Rozdział XXIX

1.4K 123 48
                                    



  Pod moje powieki wkradło się zdradzieckie światło, więc zmusiłem się, żeby otworzyć oczy. Zamrugałem kilkakrotnie, żeby dać szansę moim oczom na przyzwyczajenie się do panującej w pokoju jasności.

  Szybko zerwałem się do pozycji siedzącej i ze zdziwieniem zauważyłem, że moje żebra nie zaprotestowały ostrym bólem. Sięgnąłem pod materiał szarego T-shirtu, który miałem na sobie, choć nie pamiętałem, żebym go zakładał. Gdy spojrzałem na mój brzuch jedynym śladem po spotkaniu z Lionelem był purpurowy siniak wielkości dłoni.

  Przeniosłem wzrok na ramię. W miejscu gdzie kula przeszła przez moje ciało, widniała podłużna, zaczerwieniona na końcach blizna. Z myślę, że to kolejna projekcja Lionela zeskoczyłem z łóżka.

  Znajdowałem się w moim pokoju w drewnianym domku, który kiedyś służył mi i Zeke'owi za kryjówkę. Zacząłem szukać szczegółów, które mogłyby różnić projekcje od rzeczywistości. Musiałem przyznać, że tym razem Lionel się postarał. Nie zapomniał nawet o małych zadrapaniach nad łóżkiem, co było dosyć dziwne chociażby dlatego, że Terrency nigdy nie odwiedzał tego domu. A może się mylę? Był jeden sposób, żeby to sprawdzić.

  Podszedłem do okna, zerwałem zasłonę z karnisza i zamarłem. Tuż za ciemnym materiałem, na ścianie, znajdowały się pionowe kreski poprzekreślane ukośnymi liniami. Był to mój sposób liczenia dni. Gdy z komputera lub telefonu korzystasz tylko po to, żeby dowiedzieć się czy twoi przyjaciele żyją, nie zwracasz uwagi na daty i możesz się pogubić.

  Jedno było pewne. Ani Lionel ani Gwidon nie mogli wiedzieć o tym, co znajdowało się za zasłoną. Tuż pod moim sercem pojawiło się dziwne uczucie, że być może jednak n a p r a w d ę byłem w domu.

  Szybkim krokiem podszedłem do drzwi i zamarłem, widząc osoby siedzące w salonie. Oczy Craiga, Zeke'a, Sebastiana oraz Alyii zwróciły się w moją stronę. Wstrzymałem oddech. Zanim ktokolwiek z nich zdążył się odezwać, przeniosłem wzrok na Alyię.

- Jak wyglądał naszyjnik, który ci dałem? – spytałem głucho.

  Uśmiech dziewczyny zastąpiło zdziwienie.

- Nigdy nie dałeś mi żadnego wisiorka. – odparła niepewnie.

- Gość musiał porządnie oberwać. – rzucił szeptem Sebastian do Zeke'a.

- Może powinniśmy walnąć go drugi raz? Wiesz, może to sprawi, że w magicznym sposób dojdzie do siebie. – zasugerował Craig.

- A później walniemy go jeszcze raz. – poparł go Zeke, wstając. – Dla pewności, że zadziała.

  Zaśmiałem się mimo łez wzruszenia, które zakłuły mnie w powieki.

- Wszystko ze mną w porządku. – odparłem pewnie.

  Dwoma krokami pokonałem dystans dzielący mnie i Alyię. Przygarnąłem ją do siebie i wtuliłem twarz w jej miękkie włosy. Byłem pewien, że jej słodki, waniliowy zapach nigdy mi się nie znudzi. Dziewczyna oplotła rękami moją szyję i odetchnęła cicho.

- Wszystko ze mną w porządku. – powtórzyłem szeptem.

  Stałem tak z Alyią dłuższy czas. Potrzebowałem jej bliskości jak powietrza. Musiałem ją poczuć – jej zgrabne ciało i miękkie usta. Strach, że już nigdy jej nie zobaczę, zaczął powoli mijać, ale wciąż czułem jego zimne macki wewnątrz mnie.

  Alyia odchyliła głowę i przyłożyła swoje czoło do mojego. Ujęła moją twarz w dłonie i delikatnie zaczęła gładzić moje policzki swoimi smukłymi palcami.

Andetta (Zakończone)Where stories live. Discover now