Osiemdziesiąt sześć

13 2 0
                                    

Isobel

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Isobel

Apartament nie zrobił na Charonie żadnego wrażenia. Poznała to po wyrazie jego twarzy i tym, w jaki sposób rozsiadł się w fotelu naprzeciwko niej. Wydawał się w pełni rozluźniony, jakby to, że właśnie przekroczył próg eleganckiego, urządzonego ze smakiem mieszkania, nie było dla niego niczym niecodziennym.

Mogła się tego spodziewać.

Gdyby miała przed sobą kogokolwiek innego, bez chwili wahania rozliczyłaby go za każdą oznakę zniewagi względem niej. Tego wieczoru jednak Isobel było wszystko jedno, zwłaszcza że dobrze wiedziała, dlaczego i w jaki sposób wilkołak próbował ją prowokować. Zbyt dobrze znała te sztuczki – żałosne zagrywki, mające na celu wytrącić ją z równowagi.

Wciąż jednak istniały zasady, których nawet Charon nie łamał. Miał szansę, żeby pokazać jej swoją siłę – i zrobił to, jednocześnie wymuszając na Isobel dokładnie to samo. I choć była pewna, że – tak jak i ona – mężczyzna nie pokazał nawet połowy swojego potencjału, była skłonna uznać, że zremisowali. Nie bała się pozwolić na to, by przekroczył próg miejsca, które zamieszkiwała. Nie żeby w ogóle jej wola miała tutaj coś do rzeczy, zwłaszcza że dzieci księżyca nie potrzebowały zaproszenia.

Samo doświadczenie okazało się wyjątkowo ciekawe. Przynajmniej z jej perspektywy wydawało się ciekawym urozmaiceniem ostatnich tygodni. Wciąż nie czuła żalu przez straconych nowo narodzonych, obojętna na to, że Simon mógłby zostać zmuszony zaczynać od nowa. O ile wciąż żył, ale i nad tym nie próbowała się zastanawiać. Czuła ponura satysfakcję na samo wspomnienie tego, że Charon zostawił zgliszcza w miejscu, które kiedyś próbowała uznawać za przyszłościowe. Przez tyle czasu wmawiała sobie, że wystarczą jej zamienni, że już prawie zaczęła w to wierzyć.

Tylko prawie. Być może pojawienie się tego mężczyzny nie było aż takie niefortunne, jak początkowo mogłoby się wydawać.

– Mam pełen barek, jeśli byłbyś zainteresowany. Osobiście pozwolę sobie na coś bardziej właściwego dla mnie – poinformowała go, bez pośpiechu przechadzając się po salonie.

Nie miało znaczenia, że znajdowali się na najwyższym piętrze. Przez sięgające od ziemi aż po sam sufit okna widziała atramentowe niebo, ale nie była w stanie dostrzec gwiazd ani księżyca. Bijący z zewnątrz blask wciąż tętniącego życiem miasta jak zawsze okazał się zbyt rozpraszający i irytujący, by dało się docenić naturalny urok nocy.

Właśnie dlatego nienawidziła Seattle. Tego miejsca. Życia, z którym przyszło jej się mierzyć.

Charon najwyraźniej nie miał z tym problemu. Obserwowała go kątem oka, kiedy bez chwili wahania zdecydował się skorzystać z zaproszenia, chwilę później rozsiadając się w fotelu z pełną karafka whisky. Zacisnęła usta, momentalnie orientując się, że nie zamierzał trudzić się każdorazowym napełnianiem szklanki, najwyraźniej zamierzając pić prosto z gwintu. Było jej wszystko jedno, zwłaszcza że sama nie potrzebowała podobnych używek, ale i tak aż zagotowało się w niej, gdy dostrzegła tę prymitywność z jego zachowaniu.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX: KRWAWY KSIĘŻYC] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now