To były zaledwie ułamki sekund. Tyle wystarczyło, by coś raz jeszcze poruszyło się za oknem, a potem tuż przed nią zmaterializowała się znajoma postać. Wpatrując się w bladą twarz Ryana i śledząc wzrokiem jego zmierzwione blond włosy, Joce sama nie potrafiła stwierdzić, czy drżała z zimna, niepokoju czy... czegoś innego.

– Musimy pogadać – oznajmił bez ogródek Ray i to wystarczyło, by wyrwać ją z oszołomienia.

– Co się...?

Potrząsnęła głową. Powinna czuć się co najmniej dziwnie, zwłaszcza że widziała go pierwszy raz od dawna. Wspomnienie ostatniej rozmowy bolało, ale i ono okazało się nieistotne, kiedy dotarło do niej jak źle wyglądał. Wciąż czuła niepokój wywołany bliskością kogoś, kto miał w sobie cząstkę demona, ale ten okazał się niczym w porównaniu do tego, co wzbudziła w niej myśl o tym, że coś było nie tak. Musiało być, skoro przyszedł tutaj.

Kilka rzeczy uderzyło w nią niemalże w tamtej chwili. Po pierwsze, Ryan wyglądał tak, jakby zwycięsko wyszedł z bitwy. Tyle przynajmniej wywnioskowała po jego poniszczonym ubraniu i tym, że nadal sprawiał wrażenie kogoś, komu bliżej do istoty nadnaturalnej niż człowieka. Z drugiej strony, może to rozłąka sprawiła, że dostrzegała pewne kwestie wyraźniej? Tak naprawdę nie wiedziała, czego powinna się spodziewać. Rufus nie wnikał w szczegóły, kiedy próbował wytłumaczyć, z czym tak naprawdę mieli do czynienia. Chwilami zastanawiała się, czy sam wiedział.

Tak czy siak, dostrzegła w Ryanie coś, co sprawiło, że mimowolnie zapragnęła się wycofać. Rodzaj mrocznej aury, która zwykle trzymała ją na dystans, kiedy w grę wchodziło przebywanie z kimś takim jak Rafael. Nie żeby samo spojrzenie demona nie było wystarczające, ale...

A po drugie, wyraźnie czuła krew. I to niekoniecznie jego.

– Szlag... Rany, boisz się mnie? – Ryan wyraźnie się speszył. Coś w jego postawie złagodniało, kiedy wycofał się, w poddańczym geście unosząc obie dłonie. – Ty jedna mi tego nie rób, proszę. Ja...

– Co się stało? – wykrztusiła, tym razem przynajmniej będąc w stanie dokończyć.

– A żebym to ja wiedział! – jęknął.

Wcześniejsze wrażenie zniknęło, a on dla odmiany wydał jej się przede wszystkim zagubiony i bardzo zmęczony. Chwilę wodziła wzrokiem po jego bladej twarzy, skupiając się szczególnie na oczach. Wcześniej mogła przysiąc, że dostrzegła w nich ślady czerwieni, ale w tamtej chwili nie widziała niczego takiego. Poczuła się niemalże jak za pierwszym razem, gdy natknęła się na niego w piwnicy, spętanego srebrnymi łańcuchami, co bynajmniej nie przeszkadzało mu w rzucaniu złośliwych uwag.

Wszyscy musimy się uspokoić, zadecydowała, ale sama myśl o tym sprawiła, że zapragnęła histerycznie się roześmiać. Gdyby to było takie proste!

Zwiesiła ramionami. Ostrożnie obeszła Ryana, w końcu zmuszając się do tego, żeby oderwać od niego wzrok. Czuła, że ją obserwował i to wystarczyło, by wciąż czuła się nieswojo, ale zdusiła w sobie to uczucie. Instynktowne pragnienie, by nie pozwolić mu znaleźć się za plecami, również.

Wdech i wydech. Wdech...

Zamknęła okno. Chłód nie ustąpił, wydając się kumulować gdzieś w jej wnętrzu, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że choć na chwilę mogła zająć czymś ręce.

– Przepraszam – usłyszała. Natychmiast się odwróciła, pytająco unosząc brwi. – Za późną godzinę i... Ale cholera, nie wiedziałem, gdzie mam pójść.

– Dalej niczego nie wyjaśniłeś – zauważyła przytomnie. – Ryan... J-ja... Czy ty...?

– Cassandra chciała zabić mnie i moje siostry.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IX: KRWAWY KSIĘŻYC] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now