Rozdział XXX

1.6K 111 16
                                    

  Po długiej rozmowie z Zekem wróciliśmy do domku. Kątem oka obserwowałem reakcje przyjaciela, ale jego twarz wyrażała jedynie skupienie. Postanowiłem dać mu czas, żeby przetrawić to wszystko, co przed chwilą mu powiedziałem.
  Gdy wszedłem do kuchni, Sebastian i Craig siedzieli przy stole i rozmawiali szeptem między sobą. Zaczynałem podejrzewać, że układali sobie jakiś chory plan, żeby wyplątać mnie jakoś z tego pojedynku. Oparłem się o framugę i splotłem ręce na piersi.
-Cokolwiek sobie teraz myślicie, odpowiedź brzmi: nie. - powiedziałem.
  Sebastian odwrócił się w moją stronę i spiorunował mnie spojrzeniem.
- Przestań, Ash. Nie możesz się wiecznie dla nas poświęcać. - odparł gniewnie. - Razem z Craigiem doszliśmy do wniosku, że...
- Zamknij się, Sebastian. - warknął Zeke. Podszedł do stołu i ciężko opadł na krzesło naprzeciwko chłopaków.
- Gdzie Alyia? - spytałem.
- Wróciła do Genesis, żeby opowiedzieć innym o tym, co się stało. - odpowiedział Craig, wpatrując się w przestrzeń nieobecnym wzrokiem.
  Skinąłem głową, choć trochę zabolało mnie, że nawet nie powiedziała mi, że wychodzi.
- Sebastian, ile czasu Ci potrzeba, żebyś nawiązał kontakt z resztą naszych przyjaciół? - spytałem.
  Chłopak wzruszył ramionami. Dopiero po chwili dotarło do niego to, co powiedziałem i przeniósł wzrok na mnie, a w jego oczach zabłysnęły iskierki.
- Dlaczego pytasz?
  Uśmiechnąłem się krzywo.
- Skontaktuj się z nimi i przekaż, że mają cztery dni, żeby do nas dołączyć. Potrzebujemy ich. - odparłem.
- Macie tutaj jakiś komputer? - spytał, wstając i zacierając ręce.
  Zeke skinął głową i oboje opuścili kuchnię. Podszedłem do lodówki jakbym spodziewał się, że cokolwiek w niej znajdę. W końcu nie mieszkaliśmy tutaj już od ponad miesiąca może dwóch. Zatrszasnąłem drzwiczki i oparłem się o nią plecami.
- Naprawdę chcesz stanąć do walki? - spytał Craig, sprowadzając mnie z powrotem do rzeczywistości. - Przecież to samobójstwo. - dodał głucho takim tonem, że przeniosłem na niego wzrok i uniosłem brwi. - Wiesz, że twoja wygrana nie zapewni bezpieczeństwa tym ludziom. Ani nam.
- Wiem. - odpowiedziałem krótko.
- I co zamierzasz z tym zrobić?
  Spojrzałem mu głęboko w oczy i obojętnie wzruszyłem ramionami. W kuchni pojawił się Sebastian z laptopem w ręce i przysiadł się do Craiga. Okazało się, że z komputerem coś jest nie tak, więc Sebastian poprosił Craiga o pomoc w rozwiązaniu problemu.
  Wyszedłem z kuchni i udałem się do salonu, gdzie Zeke stał tyłem do mnie tuż obok okna. Podszedłem do niego i poklepałem po ramieniu.
- Już czas, stary. - szepnąłem, a przyjaciel skinął głową.
- Zróbmy to jak najszybciej, żebym nie musiał o tym myśleć. - odparł Zeke wyraźnie wkurzony i rzucił mi mordercze spojrzenie.

* * *

  Czterdzieści minut później cała nasza czwórka zjeżdżała zjeżdżalnią, którą dostaliśmy się do podziemnych tuneli. Sebastian skontaktował się z resztą naszych przyjaciół, poganiając ich, żeby w miarę możliwości przybyli do nas jak najszybciej. Ci, gdy tylko usłyszeli co się święci, przyspieszyli tempo, żeby dotrzeć do nas na czas. Niestety, obawiałem się, że nie wszystkim się to uda.
  Zapukałem w metalowe drzwi, a Albert niemal natychmiast wpuścił nas do środka. Oczywiście nie obyło się bez gorącego powitania jakie mi zgotował razem z Melanie. Znaliśmy się dość krótko, ale dzięki tej dwójce pobyt w dawnej siedzibie Andetty stał się łatwiejszy do zniesienia. Traktowali mnie niemalże jak syna, czego, szczerze mówiąc, w ogóle się nie spodziewałem. To, że się o mnie martwili, patrzyli w taki sposób, że robiło mi się cieplej na sercu i co jakiś czas podkreślali jak wiele dla nich znaczę, sprawiało, że czułem się w Genesis prawie jak w domu.
- Czy Alyia opowiedziała wszystkim o tym, co się stało? - spytałem Alberta.
- Nie, powiedziała tylko mi. Reszta dowie się na zebraniu wieczorem.
- A tobie opowiedziała o wszystkim? Ze szczegółami?
  Czarnoskóry skinął głową i już chciał coś powiedzieć, ale ucieszyłem go machnięciem ręki.
- Nie mam czasu, żeby odpowiedzieć na Twoje pytania, więc powiem ci to w wielkim skrócie. Tak, czuję się świetnie mimo że Lionel mnie postrzelił. Tak, ten psychopata zamierza rozpętać wojnę. Tak, zgodziłem się na pojedynek jeden na jeden. I nie, nie zmienię zdania. A teraz przepraszam, ale mam wiele rzeczy do ogarnięcia. Wojna sama się nie wygra. - odpowiedziałem na wdechu, zasalutowałem mu i odbiegłem w stronę biura Alyii.
  Dziewczyna jak zwykle siedziała w swoim fotelu z plikiem kartek na kolanach. W dłoni trzymała ołówek, którym sunęła po papierze, rysując proste i ukośne linie. Gdy mnie zobaczyła, skrzywiła się nieznacznie.
- Musimy porozmawiać. - powiedziałem i podszedłem do niej. Zająłem fotel naprzeciwko i splotłem ręce na kolanach.
- Nie, Ash. - odparła, kiwając głową. - To była twoja decyzja i choć jej nie rozumiem, to będę cię wspierała.
  Powoli skinąłem głową.
- Odpuśćmy sobie dzisiaj ten temat, okej? Chyba jeszcze do mnie nie dotarło, że za niecałe pięć dni przyjdzie nam walczyć z Lionelem. - dodała po chwili.
  Aż do wieczora siedziałem z Alyią w jej biurze. Dziewczyna chciała zająć czymś myśli, więc uparła się że musi mnie narysować. Dlatego całe trzy godziny spędziłem, siedząc nieruchomo w fotelu. Jednak musiałem przyznać, że było warto.
  Rysunek ołówkiem przedstawiał mnie ze splecionymi rękami na piersi i krzywym, ale cwaniackim uśmieszkiem. Kilka kosmyków włosów opadało na moje czoło, rzucając cienie na moją twarz. Miałem na sobie rozpiętą pod szyją bluzę i znoszone dżinsy. Obrazek był idealną kopią mnie.
- Jesteś cholernie zdolna. - powiedziałam, przyglądając się rysunkowi.
- Dzięki. - odparła z uśmiechem i spojrzała na mnie. - Lepiej się przygotuj, bo za niecałe piętnaście minut będziesz wygłaszać przemowę.
- Co?
- To ty powinieneś opowiedzieć tym ludziom co się stało. W końcu to ty spotkałeś się z Lionelem, nie ja.
  Skrzywiłem się na samą myśl o tym.
- Jak myślisz, czy da się w delikatny sposób przekazać im, że czeka nas wojna i nie wszyscy ją przeżyjemy? - spytałem, spoglądając w jej błękitne oczy.
- Wzmianka o śmierci raczej nie podziała na nich pokrzepiająco. - odparła, całując mnie w policzek.
  Z powrotem opadłem ciężko na fotel i zarzuciłem kaptur na głowę.

Andetta (Zakończone)Where stories live. Discover now