„New Job, new life, new... Love?"

342 14 0
                                    

Spakowałam wszystkie ubrania i rzeczy osobiste w dwie walizki. Nie miałam jakoś nie wiadomo ile rzeczy. Po tym jak wyprowadziłam się od rodziców, którzy mieszkali w Hiszpanii, i przeniosłam się tutaj, do Portugalii, oszczędzałam pieniądze i nie wydawałam na głupoty więc, jakoś udało się przeprowadzić bez pomocy ciężarówki, jak to robili inni moi znajomi.
Oferta pracy którą dostałam bardzo mnie zdziwiła, ponieważ nie dostałam żadnych szczegółów. Tylko adres, wiek dziecka którym będę się opiekować, i ilość pieniędzy jakie będę dostawała za miesiąc. Inaczej mówiąc, wypłatę. Była ona bardzo duża, jak na bycie zwykłą opiekunką do dziecka.
Mężczyzna który oferował mi prace, powiedział tylko żebym przyjechała na 10:00, żeby omówić jeszcze kilka szczegółów. Miałam być dyskretna i nikomu nie mówić gdzie i dla kogo pracuje.
Zaśmiałam się na myśl o tym, bo tak naprawdę to ja sama nie wiem dla kogo pracuje.

O 9:20 wstałam z łóżka. Słońce dzisiaj dawało do wiwatu świecąc mi po oczach, przez co nawet gdybym mogła i chciała, nie mogłam pospać sobie dłużej.
Jedyne ubranie jakie sobie zostawiłam, to Biały top, kurtka bejsbolówka i beżowe dzwony.
Na nogi założyłam Nike Air Force, moje ulubione buty, oraz skarpetki, które rodzice wysłali mi w paczce na urodziny.
Śmieszna sprawa, ale są naprawdę bardzo ładne. Beżowe, w białe paseczki.
Poza tymi skarpetkami dostałam od nich również słuchawki nauszne od Apple.
I nie mówię tego żeby się chwalić, ale dlatego żebyście wiedzieli, że moi rodzice nie przyjeżdżali do mnie ani nie zapraszali mnie do siebie na żadne okazje. Nawet święta. Wynagradzali mi to tylko drogimi prezentami, myśląc że wtedy wszystko będzie super. Wiem, że ciężko pracują, ale ja naprawdę nie wymagam dużo. Jeden dzień z nimi przy stole, pogawędkach, naprawdę by wystarczył.

Spakowałam sobie zrobione wcześniej kanapki, portfel i wszystkie dokumenty, i czekałam tylko na taksówkę która podjedzie pod mój dom.

9:40
Już siedzę w taksówce, i jade w miejsce które wskazałam kierowcy. Jestem ciekawa jak to będzie wyglądać. W końcu, spędzę w tym miejscu nie wiadomo jak długi czas, narazie się nie zapowiada na to żeby był on krótki.
Droga trwała wyjątkowo przyjemnie. Podziwiałam widoki za szybą.
Portugalia to naprawdę piękny kraj, i muszę przyznać że podoba mi się tutaj zdecydowanie bardziej niż w Hiszpanii.
Ja i moi rodzice ogólnie jesteśmy Portugalczykami, ale rodzice, gdy miałam 4 miesiące, wyprowadzili się ze mną do Hiszpanii, w pogoni za biznesem.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie miły głos starszego pana, który służył dzisiaj za mojego kierowcę.
-To tutaj. Naprawdę ładna posiadłość. Mieszka tutaj pani? - zapytał spoglądając w stronę domu.
Domu.
To była willa. Naprawdę piękna posiadłość.
-Pracuje.- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy, płacąc przy okazji kierowcy, za odbyty kurs.
Wysiadłam z taksówki a gdy już mężczyzna odjechał udałam się do środka.
Zadzwoniłam do pana który zaproponował mi te prace, z wiadomością iż jestem pod drzwiami, bo śmiejecie się, ale ja nie wiem jak tutaj wejść. To jest takie ogromne.

Po chwili czekania wyszedł do mnie otwierając drzwi do posiadłości, przy okazji witając się, uściśnięciem w rękę.
-Mark Mendes. Miło panią widzieć.- odpowiedział zabierając moje walizki.
-Mi również.- odpowiedziałam podążając za nim do dużego pomieszczenia, które chyba było salonem.
-Proszę usiąść. Napije się pani czegoś?- zapytał usadawiając się na kanapie
-Nie, dziękuję bardzo.- powiedziałam uśmiechając się w stronę Mężczyzny.
-Dobrze. A więc pewnie zastanawia się pani, dla kogo będzie pani pracowała. Niestety nie dla mnie, a pewnie pani tak pomyślała.- odpowiedział popijając wino z kieliszka.
-Tak myślałam.- odpowiedziałam bawiąc się palcami
-Otóż ten dom nie należy do mnie, a ja jestem tylko, menadżerem właściciela, że tak to ujmę. Bo tak jest.- zaczął opowiadać, a ja z każdym słowem byłam coraz bardziej ciekawa kto jest właścicielem tej wielkiej posiadłości.
-Dlaczego prosiłem panią o dyskrecje? Otóż chodzi o to dla kogo pani pracuje. I nie będę pani trzymał w niepewności już pani mówię.
Jestem Menadżerem pewnego znanego piłkarza, Cristiano Ronaldo.- odparł jakby nigdy nic, a mnie zatkało.
-Cristiano Ronaldo? Portugalskiego piłkarza? Tego który gra w Realu Madryt?- zapytałam podekscytowana.
Nigdy nie interesowałam się piłką nożną, ale pamietam jak Cristiano dołączył do naszej reprezentacji, a ja wzdychając do niego, siedziałam przed telewizorem i oglądałam mecze.
-Tak, tego.- odparł dopijając do końca napój.
-Gdzie on jest?- zapytałam zaciekawiona
-Otóż właśnie dlatego pani tutaj jest.- odparł podchodząc bliżej.- Widzi pani, nie jest z nim najlepiej. Zaniedbuje siebie, jak i swojego syna. Po przegranym meczu nie może dojść do siebie, w sumie to praktycznie nie wychodzi z pokoju. Wiem, że jego syn naprawdę go potrzebuje, ale on choćby chciał nie może mu zapewnić Ojcowskiej opieki, nie teraz.- powiedział Mark, a ja słuchałam zaciekawiona, jak i zmartwiona. Nie wiedziałam że dla Cristiano Ronaldo ten mundial był taki ważny. Przecież wygrał tak wiele nagród.
-Dlatego, gdy zobaczyłem że ukończyła pani psychologię i chce pani zostać opiekunką do dzieci, najpierw się zdziwiłem, ale bezwłocznie zadzwoniłem do pani. On nie chce się przyznać do tego że coś jest nie tak. Z nikim nie rozmawia, a ja muszę dbać o jego dobry wizerunek.- odparł, a ja trochę krzywo na niego spojrzałam gdy zaczął mówić o jego wizerunku i pieniądzach.
-Naprawdę bardzo mi przykro.- odparłam spoglądając w górę
-Nie długo startują treningi. Wiem że kocha swój klub, ale boje się że Real Madryt też zacznie olewać .- odpowiedział spuszczając głowę
-Proszę się nie martwić. Zrobię wszystko co w mojej mocy, ale przypominam że przyjechałam tutaj jako opiekunka nie psycholog prawda?- zapytałam uśmiechając się
-Tak to prawda. Syn Ronaldo jest narazie u jego mamy, przywiezie go jutro. Na Maila wysłałem pani wszystkie wskazówki. Zanim wyjdę przedstawię pani naszego domownika. Tylko muszę go wyciągnąć z pokoju. Proszę zaczekać.- odparł śmiejąc się i poszedł na górę
Trochę zaczęłam się stresować, ale nie trwało to długo.
A wiecie dlaczego?
Bo gdy zobaczyłam mężczyznę schodzącego z góry obok Marka, nogi stały się jak z waty.
Cristiano Ronaldo we własnej osobie. Stoi teraz naprzeciwko mnie.
Jego cudowne brązowe tęczówki spojrzały w moją stronę, a na twarzy pojawił się bardzo lekki, ale szczery uśmiech.
-Hej, jestem Cristiano.- odpowiedział uściślając moją dłoń.-A ty to...
-Georgina Rodriguez. Miło mi, że będę dla pana pracować.- powiedziałam uśmiechając się
-Może opowiesz coś o swoim synu Ronaldo co?- powiedział Mark spoglądając z uśmiechem w nasza stronę.
Chłopak rzucił mu tylko gniewne spojrzenie po czym pokiwał głową.
-Ja już idę dzieciaki, zostawiam was. Mam nadzieje że spędzi tutaj Pani miło czas.- odparł, po czym wziął swoją walizeczkę z dokumentami i wyszedł.
Zostałam z piłkarzem sam na sam w jego ogromnym domu.
-Może usiądziemy?- zapytał, po czym zajęłam miejsce obok niego na kanapie.

~She will help you~ Cristiano Ronaldo Where stories live. Discover now