Sto dwanaście

Depuis le début
                                    

Nie musiał dodawać niczego więcej. Gabriel zacisnął usta, wciąż pełen wątpliwości. Koniec końców wszystko i tak sprowadzało się do Isobel i... Cóż, Amelie. Rufus nie powiedział tego wprost, ale to, że nie porzucił tematu wampirzycy, wydawało się aż nazbyt oczywiste. Gdyby do tego wszystkiego znalezienie kobiety, która nie chciała zostać odszukana, było takie proste, może wszyscy by odetchnęli.

– Tyle dobrego, że nic się nie stało. Weźmiemy Ryana do siebie, skoro to jedyna opcja – uciął, raz jeszcze spoglądając na Jocelyne.

– Skoro tak lubicie mnożyć sobie problemy...

– Najwyraźniej. Kolejny raz goszczę cię pod swoim dachem – przypomniał, siląc się na przesadnie uprzejmy ton.

Nawet jeśli Rufus planował odpowiedzieć, w porę wtrąciła się Layla.

– Też cię kocham, braciszku. A teraz patrz na drogę.

Uśmiechnął się pod nosem. To jedno akurat mógł dla niej zrobić. W samochodzie jak na zawołanie zapanowała cisza i to było mu na rękę, choć wiedział, że tak naprawdę nie doszli do niczego. Jeśli komuś udało się coś osiągnąć, to wyłącznie Joce, ale może tak było lepiej. Wszystko wydawało się lepsze od obserwowania, jak dziewczyna snuje się po kątach, zamartwiając dużo bardziej niż powinna.

„Mam rozsądne córki" – przypomniał sobie własne słowa. Naprawdę chciał się tego trzymać, raz po raz powtarzając sobie, że był jej coś winny, zwłaszcza po tym jak zniknął na tyle czasu. Jocelyne wiedziała, co robi, może nawet lepiej niż podejrzewał. Jeśli w tym wszystkim z jakiegoś powodu ciągnęło ją do częściowo demonicznej hybrydy, o której nic nie wiedzieli...

Niech to szlag.

Może powinien się przyzwyczaić. Alessia uganiała się za wilkami, Elena wyszła za demona. Nawet Damien na wszystkie możliwe kobiety, wybrał taką, która należała do klanu łowców. Biorąc pod uwagę, że sam związał się z dziewczyną, którą z powodzeniem mógł określić mianem zagubionej w czasie, po najmłodszej córce nie spodziewał się niczego normalniejszego. Gdyby do tego wszystkiego mógł się nie martwić, wszystko stałoby się dużo prostsze.

Jego spojrzenie kolejny raz powędrowało ku Jocelyne. Siedziała u boku Layli, obracając w palcach coś, co miała na szyi. Wcześniej nie zauważył łańcuszka, nie przypominając sobie, by lubowała się w jakiejkolwiek biżuterii.

– Co to? – rzuciła pogodnym tonem Lay, dosłownie wyjmując mu to pytanie z ust.

Jocelyne zamrugała. Wyprostowała się na swoim miejscu, po czym rozchyliła palce, pozwalając ciotce spojrzeć na łańcuszek i zawieszony nań niewielki pentagram.

– Nie wiedziałem, że lubisz takie rzeczy – zauważył mimochodem.

– Ja też nie. – Zaśmiała się nieco nerwowo. – Dostałam go od Claire. Stwierdziła, że powinnam go nosić.

– Claire... – podchwycił natychmiast Rufus.

– Mhm. Wyglądała na poważna, kiedy to mówiła – przyznała, chowając symbol pod ubraniem. – Nawet jeśli nic znaczy, to chyba go lubię.

– Theo kiedyś dał mi coś takiego. Przydał się – wtrąciła Nessie z bladym uśmiechem.

Po tych słowach zapanowała cisza. Gabriel doszedł do wniosku, że woli się nie wtrącać, zwłaszcza jeśli w grę wchodziła Claire. Już samo to, że Rufus się spiął, mówiło samo za siebie, dając mu swego rodzaju ponurą satysfakcję.

Tyle, jeśli chodziło o zarzut generowania sobie dodatkowych problemów. Jeśli ktoś zaczynał być w tym mistrzem, to zdecydowanie pewien irytujący wampir, który najwyraźniej wciąż nie potrafił porozumieć się z własną córką.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX: KRWAWY KSIĘŻYC] (TOM 1/2)Où les histoires vivent. Découvrez maintenant