Rozdział XXXII

1.4K 103 12
                                    



  Alyia poruszyła się niespokojnie i ziewnęła przeciągle. Przetarła oczy, a później jej wzrok padł na mnie. Uśmiechnęła się delikatnie i podciągnęła na łokciach do góry. Siadła na mnie okrakiem, po czym pochyliła się, żeby mnie pocałować. Złączyła nasze usta w dzikim pocałunku. Wplątała ręce w moje włosy, przybliżając się do mnie. Położyłem dłonie na jej biodrach, oddając pocałunek. W mojej koszulce wyglądała bardzo seksownie.

- Rozumiem, że się wyspałaś. – powiedziałem zachrypniętym głosem, gdy się od siebie oderwaliśmy.

  Dziewczyna skinęła głową, oplatając rękami moją szyję, gładząc przy tym mój kark. Zarumieniła się delikatnie na wspomnienie o wcześniejszych wydarzeniach.

- A tobie jak się spało? – spytała, przygryzając wargę.

- Świetnie. – skłamałem.

  Alyia przyglądała mi się przez chwilę zmrużonymi oczami. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:

- Kłamiesz.

Uniosłem brwi.

- Zawsze, gdy kłamiesz, to nieświadomie przygryzasz od środka policzek. – wyjaśniła. Ta dziewczyna znała mnie lepiej niż ja sam siebie, ponieważ do tej pory nigdy tego nie zauważyłem. – O czym myślałeś?

- O niczym. – wzruszyłem ramionami, patrząc jej w oczu. – To całkiem przyjemne uczucie: dać mózgowi odpocząć.

  Alyia przysunęła się do mnie i dotknęła mojej blizny na obojczyku. Było to jedno z miejsc, których nie zakrywały tatuaże.

- Koniec tego dobrego. – powiedziałem wreszcie. – Musimy iść na trening.

Alyia zmarszczyła brwi, a jej tęczówki zamigotały.

- Musimy wyszkolić twoich ludzi. – wyjaśniłem, bawiąc jej włosami. – Nauczyć ich podstaw walki.

  Dziewczyna ze śmiechem zeszła z moich kolan i zsunęła się z materaca. Ciągle się śmiejąc, zaczęła ubierać swoje jeansy. Później zdjęła moją bluzkę, którą rzuciła we mnie. Wsunęła ręce w rękawy białego podkoszulka i związała włosy w koński ogon.

- Widzisz w tym coś zabawnego? – spytałem, również wstając. Wciągnąłem przez głowę moja bluzkę, która pachniała wanilią.

  Alyia zawiązała buty i wstała. Oparła ręce na biodrach, patrząc mi w oczy.

- Owszem. Zaraz się przekonasz co. – odpowiedziała i szybko cmoknęła mnie w szczękę.

  Trzymając się za ręce wyszliśmy z pokoju dziewczyny. Stół stojący do tej pory na środku pomieszczenia został przesunięty pod ścianę razem z ławkami i łóżkami, na których siedziały dzieciaki oraz kilka kobiet. Reszta ludzi stała w rozsypce. Zauważyłem, że dobrali się pary: jedna osoba z Genesis, a druga z Andetty. Niestety, moich przyjaciół było o wiele mniej niż członków Genesis, prze co niektórzy za partnera mieli swojego rówieśnika z organizacji.

  Na ich czele stał Zeke z Albertem. Musiałem przyznać, że nieźle to sobie wymyślili. Każda osoba miała obie ręce owinięte białym materiałem.

  Rozejrzałem się po zebranych i zauważyłem, że Halsey nie miała jeszcze pary i stała sama pomiędzy nimi. Ruchem głowy wskazałem ją Alyii. Ta skrzywiła się nieco, ale poszła w jej stronę. Dziewczyny przywitały się, a Halsey nawet się uśmiechnęła.

  Podszedłem do Zeke'a i Alberta.

- Ilu ich jest? – spytałem.

- Dziewięćdziesiąt sześć osób. – odpowiedział dumnie Albert. – Dwadzieścia sześć twoich, a reszta moja.

Andetta (Zakończone)Where stories live. Discover now