabijemy jedyną osobę, która może znać antidotum na Serum, a jej śmierć niczego nie zmieni i jego żołnierze nadal nie będą zdolni do uczuć?
- Jak na razie to nasz jedyny pomysł i jedyna szansa. – odpowiedział Zeke. – Czy to pomoże czy nie, ten bydlak i tak zasługuje na śmierć.
Spojrzałem przyjacielowi w oczy i już wiedziałem, że on też myślał o Sebastianie. Zamrugałem szybko.
- Postanowione. Jeśli to się uda, będziemy musieli pomóc tym ludziom się przystosować. Jeśli nie, trzeba będzie ich gdzieś zamknąć dopóki nie znajdziemy rozwiązania. – zawyrokował Albert.
Jego słowa wydały sąd na Lionela, ale mimo to żaden z nas się nie poruszył. Była jeszcze jedna kwestia do rozstrzygnięcia.
- Kto to zrobi i jak? – spytał Albert bez ogródek. Trzy pary oczu zwróciły się w moją stronę. Przełknąłem ślinę.
- Najłatwiejszy będzie strzał w głowę. – odparłem beznamiętnie i sięgnąłem do kabury pod pachą, ale zorientowałem się, że nie mam tam pistoletu.
- Trzymaj. – szepnął Craig, podając mi swoją broń. Przyjąłem ją i zważyłem w ręce.
Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się przodem w stronę Lionela. Z każdym krokiem w jego stronę czułem jakbym zapadał się w sobie. Od dawna marzyłem o chwili, w której będę mógł zadać mu śmiertelny cios. Lionel Terrency był moim największym wrogiem: zabrał mi dzieciństwo, zniszczył dorosłość i naznaczył śmiercią przyszłość. Był sprawcą każdego cierpienia jakiego doznałem w życiu i nie potrafiłem spojrzeć na niego jak na człowieka. Widziałem w nim potwora.
Szarpnięciem podniosłem Lionela z klęczek i zacząłem prowadzić w stronę schodów do budynku.
- Co się dzieje? – spytał mężczyzna, a jego głos był przepełniony strachem.
BẠN ĐANG ĐỌC
Andetta (Zakończone)
Khoa Học Viễn TưởngObiekt sto sześćdziesiąt to ja. Brałem udział w programie o kryptonimie ,,Andetta", którego celem było stworzenie żywej broni. Poddawali nas seriom badań - chcieli nas odrzeć z uczuć i sprawić, żebyśmy ślepo wykonywali każdy rozkaz. Ale coś poszło n...