Sto sześćdziesiąt dwa

14 1 0
                                    

Alessia

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Alessia

Obudziła się kilka minut przed budzikiem. W pośpiechu wyślizgnęła z łóżka, w pośpiechu poprawiając włosy i wciągając na siebie porzuconą na krześle bluzę. Czuła się pobudzona, zresztą jak zawsze, gdy po jednej z tych nocy wyruszała na spotkanie z Arielem.

Wcześniej zdarzało jej się czuwać, ale po czasie nauczyła się, że to bez sensu. Nie, skoro powtarzało się regularnie i tak naprawdę żadne z nich nie miało na to wpływu. Przesiadywanie do rana niczego nie zmieniało, o czym przekonała się podczas krótkiego pobytu w Lille. Dużo prościej było przejść do porządku dziennego z tym, co działo się podczas pełni. W końcu tylko ona i jej podobni mogli tak naprawdę pożałować ewentualnego ugryzienia, gdyby do tego doszło.

Pochwyciła jeszcze przygotowany wcześniej tobołek z ubraniami, po czym bezszelestnie wyślizgnęła się na korytarz. Przez chwile nasłuchiwała, świadoma wyłącznie panującego w domu spokoju. Z sąsiedniego pokoju słyszała miary oddech Jocelyne i to wystarczyło, by Alessia mimowolnie się uśmiechnęła. Świadomość, że siostrę jakimś cudem ominęło to, co najgorsze, okazała się co najmniej kojąca.

Nie wiem, czy to twoja zasługa, pomyślała mimochodem, przed oczami mając spokojną twarz Selene, ale dziękuję. Naprawdę.

Liczyła, że przynajmniej teraz wszyscy odetchną. Co prawda wciąż pozostawała kwestia tego, czego chciał Charon i na ile przypadkowy był jego atak, ale nad tym wolała się nie zastanawiać. Jak długo nie musieli działać pod presją, była wdzięczna. Jeśli o czymś zdążyła się przekonać, to na pewno o tym, jak nieprzyjemnym uczuciem mógł się okazać wyścig z czasem.

Była w połowie drogi do schodów, kiedy uświadomiła sobie, że najwyraźniej nie tylko jej przyszło zerwać się wcześniej niż zwykle. W zasadzie przekonała się o tym niemal boleśnie, kiedy omal nie oberwała drzwiami do pokoju, który zajmowali Damien i Liz. Zdążyła uskoczyć, zatoczyć się na ścianę i soczyście zakląć, nim uświadomiła sobie, co właściwie się wydarzyło. Natychmiast podążyła wzrokiem za drobną postacią, która zniknęła w głębi korytarza, by ostatecznie zamknąć się w łazience.

Wiedziona dziwnymi przeczuciami, Ali natychmiast zawróciła.

– Ehm... Liz? – rzuciła, przystając przed zamkniętymi drzwiami.

Mogła albo zapukać, albo wejść do środka w mniej uprzejmy sposób. Skrzyżowała ramiona na piersi, w duchu odliczając kolejne sekundy. Nie chciała komentować tego, że poranek Elizabeth najwyraźniej nie należał do najprzyjemniejszych, zwłaszcza że nazbyt charakterystyczny dźwięk, który doszedł zza zamkniętych drzwi, okazał się wystarczająco wymowny.

Alessia poruszyła się niespokojnie. Spojrzała na komórkę, by sprawdzić godzinę i westchnęła. Cóż, najwyraźniej Ariel będzie musiał chwilę poczekać.

– Mogę wejść? – zaryzykowała raz jeszcze, opierając się o ścianę.

Doszedł ją cichy, zdławiony jęk.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX: KRWAWY KSIĘŻYC] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now