Rozdział IV

3K 213 8
                                    

  Nie wiedziałem czy zacząć się śmiać, czy wręcz przeciwnie. Alyia zatrzymała się pośrodku...niczego. Był to kolejny zwyczajnie wyglądający skrawek lasu.

- Żartujesz, prawda? - spytałem, stając obok niej.

  Alyia uśmiechnęła się i gestem kazała iść za sobą. Przystanęła przed potężnym drzewem i zaczęła dotykać jego kory jakby czegoś szukała. Włożyła palce w dziurę, skąd odpadł jej kawałek. Po chwili usłyszałem syk, a spod korzeni drzewa zaczął wydobywać się dym.
Niepewnie cofnąłem się o krok. 

  Pień drzewa dosłownie się otworzył! W środku było ciemno, więc miałem wrażenie, że jest to wyjątkowo długi tunel. Alyia podeszła do drzewa i obejrzała się na mnie.

- Wybacz, ale ,,Andetta" nie poprzestawiała mi w głowie na tyle, żebym miał wejść do drzewa! Co ja jestem? Elf leśny? - zadrwiłem.

- Zawsze taki jesteś? - warknęła dziewczyna.

- Taki mój urok - odgryzłem się, na co Alyia przewróciła oczami. 

- W drzewie jest coś na kształt zjeżdżalni. Dostaniemy się nią do podziemnych tuneli, a stamtąd prosto do siedziby Genesis.

  Wiedziałem, że nie mogę się wycofać mimo że rozsądek kazał mi uciekać jak najdalej od tej psychopatki. Z drugiej strony była to jedyna okazja, żeby dowiedzieć się czy Genesis są tymi, za których się podają. Nasze poszukiwania wreszcie dobiegłyby końca i razem z pozostałymi mógłbym skupić się na tym na czym nam zależy - na zemście. 

- Boisz się? - z zamyślenia wyrwał mnie głos dziewczyny. - Podobno ludzie boją się rzeczy, których nie znają.

- Ale ja nie jestem człowiekiem. - odparłem, patrząc jej w oczy i wskoczyłem do środka drzewa.

  Alyia nie kłamała. Zjeżdżałem właśnie tunelem o zaokrąglonych ścianach, a za sobą słyszałem śmiech dziewczyny. Przycisnąłem ręce bliżej ciała, żeby nabrać prędkości. Przejażdżka trwała dobrą minutę, gdy zauważyłem koniec tunelu. Zgrabnie zeskoczyłem ze zjeżdżalni i zagłębiłem się w ciemnościach podziemi.

  Usłyszałem jeszcze głośny krzyk dziewczyny zanim znalazłem się na ziemi. Zwaliła się na mnie całym swoim ciężarem, przy okazji uderzając mnie łokciem w szczękę. Zakląłem. 

- Przepraszam - powiedziała Alyia tuż przy moim uchu. - Chyba nigdy się tego nie nauczę.

  Jej oddech załaskotał mnie w szyje, a nos wypełnił słodki zapach jej skóry. Cały się spiąłem, ale sekundkę później dziewczyna zsunęła się ze mnie i pomogła mi wstać. Z jej ręki wystrzelił snop światła. Latarka.

- Tędy. - powiedziała, ruszając przed siebie. Ruszyłem za nią.

  Nie miałem możliwości rozejrzeć się, ponieważ poza latarką, którą trzymała Alyia, nie było tutaj żadnego innego źródła światła. Próbowałem zapamiętać jakiekolwiek szczegóły, które pomogłyby mi w ucieczce, gdyby okazało się, że to jednak pułapka Terrency'ego.
Każdy następny korytarz niczym się nie różnił od poprzedniego. Ściany były pokryte metalowymi płytami, które powstrzymywały je przed zawaleniem się. Najpierw skręciliśmy w lewo, później w prawo. Teraz znowu w prawo, pomyślałem. Nie wiedziałem skąd ta myśl pojawiła się w mojej głowie, więc szybko o niej zapomniałem.

  Im dłużej szliśmy, tym głośniejsze stawały się dziwne odgłosy, które dobiegały jakby zza ściany. Pomyślałem o Zeku. Pewnie zastanawia się gdzie jestem. Zniknąłem już dobre parę godzin temu.

-Ash? 

  Zamrugałem zdezorientowany. 

- Wszystko w porządku? - spytała dziewczyna, spoglądając na mnie. W świetle latarki jej twarz skrywał cień, ale mimo to mogłem zobaczyć malującą się na niej troskę.

Andetta (Zakończone)जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें