Sto czterdzieści dziewięć

13 1 0
                                    

Jocelyne

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jocelyne

Świadomość wróciła nagle. Poderwała się do siadu, gwałtownie nabierając tchu, prawie jak topielec, walczący o ostatni oddech. Wciąż czuła przenikliwy chłód, sama niepewna, czy faktycznie było jej zimno, czy może wszystko sprowadzało się do ulotnego wspomnienia.

Niczego już nie wiedziała.

Nerwowo przycisnęła obie dłonie do gardła. Przesunęła palce bliżej barku, natychmiast natrafiając na świeży opatrunek. Wzięła kilka drżących oddechów, próbując się uspokoić, ale niewiele pomogło. Wręcz przeciwnie – kiedy pierwszy szok minął, uderzyło w nią zrozumienie. To i ból, przez który poczuła się, jakby właśnie przechodziła wyjątkowo ciężką grypę.

O bogini. Słodka bogini...

Zadrżała. Poczuła wilgoć na policzkach i to na moment wytrąciło ją z równowagi. Natychmiast otarła policzki, ale łzy nie chciały przestać płynąć i było ich coraz więcej.

Coś poruszyło się u jej boku. Zanim zdążyła choćby się zastanowić, cudze ramiona ciasno owinęły się wokół niej. Wylądowała w znajomych objęciach, wciąż roztrzęsiona i zapłakana, choć dotyk przeczesujących jej włosy palców sprawił, że poczuła się odrobinę lepiej. Słyszała, że ktoś do niej mówił, ale nie była w stanie skupić się na poszczególnych słowach, a co dopiero odpowiedzieć.

Potrzebowała dłuższej chwili, żeby się uspokoić. Czuła, że ktoś ją kołysze i to wydawało się właściwe. W którymś momencie po prostu wtuliła się w swojego opiekuna, zamknęła oczy i pozwoliła łzom płynąc, obojętna na to, że wsiąkały w przód koszulki tulącej ją do siebie osoby.

– Joce... – usłyszała tuż przy uchu.

Tym razem rozpoznała głos mamy – drżący i jakby zniekształcony, ale bez wątpienia należący do Renesmee. Odetchnęła, w końcu powstrzymując szloch. Zadrżała po raz ostatni, dla pewności zaciskając palce na materiale bluzki swojej opiekunki. Czuła, jak miedziane loki raz po raz muskają jej wilgotny policzek. Przez krótką chwilę Jocelyne miała wrażenie, że znów wylądowała w siedzibie łowców – zdezorientowana i przerażona tym, co mogło się wydarzyć w czasie, gdy straciła przytomność.

Tyle że to nie było tak. W grę wchodziło coś innego i Joce doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

– Już dobrze? – doszło ją jakby z oddali.

Głos należał do kogoś innego. Niepewnie otworzyła oczy, po czym uniosła głowę, bez problemu namierzając Gabriela. Przyczaił się przy wejściu do sypialni, bledszy niż zazwyczaj i z wciąż parującym kubkiem w dłoniach.

Kiedy podchwycił jej spojrzenie, w ułamku sekundy znalazł się obok, dosłownie materializując obok łóżka.

– Spróbuj wypić, księżniczko – zasugerował łagodnie, wyciągając naczynie w jej stronę.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX: KRWAWY KSIĘŻYC] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now