Sto czterdzieści trzy

9 1 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Obudził ją chłód. Lodowate zimno, napierające ze wszystkich stron. Trwała w bezruchu, zesztywniała i oszołomiona. Bała się otworzyć oczy, wciąż mając wątpliwości do tego, w jakich okolicznościach je zamknęła.

Zrozumienie pojawiło się później. Wróciło razem ze strachem i echem paraliżującego bólu, który na krótką chwilę przysłonił wszystko inne. Jocelyne gwałtownie poderwała się do pionu, zasysając powietrze. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, bijąc tak mocno, że aż zwątpiła, jakim cudem przy okazji nie połamało krępujących je żeber.

Bez trudu odzyskała ostrość widzenia. Z obawą powiodła wzrokiem dookoła, szybko orientując się, że już nie była w sklepie, otoczona odłamkami szkła, mebli i wonią wilkołaka. Krępujące ją ramiona zniknęły, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Dłonie natychmiast uniosła do gardła, jednak pod palcami nie wyczuła niczego, co świadczyłoby o otwartej ramie. Jakby to, że obcy mężczyzna próbował rozerwać jej gardło, w ogóle się nie wydarzyło.

Więc czemu...?

Wszelakie myśli uleciały z głowy Jocelyne w chwili, w której zwróciła uwagę na to, gdzie tak naprawdę się znajdowała. Siedziała na zamarzniętej ziemi. To wyjaśniało napierający ze wszystkich stron chłód, zwłaszcza że na sobie miała wyłącznie cieniutką czarną sukienkę. W zamyśleniu przesunęła palcami po gładkim materiale, aż nazbyt świadoma, że w szafie nigdy nie miała czegoś takiego. Miała wrażenie, że sukienka dziwnie reagowała na jej dotyk, jakby nierzeczywista – zbyt ulotna, delikatna, niczym oplatający ciało cień. Coś w tej myśli sprawiło, że dziewczyna zadrżała jeszcze bardziej, tym razem nie za sprawą chłodu.

Wsparła dłonie na ziemi, próbując się podnieść. Kiedy przyjrzała się podłożu, dostrzegła pokrytą szronem trawę – martwią i kruchą, przez co przy najdelikatniejszym nacisku rozpadła jej się w rękach. Oddech Joce przyspieszył i wtedy przekonała się, że zamieniał się w parę. Nie przepadała za zimą, zwłaszcza że przez wszechobecny lód tę porę roku zwykle kojarzyła ze śmiertelną pułapką dla kogoś, kogo natura pozbawiła koordynacji ruchowej. Tym razem jednak to nie perspektywa poślizgnięcia wydała się Joce najbardziej niepokojąca.

Dźwignęła się na nogi. Uświadomiła sobie, że stoi bosa, wystawiona na działanie przenikliwego zimna. Objęła się ramionami, nerwowo pocierając ramiona. Podejrzewała, że ze swoim szczęściem mogła spodziewać się zapalenia płuc.

Świetnie.

Tyle że to wciąż nie tłumaczyło najważniejszego. Skupiała się na szczegółach, chcąc jak najdłużej odwlekać konieczność zapytania o najbardziej podstawową rzecz: co się stało? Pamiętała, ale wspomnienia okazały się zbyt zawiłe, prawie jak wtedy, gdy straciła przytomność, kiedy Layla spijała jej krew. Wtedy Rosa zabrała ją do siebie, ale...

– Rosa? – rzuciła z nadzieją. Mimo wszystko czuła, że nie miała co liczyć na pojawienie się dziewczyny. – D-dallas? Ktokolwiek?

Jej drżący głos pochłonęła pustka. Wiedziała zresztą, że żadna z bliskich osób nie wybrałaby akurat tego miejsca. Tutaj królowały wyłącznie chłód i cisza, chociaż nie była pewna, co to oznaczało. Musiała się stąd wydostać.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX: KRWAWY KSIĘŻYC] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz