Sto sześćdziesiąt osiem

19 1 0
                                    

Carlisle

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Carlisle

Cassandra zacisnęła powieki. Raz po raz potrząsała głową, zupełnie jakby w ten sposób mogła opędzić się od niechcianych myśli. Znów spróbowała oswobodzić się z uścisku Andreasa, ale ten nie wyglądał na chętnego, żeby ją puścić. Wręcz przeciwnie – w odpowiedzi na starania kobiety, bezceremonialnie przesunął się jeszcze bliżej.

– Dlaczego poszłaś nad jezioro? – powtórzył stanowczym, wyzutym ze zbędnych emocji głosem.

Coś w jego tonie skojarzyło się Carlisle'owi ze sposobem, który sporadycznie widywał u Jaspera. Krótkie, stanowcze polecenia. Niczym rozkazy, które bez wątpienia sprawdzały się, kiedy próbowało utrzymać się w ryzach rozemocjonowane wampiry. Ten sam ton skutkował w przypadku Alice, kiedy tej zdarzały się cięższe, bardziej skomplikowane widzenia. To, że podobna metoda mogłaby zadziałać w przypadku Cassandry, nagle wydało się prawdopodobne.

Dużo gorsze okazało się, że dziewczyna była przerażona. W zasadzie wyglądała jak ktoś, kto w każdej chwili mógłby rzucić się do ucieczki; zrobić cokolwiek, byleby bronić się przed wspomnieniami, które...

– Proszę... – jęknęła, ale nie zabrzmiało to tak pewnie jak wcześniej.

Demon zresztą nie zamierzał się wycofać. Nawet nie drgnął, wciąż zaciskając dłonie na ramionach Cassie. W zasadzie wcale nie wyglądało to tak, jakby próbował ją zaatakować albo do czegokolwiek zmuszać. Stał spokojnie, trzymając ją za barki i raz po raz powtarzając to samo pytanie. Tak długo, aż do dziewczyny w końcu dotarło, że spieranie się z kimś tak zawziętym było z góry skazane na niepowodzenie.

– Tamten wieczór – nie dawał za wygraną Andreas. – Skup się na mnie i tamtym wieczorze. Byłem tam, więc nie stanie ci się krzywda. Nawet jeśli zaczniesz się topić, wyciągnę cię.

Otworzyła oczy. Błękitne tęczówki wydały się nienaturalnie wręcz duże, kiedy spojrzała wprost na Andreasa. Cassandra nagle zesztywniała, prostując niczym struna. Coś zmieniło się w wyrazie jej twarzy.

Carlisle kątem oka wychwycił ruch. Bezceremonialnie chwycił Anabelle za rękę, kiedy zorientował się, że dziewczyna przesunęła się bliżej, niespokojnie patrząc na krewną. Nieznacznie potrząsnął głowa, choć wciąż nie miał pewności czy to, co robili, było słuszne. Możliwe, że nie, ale mimo wszystko...

– Słyszałam... głos – doszedł go drżący szept Cassandry. Zawahała się na moment, ale tym razem nie zdecydowała się wycofać. W zamian w pośpiechu mówiła dalej: – Tak mi się wydaje. Ktoś mnie wołał, więc po prostu... – Spuściła wzrok. Jasne włosy opadły jej na twarz, ale i tak dało się zauważyć świeże łzy, które spłynęły po bladych policzkach. – Od strony jeziora. Nie wiem, dlaczego tam poszłam. Czułam, że muszę i... Chociaż – zreflektowała się, w pośpiechu podrywając głowę – wydaje mi się, że ktoś mnie o to prosił. Nie mogłam odmówić. Czułam taki smutek, ja... Chyba nawet nie wiem, jak to opisać. Ale nie potrafiłam z tym walczyć. Nikt nie powinien być tak smutny, ja...

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX: KRWAWY KSIĘŻYC] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now