Rozdział XII

1.9K 161 50
                                    



- Wychodzę. – rzuciłem, podchodząc do Alberta. Spuściłem głowę i włożyłem ręce w kieszenie. – Nie wracam na noc.

  Albert wstał ze stołka i bez słowa zaczął wstukiwać pin. Drzwi otworzyły się z sykiem.

- Jesteś pewien, że dobrze robisz? – spytał mężczyzna, patrząc na mnie z troską.

Przecząco pokiwałem głową.

- Ostatnio niczego nie jestem pewien. I niczego nie robię dobrze. – odparłem ze sztucznym śmiechem.

- Czasami najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu jest przestać przed nim uciekać. – poradził, opierając się o drzwi.

- Ciężko jest zmusić nogi do zatrzymania, gdy zawsze były w biegu. – odpowiedziałem, patrząc mu w oczy, żeby przekazać w ten sposób to, czego nie chciałem mówić na głos.

Albert skinął głową z powagą. Wskazał palcem na wyjście.

- Powinienem się martwić? – spytał.

  Wzruszyłem ramionami. Naprawdę nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Nie miałem pojęcia co będę robić tam na zewnątrz. Byłem jedynie pewien, że nie chcę przebywać w tym miejscu. Nie teraz.

- Nie zamierzam nikogo zabić, jeśli o to ci chodziło, więc możesz spać spokojnie. – odpowiedziałem. – Andetta to już przeszłość.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło, chłopcze. – powiedział Albert ostrym tonem.

  Przetarłem twarz dłonią i zatrzymałem ją dłużej na nasadzie nosa, ściskając ją lekko. Jedyne czego mi brakowało to kolejna kłótnia. Postanowiłem więc, że chociaż tym razem będę szczery. Na tyle na ile mogę.

- Przepraszam. – powiedziałem. – Po prostu nie jestem przyzwyczajony, że ktoś się o mnie martwi. I że ktoś w ogóle by się przejął, gdyby coś mi się stało. W Andettcie ciągle ginęli ludzie i nigdy nie widziałem, żeby któryś ze strażników przez to płakał. To dla mnie nowa sytuacja i ciężko mi się w niej odnaleźć.

  Albert skinął głową. Podszedł do mnie i poczochrał moje włosy zupełnie jak ojciec synowi, gdy ten mówi rodzicowi, że właśnie dostał piątkę w szkole.

- Rozumiem. – rzucił tylko. – Ale lepiej zacznij się do tego przyzwyczajać, bo wszyscy zdążyli cię już bardzo polubić. Na przykład Alyia.

  Cały się spiąłem, słysząc jej imię. A tak dobrze mi szło niemyślenie o niej. Niech to szlag!

- Powinienem wrócić koło ósmej albo dziewiątej. – powiedziałem, wchodząc do ciemnego tunelu uzbrojony w latarkę. Albert zasalutował i zamknął za mną drzwi.

  Gdy wydostałem się z tunelu, miałem wrażenie jakbym w ogóle z niego nie wychodził, ponieważ było tutaj tak samo ciemno jak tam pod ziemią.

  Moją skórę pokryła gęsia skórka. Zacząłem żałować, że nie wziąłem bluzy. Szybko mi przeszło, gdy zacząłem biec ze słuchawkami w uszach. Podkręciłem głośność na maxa. Miałem nadzieję, że muzyka zagłuszy moje myśli i poczucie winy.

  Postanowiłem wybrać dłuższą trasę do domu. Biegnąc, czułem pod stopami każdą łamiącą się gałązkę, każdy szelest trawy i stukot kamienia.

  Skupiłem się na oddechu i muzyce sączącej się do moich uszu. Postanowiłem odbudować mur w moim umyśle i zamknąć za nim wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia. Czułem się jak ten chłopczyk z rysunku Russela. Ciągle nosiłem sztuczny uśmiech, gdy tak naprawdę wewnątrz byłem wykończony emocjonalnie. Nie potrafiłem nawet posłuchać własnej rady, którą napisałem na odwrocie rysunku chłopca.

Andetta (Zakończone)Where stories live. Discover now