Przepraszanie

1K 95 243
                                    

***

Biorąc na siebie fuchę trenera Viktor nie przypuszczał nawet, z jak różnymi zadaniami przyjdzie mu się zmierzyć. Zawsze mu się wydawało, że trener - jak sama nazwa przecież wskazywała - zajmował się po prostu trenowaniem. Korygował technikę skoków, pomagał tworzyć choreografię, wskazywał, gdzie należało zwiększyć nacisk na interpretację muzyki i takie tam różne... Problem w tym, że te "takie tam różne" zawierały w sobie jeszcze ogrom pozostałych obowiązków, których nie było widać na pierwszy rzut oka. Ani na drugi. Na trzeci też nie miał co liczyć. A jednak równie ważne (o ile nie ważniejsze) co dbanie o właściwą formę fizyczną łyżwiarza wydawało się mentalne wspieranie zawodnika, tworzenie mu zbalansowanego harmonogramu ćwiczeń, kontrolowanie diety, pilnowanie dokumentów, załatwianie lekcji tańca, baletu, opieki lekarskiej, konsultacji fizjoterapeutycznych, masaży... Oczywiście w przypadku żywej legendy o wszystkie te sprawy mniejszego i większego kalibru dbał sztab zgromadzonych w Sportowym Klubie Mistrzów specjalistów, jednak u Yuuriego sprawa była o tyle skomplikowana, że w Petersburgu miał właściwie tylko jednego, jedynego, niespecjalnie doświadczonego trenera. I w ten sposób koło się zamykało.

Mimo to Viktor nie miał w zwyczaju tak po prostu się załamywać. Wręcz przeciwnie - wszystkie przeciwności losu traktował jak swego rodzaju wyzwanie i sposób na to, żeby odkryć nową, być może jeszcze lepszą metodę współpracy z zawodnikiem o zbliżonym do siebie wieku. W końcu jeśli nie on, to kto? No i w sumie nie ukrywał, że był trochę wdzięczny swojej niewiedzy za to, że istniała, ponieważ uchroniła jego mózg przez przeciążeniem związanym z nadmiarem informacji. A skoro nie miał świadomości, jak wiele spraw wymagało załatwienia, to mógł się w nie wdrażać stopniowo... Na przykład siadając w sobotnie popołudnie na wysłużonej, niebieskiej kanapie i układając okienka w Excelu tak, żeby czerwone kratki przestały przypominać długie, krwawe pasma, kładące się cieniem na ich prywatnym życiu.

Dopiero po jakiejś godzinie pracy od strony wejścia rozległo się charakterystyczne, bardzo spokojne kliknięcie drzwi, po czym rozbrzmiało zduszone westchnięcie i dwa nieśmiałe kroki, wykonane najpewniej w stronę krzesłowieszaka. O, o wilku mowa, a wilk tuż tuż. Yuuri właśnie wrócił z dodatkowej lekcji baletu, które Lilia Baranovskaya ze znanych tylko sobie powodów od czasu do czasu udzielała jemu oraz Jurijowi, a choć Nikiforov nie miał zielonego pojęcia, co się za tym kryło i jak to się w ogóle stało, to pomoc takiej osobistości była dla niego darem z niebios.

- Cześć, kochanie! - rzucił automatycznie Viktor, nie mogąc oderwać wzroku od piątkowej kolumny, tym bardziej że ilość występującego tam karmazynu zaczynała przeważać nad spokojną zielenią. No dobrze, a gdyby tak przenieść taniec współczesny na drugą... w nocy... powinno się udać, prawda? - Jak było na zajęciach?

- Dobrze - padła lakoniczna i mocno oględna odpowiedź, po czym rozległy się kolejne kroki, które świadczyły o tym, że Yuuri ruszył spod krzesłowieszaka. - A ten... Viktor? Długo ci to jeszcze zajmie?

Viktor mimowolnie ściupił usta, patrząc karcąco na nieposłuszną rozpiskę.

- Może kwadrans, może troszkę mniej. Ale nie krępuj się. Jakby co to możesz śmiało mówić - zapewnił, starając się przezwyciężyć odwieczną słabość mężczyzn i przebudzić w sobie moc podzielnej uwagi.

- Wiem, że to będzie dość nagłe, ale... - Yuuri zatrzymał się przy kanapie, choć czuć było, że zachował od niej pewien bezpieczny dystans. - Czy męczy cię moje przepraszanie?

Viktor zmarszczył brwi i zamyślił się. Pewnie dla lepszego efektu wypadałoby jeszcze spojrzeć wymownie znad okularów (takich eleganckich, w stylu młodego, zdolnego ekonomisty) lub ewentualnie pogładzić się po zaroście i... hm. Chociaż może to była jakaś myśl? W sensie żeby zapuścić brodę i dodać sobie w ten sposób potrzebnej trenerowi powagi? Tylko że z drugiej strony przydałoby się ją golić na własne występy, bo - tak na marginesie mówiąc - Viktor nigdy nie należał do gorących zwolenników szorstkich policzków i kujących podbródków. Ech, dylematy, dylematy...

Pozdrowienia z Petersburga!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz