Rozdział XIX

1.6K 160 13
                                    

  Przez całą drogę do domku nie odzywaliśmy się do siebie. Oboje próbowaliśmy się jakoś przygotować na to, co miało zaraz się zdarzyć. Podejrzewałem, że będzie to druga pod względem trudności rozmowa w moim życiu. Na pierwszym miejscu plasowała się rozmowa z Alyią, kiedy po raz drugi ją zawiodłem.

  Przeszliśmy przez frontowe drzwi i udaliśmy się do salonu. Zeke usiadł na kanapie, a ja podszedłem do okna i oparłem ręce o krawędź parapetu. Z jakiegoś powodu znów zapragnąłem znaleźć się na zewnątrz. Może dlatego, że nagle pokój zaczął mi się wydawać za mały, za ciasny jakby nie było w nim wystarczająco dużo powietrza.

Nie odwracając się do przyjaciela, zapytałem:

- Pamiętasz jak po raz pierwszy sprzeciwiłem się Lionelowi?

- Jasne, odmówiłeś zabicia małej dziewczynki. - odparł lekko poirytowanym głosem.

Powoli odwróciłem się w stronę Zeke'a. Oparłem się o ścianę i splotłem ręce na piersi, zaciskając dłonie na materiale bluzy, żeby nie zauważył jak bardzo drżą.

- Nie wypełniłem rozkazu, publicznie podważyłem autorytet dowódcy i sprzeciwiłem mu się. - wyrecytowałem słowa, które wryły mi się w pamięć. Przełknąłem ślinę i spojrzałem na przyjaciela, który siedział pochylony do przodu z rękami splecionymi na kolanach. - Więc Terrency mnie za to ukarał.

Zeke otworzył usta, ale uciszyłem go ruchem głowy, dając do zrozumienia, że czas na pytania będzie później.

- Tej samej nocy przyszli po mnie dwaj ochroniarze. Nie pytałem o co chodzi, bo dobrze wiedziałem co się dzieje. - zacząłem opowiadać dalej. - Zaprowadzili mnie do ogromnego hangaru kilka kilometrów w głąb lasu. W środku stały dwa krzesła, a na nich siedziały osoby z workami na głowach. Ich ręce i nogi były związane. Obok nich stał Terrency. Jak zwykle jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, więc stanąłem przed nim bez słowa i zasalutowałem. Dostałem za to w twarz. - Pochyliłem głowę i przyłożyłem palec do cienkiej blizny na mojej górnej wardze. - Lionel powiedział, że każdy czyn ma swoje konsekwencje. Dlatego tam byliśmy. Żebym mógł ponieść swoją karę. Wskazał na osoby na krzesłach i kazał mi je zabić. Od tak. Bo taki miał kaprys.

Przerwałem na chwilę, widząc szok na twarzy przyjaciela. Zeke zamrugał szybko oczami i zakręcił młynka palcami na znak, żebym kontynuował.

- Oczywiście się nie zgodziłem. Nie chciałem mieć już nic wspólnego z zabijaniem. Zapragnąłem normalnego życia. Wtedy oberwałem po raz drugi. Ochroniarz uderzył mnie bronią w skroń, sprawiając, że upadłem i walnąłem głową o podłogę. Zamroczyło mnie na chwilę, ale szybko się otrząsnąłem z szoku, ponieważ sekundę później ktoś podniósł mnie za koszulkę. Lionel. Spojrzał mi w oczy z tak zaciętą miną, że wtedy po raz pierwszy zacząłem się go naprawdę bać. Ponownie rozkazał mi zabić siedzące obok osoby. Nie zgodziłem się. Wtedy Terrency pochylił się i wyszeptał mi do ucha, że gdy ze mną skończy, będę go błagał o litość i możliwość wykonania jego rozkazu. - Zacisnąłem szczękę, a w oczy zakuły mnie łzy. Pierwsza z nich stoczyła się po policzku. - Łamali mi po kolei palce, sprawdzając jak zareaguje mój organizm na tak wielki ból. Później składali je do kupy i znowu łamali. Okładali mnie pięściami, kopali aż z moich ust pociekła krew. Później sprawdzali obrażenia wewnętrzne i leczyli je, tylko po to, żeby zacząć od nowa. Przywiązywali mnie kajdanami i bili po plecach biczem. - Dla podkreślenia słów, zdjąłem koszulkę i odwróciłem się tyłem do Zeke'a, żeby pośród licznych tatuaży mógł dostrzec również blizny.

- O mój boże. - usłyszałem jego zduszony szept. - Jak to możliwe, że nie zauważyłem twojego zniknięcia, do cholery?

Ubrałem się i spojrzałem na niego ze smutnym uśmiechem.

Andetta (Zakończone)Where stories live. Discover now