Żyły

3.2K 264 334
                                    

***

- Phalanges - szepnął obiecująco Viktor, całując czubek dłoni Yuuriego. Potem przeniósł usta nieco dalej, w miejsce, gdzie pod skórą delikatnie rysowały się kości śródręcza. - Metacarpus - wyznał. Teraz wargi przylgnęły do punktu tuż nad obrączką, w którym dało się wyczuć równomierne pulsowanie krwi. - Venae digitales... palmares.

Łacińskie określenia wymawiane przez Rosjanina głębokim, wibrującym głosem brzmiały jak najbardziej nieprzyzwoite komplementy, pobudzając wyobraźnię leżącego na wznak Yuuriego... Czy raczej pobudzałyby ją, gdyby Japończyk nie był już podniecony. I to od dobrej pół godziny.

A wszystko zaczęło się dokładnie w momencie, kiedy razem z Viktorem chaotycznie wtargnęli do mieszkania, ogrzewając się pocałunkami po wyjątkowo paskudnym, obfitym w mokry śnieg spacerze z Makkachinem. Przemoczone płaszcze dwoma celnymi rzutami za trzy punkty wylądowały na szczycie krzesłowieszaka, a buty zostały skopane w trakcie szalonych piruetów, podczas których obłapiający się mężczyźni usilnie próbowali skomponować jakąś przyzwoitą choreografię... Och, z przyzwoitością to ona nie miała wiele wspólnego. I gdy tylko drzwi do sypialni się przed nimi otworzyły, wszystko poszło już z górki - oni stoczyli się po równi pochyłej, wpadając w otchłań pożądania, na ziemię spadały jedno za drugim wszystkie ubrania, a grawitacja zaciągnęła ich wprost do łóżka.

To jednak wydarzyło się wcześniej. Teraz pozostało im tylko rozkoszować się wspólnie wytworzonym ciepłem, kontynuując przyjemne prawie-milczenie. Roztargniony Katsuki oddychał powoli, patrząc na pochylającego się nad nim mężczyznę, a Viktor opuszkami palców śledził trakt płynącej w żyłach Yuuriego krwi. Niespiesznie wyznaczał na mapie ukochanego ciała bieg tętniącej pod wpływem podniecenia posoki, zmysłowo kreśląc kolejne łuki na meandrach układu krwionośnego. Leniwe łaskotki wciąż przypominały o doznawanej chwilę temu rozkoszy. Przyspieszały szalejący puls i wywoływały przyjemne dreszcze, gdy palce sunęły niezmordowanie coraz wyżej i wyżej, i dalej... Przez kształtny nadgarstek, zgięty łokieć, blade przedramię, by zakręcić łagodnie tuż pod ramieniem... Aż do źródła życia, znajdującego się po lewej stronie klatki piersiowej...

Yuuri zachichotał cicho, nagle podrywając się do siadu.

- No i zepsułeś. Przecież serce znajduje się bardziej pod mostkiem. - Katsuki pochwycił dłoń narzeczonego, by nakierować ją na sam środek piersi. - Jak na całkiem niezłą znajomość łaciny jesteś strasznie nieuważny. Na medycynie oblałbyś z kretesem.

- Nie moja wina. Utknąłem na rozdziale z opisem kończyn, bo pewien otulony kocem łyżwiarz podczas absorbującej lektury encyklopedii zasnął mi na brzuchu - zaśmiał się Viktor, patrząc wymownie na rozmówcę. Japończyk sapnął z udawanym oburzeniem. - Zresztą, Yuuri, zdecyduj się. Urządzamy pillow talk czy przeprowadzamy przeszczep?

- Lepiej ty mi powiedz, czy jest kogo ratować. Pacjent będzie żył? - zapytał Katsuki, przechylając głowę w bok.

Viktor zamruczał i poruszył przyciśniętą do torsu Yuuriego dłonią.

- Jeśli dobrze czuję... - zawiesił głos i jeszcze raz ruszył palcami, wywołując u łaskotanego mężczyzny dźwięczny śmiech. - ...to pacjent jest zdrowy i wyjątkowo jurny. Ale, niestety, lekarz zszedł już dawno temu.

- Ojej. A na co umarł? - Katsuki przysunął się do Nikiforova, zniżając głos do teatralnego szeptu, jakby właśnie mówili nad grobem wyimaginowanego nieboszczka.

Rosjanin również się zbliżył, spoglądając na boki jak ktoś, kto nie chce być podsłuchany. Potem nachylił się na tyle, że czołem niemal dotykał czoła partnera i kiwnął głową, przybierając grobową minę.

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now