Przyjaźń

1.4K 126 504
                                    

***

Początek listopada był krótkim przystankiem w ich okrutnie zapracowanym planie zawodów cyklu Grand Prix, który i tak stanowił zaledwie przedsionek małego piekiełka zwanego sezonem olimpijskim. Dopiero co Viktor wrócił ze zwycięskiego Rostelecom Cupu (który był praktycznie formalnością, szczególnie że nie występował tam ani Plisetsky, ani Katsuki), a już w następny weekend Yuuri startował w Japonii na NHK Trophy. Już sam związek dwóch solistów był w takim przypadku nie lada zagwozdką, a że Viktor dalej brnął w trenowanie i zawodową karierę naraz, to wciąż czekało na niego tyle roboty, skupienia i wyjazdów pod rząd, że o rany boskie...

...a jednak to nie zbliżające się konkursy i kwalifikacje spędzały mu sen z powiek. Chodziło o coś o wiele, wiele poważniejszego. Na swój sposób, rzecz jasna.

- Chris, potrzebuję twojej rady. - Viktor, który odpoczywał po ciężkim dniu na łóżku w sypialni, trzymał laptop na kolanach i przez Skype'a żalił się szwajcarskiemu przyjacielowi z trapiących go bolączek. - Kompletnie nie wiem, co mam dać Yuuriemu na naszą pierwszą rocznicę.

- Rocznicę? Jesteś pewien, mon ami, że nie pomyliły ci się okazje? - Christophe zmarszczył brwi do ekranu, odruchowo głaskając leżakującą na jego udach kotkę. Viktor z ogromną chęcią zrobiłby to samo z Makkachinem, tak w ramach małej, puchatej terapii, ale niestety, pudel jak zwykle wolał spacer z drugim pańciem. A kto by nie wolał... - No chyba że zdecydowaliście się na jakiś tajny ślub na Teneryfie i ukryliście to przed światem. Wtedy przesyłam najszczersze gratulacje i jednocześnie jestem zły, że mnie na niego nie zaprosiliście.

- Ślub na Teneryfie nie brzmi źle, ale rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat i bardziej marzą nam się... a, nieważne. Tajemnica spowiedzi - urwał Viktor, uśmiechając się przepraszająco do Chrisa. - Nie no, oczywiście, że bym ci tego nie zrobił. Kto jak nie ty byłby moim świadkiem. Ta rocznica, którą mam na myśli, jest trochę mniejszego kalibru.

- Teraz to mnie nieźle zaintrygowałeś. Co też mogliście robić na początku listopada? Czyżby... anniversaire de la première nuit? - Chris uśmiechnął się nieprzystojnie.

- Tylko jedno ci w głowie. - Viktor westchnął. W sumie gdyby to tu był pies pogrzebany, odpowiedź na rosyjskie kłopoty byłaby całkiem prosta. I z pewnością związana tematycznie. - Non, ce n'est pas ça. Chodzi o coś zupełnie innego. O nasz, hm, pierwszy pocałunek.

- Ulala, jakież to niewinnie! W życiu bym się nie spodziewał, że będziesz dbać o tak urocze detale... Ale zaraz, zaraz. Jeśli to miałby być rok... czy to by nie oznaczało, że to było jakoś koło poprzedniego Cup of... - Szwajcar nagle nabrał powietrza. - Viktor!

- Oui, mon ami barbu?

- Chcesz mi powiedzieć, że wtedy, w Pekinie, całowaliście się po raz pierwszy? I że nic wcześniej... Że wy nie... - Giacometti wyglądał na tak autentycznie zszokowanego, że ledwie co potrafił składać zdania w logiczną całość. - W takim razie skąd żeś wytrzasnął takiego Erosa?! Byłem pewien, że przerobiłeś z nim połowę kamasutry, a i to tylko dlatego, że chciałeś zostawić drugą połowę na à une date postérieure! Nawet zasugerowałem Yuuriemu, że wyjątkowo dobrze wygląda, bo z pewnością jego pan zafundował mu właściwy trening na ujędrnienie tego i owego...

- Chris, serio, wstrzymaj się. - Viktor odchrząknął, starając się nie zaczerwienić przed przyjacielem. Czerwienienie się przed Chrisem już z samego założenia brzmiało jakoś tak źle i dziwnie, a jeszcze gorzej byłoby, gdyby musiał mu wytłumaczyć, jak wiele prostych reakcji przejął od Yuuriego. - Jakby to dyplomatycznie ująć... wszystko nadeszło w swoim czasie, więc nie musisz się o nas AŻ TAK martwić. Jesteśmy dużymi chłopcami.

Pozdrowienia z Petersburga!Onde histórias criam vida. Descubra agora