„Barcelona vs Real Madryt"

235 8 7
                                    

Ronaldo już pojechał na stadion.
Dzisiaj nie odezwał się do mnie ani słowem.
Nie zdziwiło mnie to, wiem że mogłam trochę zranić chłopaka, ale z drugiej strony między nami nie ma nic.
Ja jestem opiekunką jego dziecka, on piłkarzem Realu Madryt który może mieć każdą kobietę.
Dlaczego wśród tych wszystkich cudownych kobiet na całej ziemi miałby wybrać właśnie mnie?
Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi.
-Proszę.- odparłam malując sobie kreski.
-Mamo jestem gotowy.- odparł junior pokazując się w swojej koszulce Realu.
-Super. Poczekaj jeszcze na mnie oki?- zapytałam, a chłopak pokiwał głową w odpowiedzi, siadając tym samym na moim łóżku.
Skończyłam delikatny makijaż, po czym poszłam do łazienki przebrać się w koszulkę Realu Madryt.
Do niej dobrałam beżowe spodnie i w tym samym kolorze torebkę.
Zakręciłam włosy na lokówkę zostawiajac je tym samym rozpuszczone. Swobodnie opadały sobie na ramiona.
-Jak wyglądam?- zapytałam podchodząc do chłopca.
Mały uśmiechnął się.
-Ślicznie.- odpowiedział przytulając się do mnie.
Zeszliśmy na dół, a ja szybko zrobiłam nam obiad.
Gdy już zjedliśmy cały posiłek spakowałam torebkę i ruszyliśmy do samochodu.

Na miejscu byliśmy około 15:30.
Mecz zaczynał się o 16:00.
Pokazałam ochroniarzom wejściówkę a Ci zaprowadzili nas do specjalnego dla nas miejsca na stadionie.
Usiedliśmy już w swojej loży czekając na zaczęcie się meczu.
Strasznie się stresowałam.
Wiem że trochę przegięłam z tym spotkaniem, no ale naprawdę mi się nudziło.
Poza tym... myślałam że może uda mi się wywalić Portugalczyka z mojej głowy. Nie udało się, a jedyne co mi wyszło to stracić w oczach mężczyzny.
-Mamo...- powiedział Junior łapiąc mnie za rękę.
-Co się stało Cris?- zapytałam odwracając się w stronę Malucha tym samym wyrywając się ze swoich osobistych przemyśleń.
-Nie denerwuj się. Mój tata zawsze jest najlepszy.- odparł chłopiec ściskając mnie za rączkę.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym odwróciłam się w stronę murawy.

Jeszcze tylko 10 minut i wejdą na boisko...

POV: CRISTIANO
Szykowaliśmy się z zespołem do wyjścia na murawę.
Teraz chodzi o to żeby zagrać mecz.
Wypaść dobrze i strzelić kilka dobrych bramek.
I rozwalić dupe Barcelonie.
-Hej, nie stresuj się Cristiano.- odparł Marcelo kładąc mi rękę na ramieniu.
Ten chłopak to mój najlepszy przyjaciel.
Bez niego na pewno z dziesięć razy zrezygnował bym już z gry w Realu. Bywało ciężko.
-Oczywiście Stary. Ile obstawiasz wynik?- zapytałem uśmiechając się.
-Nie wiem, 2:0. Jedna bramka ty, druga ja.- odpowiedział odwzajemniając uśmiech.
-Ja obstawiam 4:0.- odpowiedziałem rozciągając się przy okazji.
-Stary to Barcelona, a nie jakiś randomowy klub zza rogu. Są po nas drudzy w tabeli...- odpowiedział chłopak popijając elektrolity.
-Właśnie, drudzy. Skopiemy im tyłki. Zwłaszcza temu Pablo.- odpowiedziałem wkurzając się na myśl o zawodniku.
-Zazdrosny?
-O Georgine? Nie.- odparłem.
Sam w sumie w tamtym momencie nie wiedziałem czy kłamie czy nie.
-Taki kit możesz wciskać każdemu ale nie mnie. Widzę że Ci na niej zależy, ale jesteś trochę głupi więc dam Ci nad tym pomyśleć.- odparł uderzając mnie w bark.
Odwzajemniłem się tym samym zatapiając się w myślach o brunetce.
Jest naprawdę bardzo piękną, mądrą, i zdolną kobietą.
Do tego Junior ją uwielbia a przecież na tym zawsze mi tak bardzo zależało.
Ale czy tylko na tym?

Z myśli wybudził mnie głos trenera.
-Chłopaki idziemy! Po zwycięstwo!- krzyknął Zidane motywując nas do wyjścia na murawę.

Ustawiliśmy się w tunelu obok zawodników Barcelony.
Mój wzrok odrazu przeniósł się na nie jakiego Pablo, który tak bardzo krążył po mojej głowie.
Nasz wzrok się spotkał a ja posłałem mu piorunujące spojrzenie co on odwzajemnił uśmiechem.
Jakiś pierdolnięty człowiek.- pomyślałem sam do siebie.
-Powodzenia Cristiano.- odparł chcąc podać mi rękę.
-Rozwale Cię tam przysięgam.- odparłem, po czym całe dwie drużyny wyszły na murawę.

To uczucie jest zawsze nie do opisania.
Krzyk fanów wypowiadających nazwę twojego klubu.
Flagi i sztandary z twoim nazwiskiem.
Nigdy nie sądziłem że tyle osiągnę.

Mój wzrok szybko przeniósł się na loże VIP w której siedziała Georgina z moim synem.
Trzymała go na rękach wskazując na mnie palcem.
Gdy zobaczyła że się patrzę pomachała mi co ja odmachałem, po chwili odwracając wzrok spowrotem na murawę.
Czas ich rozwalić.
Zaraz Barcelona przegra.

0:0m.
Zaczęliśmy grę.
Piłka szybko trafiła w moje ręce.
Przebiegłem z nią chwile, po chwili przekazując
ją koledze z drużyny.
Już byłem pod bramką,
Już celowałem
Przymierzałem się do strzału.
Po chwili ktoś wjechał we mnie korkiem zabierając mi tym samym piłkę.
Spojrzałem na tego kto mnie kopnął.
Pablo.
Sędzia nie dał mu żółtej kartki, bo uznał że ten wślizg był czysty.
-Uważaj następny razem Ronaldo.- odparł biegnąc za piłką.
Spojrzałem na niego z pogardą i teraz to serio mnie wkurwił.
Zobaczymy jeszcze kto na kogo będzie uważał.
5:00m.
Biegłem za graczem Barcelony który udawał się z piłką do naszej bramki.
Szybko wyprzedzając go zabrałem mu piłkę zmieniając kierunek.
4 zawodników przeciwnych przede mną.
W koło nie ma nikogo odemnie.
Wszyscy pod bramką. Ktoś tam biegł ale nie zdarzył.
Zacząłem wymijać sam wszystkich zawodników.
Akurat w tym jestem świetny.
Udało mi się przez nich przebić.
Sam na sam z bramkarzem.
Szansa nie do zmarnowania i...

POV GEORGINA:
Widać było kipiący z oczu mężczyzny zapał.
Coraz bliżej bramki.
Ścisnęłam kciuki.
-Cristiano... RONALDO!!!! Gooool!!!!- wkrzyczeli komentatorzy na stadionie.
5 minuta a on już strzelił.
Może ta moja randka z Pablo wcale nie była taka zła, skoro tak go to zmotywowało?
-SUI.- udało się usłyszeć z boiska na co zaśmiałam się.
-Tata strzelił!- odparł Junior z ekscytacją w głosie.

Dalsze minuty meczu były tylko ciekawsze.
Ronaldo już w 7 minucie strzelił drugiego gola.
Później Real stracił jednego, co tylko bardziej zmotywowało mężczyznę.
W 12 minucie on i Marcelo mieli piękną akcje razem.
I strzelili.
3:1
-Proszę państwa co to za mecz! Cristiano Ronaldo jest dzisiaj naprawdę w życiowej formie!- krzyczeli przez mikrofony.
Publiczność szalała.
Wszyscy krzyczeli:
Hala Madrit, Hala Madrit"
Dało się też usłyszeć hymn królewskich.

24 minuta.
Marcelo biegł z piłką.
Obok niego Cristiano.
Nagle z drugiej strony nadbiegł zawodnik Barcelony.
Z tego co mówili komentatorzy nie jaki:
Sergio Busqets.
Musicie mi wybaczyć ale na śladzie Barcelony to ja się nie znam.
Nagle zawodnik wjechał w Marcelo próbując chyba odebrać mu piłkę wślizgiem.
Po chwili można było zobaczyć leżących zawodników na murawie.
I Sergio i Marcelo.
-Sergio Busqets podniósł się. Marcelo leży. Ratownicy już w drodze. Widać desperację na twarzy Brazylijczyka.- powiedział jeden z komentatorów.
Zakryła usta dłonią gdy Marcelo został wyniesiony na noszach przez ratowników. Na szczęście był przytomny.
Został wygwizdany rzut karny dla Realu Madryt.
Strzelał król strzelców ligi Hiszpańskiej.
Cristiano Ronaldo.
Trzymaliśmy razem z Juniorem kciuki za mężczyznę.

Szykował się do strzału i...
-GOOOOOOL!- usłyszeliśmy przez głośniki.
Skakaliśmy razem z Juniorem z radości.
-4:1 dla Królewskich na własnym stadionie! Barcelona musiała by stanąć na głowie żeby dogonić Real Madryt! Taki mecz napewno przysporzy wiele emocji kibicom!

~She will help you~ Cristiano Ronaldo Where stories live. Discover now