Rozdział X

2.1K 165 20
                                    


    Właśnie rozległ się ostatni dzwonek, obwieszczający koniec lekcji i zarazem porę obiadu.

- Dobrze, dzieci! Poukładajcie swoje rzeczy i pamiętajcie o wypracowaniu na piątek. – przypomniałem. – A teraz chodźmy na zasłużony posiłek!

  Jako pierwszy wyszedłem z klasy, a dzieciaki pomaszerowały za mną. Poczułem pociągnięcie na nogawkę. Spojrzałem na uśmiechniętą twarz Giny.

- Tak, mała?

  Wyciągnęła rączki w moją stronę i już wiedziałem, o co jej chodziło. Uklęknąłem przed nią, a ona wdrapała się na moje plecy. Poczułem jak trzęsie się ze śmiechu, kiedy zacząłem podskakiwać, sprawiając, że ona również zaczęła skakać w górę i dół.

- Uratuję cię! – krzyknął mały chłopiec imieniem Martin i rzucił się w moją stronę. Złapał mnie oburącz za przedramię z zaciętą miną. Napiąłem mięśnie i podniosłem rękę do góry wraz z uczepionym do niej chłopcem. Determinacja na twarzy chłopca szybko zamieniła się w szeroki uśmiech.

- Pomocy! – pisnął chłopiec ze śmiechem. – Potwór się wyrywa!

  Ktoś złapał za moją nogę, obejmując ją mocno, co uniemożliwiło mi podniesienie jej. Musiałem więc szurać nią po podłodze, żeby w ogóle się poruszać. Oczywiście udawałem - gdybym chciał, to mógłbym zrzucić z siebie ich wszystkich, ale nie chciałem im psuć zabawy.

- Russel! Ty mały zdrajco! – zaśmiałem się, spoglądając na chłopca uczepionego mojej łydki.

  Wykorzystałem wolną rękę, żeby zacząć łaskotać Martina, który zanosząc się śmiechem, puścił moją rękę. Zabrałem się za Russela, który okazał się twardym zawodnikiem, ponieważ nie działały na niego zwykłe łaskotki. Odkleiłem go jakoś od swojej nogi i zacząłem gonić. Dzieci biegły za nami, śmiejąc się wesoło.

  Gdy od stołu dzieliło nas kilka kroków, przystanąłem i przywołałem do siebie dzieci, które ustawiły się w szeregu. Zasalutowałem jedną ręką, a drugą podtrzymałem małą Ginę.

- Smacznego, dzieciaki. – powiedziałem, machając ręką, żeby zagonić ich do stołu. Rozbiegły się w różnych kierunkach w poszukiwaniu swoich rodziców.

- Chodź, Gina. – powiedziała kobieta po czterdziestce, podchodząc do mnie.

- Mamusia! – zapiszczała dziewczynka, gdy kobieta zdjęła ją z moich pleców. – Będę mogła się jesce pobawić z panem nauczycielem?

Kobieta uśmiechnęła się do mnie, a ja odpowiedziałem tym samym.

- Oczywiście, ale to później. Pan na pewno jest głodny.

- Proszę, niech mówi mi Pani po imieniu. Jestem Ash. – powiedziałem, wyciągając rękę w stronę kobiety.

- Amanda. – odparła, ściskając moją dłoń. – Mam nadzieję, że Gina nie dała ci w kość?

- Ani trochę. – zaśmiałem się. – To wspaniałe dziecko.

- Tak, dziękuję. – powiedziała. – W takim razie życzę smacznego.

  Odprowadziłem ją wzrokiem na drugi koniec stołu, gdzie usiadła obok łysego mężczyzny i pocałowała go w policzek. Mała Gina naśladując mamę, również chciała dać całusa tacie, ale żeby to zrobić musiała klęknąć na kolanach mamy.

  Usiadłem na wolnym miejscu między osobami, których nie znałem i spojrzałem na talerz, na którym leżał kawałek mięsa, ziemniaki i marchewka z groszkiem. Obiecałem sobie, że zapytam Alyię, skąd oni biorą takie pyszności.

Andetta (Zakończone)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt