7: W Imię Przyjaźni

2.4K 152 130
                                    

Dzień meczu Quidditcha nadszedł szybko, a Syriuszem targały emocje. Po pierwsze tęsknota, za najlepszym przyjacielem, poczucie winy, bo przecież to on wywołał kłótnię. Ale prawda była taka, że Syriusz Black był zbyt dumny by przeprosić, dlatego czekał aż James to zrobi, ale niestety się na to nie zapowiadało.

James też tęsknił za Syriuszem, z Remusem i Peterem mógł robić wielkie wspaniałych rzeczy, też mógł żartować z ludzi, ale nikt nie był w stanie zastąpić mu jego najlepszego przyjaciela, z którym zawsze była najlepsza zabawa.
Mimo, że odrobinę zbliżył się do Lily czuł pustkę po utracie Łapy.

A co było jeszcze gorsze, zbliżała się pełnia, a żaden nie jest w stanie zostawić Lunatyka w tę noc.

- Zjedz coś, Łapa - zalecił Remus spoglądając na przyjaciela z przejęciem, Lunatyk na twarzy był blady i widocznie zmęczony

- Nie mam ochoty - jęknął Syriusz patrząc na porcję jedzenia na jego talerzy

- Jak zlecisz w miotły to nad Tobą zatańczę - warknął Remus

- Idźcie do James'a - mruknął

- James już dawno poszedł do szatni - powiedział Peter

- Dam sobie radę, to nie jest mu pierwszy mecz - powiedział Syriusz

- Może i nie pierwszy, ale i tak musisz coś zjeść, aby mieć siłę odbijać tłuczki - wyjaśnił Remus

- Niech Ci już będzie - powiedział biorąc do ręki kanapkę

Z trudem wmusił w siebie porcję śniadanie i wstał, wymusił uśmiech do przyjaciół i poszedł do szatni, gdzie - o zgrozo - był tylko James

- Cześć - powiedział cicho, a Potter na niego spojrzał

- Hej - mruknął cicho

- Słuchaj - powiedzieli w tym samym momencie i się uśmiechnęli do siebie, ale teraz weszła Marlena McKinnon u boku drugiego pałkarza

- Powodzenia - rzucił Syriusz

- Tobie też - odpowiedział James

Syriusz zrobił z włosów kucyka i przebrał się a strój do grania, po czym chwycił za miotłę.

- Jesteśmy dobrze przygotowani! - zaczął James - Dlatego idziemy tam i rozwalimy te węże! - krzyknął

Wyszli z szatni. Syriusz dostrzegł Remusa i Petera stojących na trybunach, obok nich stała Lily i Dorcas Meadowes. James uścisnął rękę kapitanowi Ślizgonów, gdy pani Hooch stanęła na środku boiska

- Ładna i czysta gra - powiedziała patrząc na dwóch chłopaków - Na miotły! - klasnęła w dłonie

Syriusz zasiadł swoją miotłę i w prawej dłoni trzymał pałkę.

- I wzlecieli w powietrze! - rozległ się głos Franka Longbottoma - McKinnon łapie kafla! Świetnie jej... Ou! Avery go przejął!

Syriusz widząc tłuczek, który leci w jego stronę zamachnął się i go odbił.

- Black odbija tłuczek!

Wzrok Syriusza spotkał się na chwilę z wzrokiem jego brata, który był ścigającym Ślizgonów, ale młodszy szybko odwrócił wzrok.

- McKinnon trafia w obręcze! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! - krzyknął Frank, wyraźnie ucieszony

Gra się rozkręciła. Syriusz odbijał, jak szalony, tłuczki, Gryfoni wygrywali trzydziestona punktami, a ślizgoni zaczynali być wściekli.

Syriusz wzleciał wyżej spoglądając na James'a, który wciąż szukał znicza. Nagle oczy jego przyjaciela znacznie się powiększyły, a Łapa poczuł nieznośny ból na plecach. Spadł z miotły.

Evermore | Sirius Black Where stories live. Discover now