Koszulka

873 87 235
                                    

***

Chyba każdy miał na stanie chociaż jedną koszulkę tego typu: wyraźnie szerszą niż dłuższą, wiekiem sięgającą pierwszych chłopów pańszczyźnianych i nienormalnie wręcz wygodną. Taka koszulka nieustannie towarzyszyła w życiu swojego użytkownika i trwała przy nim (czy raczej na nim) dopóty, dopóki nie zrobiło się w niej więcej dziur niż w średniej wielkości kawałku szwajcarskiego sera, natomiast długość nici, którą należałoby zużyć do ich zacerowania, nie przekroczyła odległości między mieszkaniem zainteresowanego a najbliższym sklepem odzieżowym. Mimo to taki T-shirt do ostatnich chwil posługi był niczym strój Spidermana, który należało trzymać w tajemnicy przed światem i na wypadek wizyt gości ukrywać w tej najniższej, najmniej rzucającej się w oczy szufladzie, o istnieniu której nawet rodzona mama czasami kompletnie zapominała. Oczywiście ukochana koszulka nie musiała być wcale oznaczona żadnym markowym logiem, by zostać uznana za niedościgniony wzór krawiectwa, choć nie dało się ukryć, że najczęściej ewoluowała ona z ubrania, do którego miało się zbyt duży sentyment, żeby wyrzucić go bezpośrednio do kosza. Problem polegał jednak na tym, że była jednocześnie zbyt mocno zniszczona, żeby przerobić ją na coś nieco bardziej sensownego jak żagiel łódki czy pakiet szmat do wycierania podłogi, a co dopiero mówić o pokazywaniu się w niej publicznie.

Nie powinno więc dziwić to, że podobne koszulki znajdowały się w posiadaniu najbardziej zasłużonych japońskich sportowców, jakkolwiek ta, która należała do Yuuriego, miała jeszcze jedną, nieocenioną zaletę - pierwotnie stanowiła własność samego Viktora Nikiforova, czyli żywej legendy łyżwiarstwa figurowego, początkującego trenera oraz jego osobistego narzeczonego, z którym już od blisko pół roku dzielił mieszkanie w Petersburgu. Lecz ile tytułów by nie wymieniał, raczej próżno było oczekiwać, że ten fakt poprawi cokolwiek w kwestii prezentacji ubrania. Koszulka wciąż była po prostu dużą, ciemną, mocno nadciągnięta z lewej strony płachtą materiału, która intensywnie pachniała Viktorem... znaczy, Viktorowym proszkiem do prania... i właśnie była ściągana z łazienkowej suszarki.

- Yuuri? - Viktor przyjrzał się badawczo trzymanej w dłoniach koszulce, a szerokość, na jaką musiał rozstawić ręce, żeby w pełni ją sprezentować, wprawiłaby w zdumienie niejednego zapalonego wędkarza szczupaków. - Nie uważasz, że to może być dobry moment, żeby zrobić małe wietrzenie magazynów?

- A o co ci dokładnie... - Yuuri podniósł głowę znad sterty składanych w kulki skarpetek i gwałtownie zbladł na widok niewyraźnej miny zastanawiającego się Viktora. - Ooo nie-nie- nie-nie-nie! Nie zgadzam się! Mowy nie ma!

- Ale Yuuri...

- Żadnego "ale Yuuri"! Twoje najgorsze wymówki zaczynają się właśnie od "ale Yuuri"! - odparł od razu, potrząsając nerwowo białymi, ściskanymi w garści skarpetkami, jakby chciał tym przypomnieć, że pochodził z kraju, gdzie baseball był znacznie ważniejszą religią narodową niż shintoizm. - Ja twojej szafy nie krytykuję, więc ty też mógłbyś nie komentować mojej.

Viktor westchnął ciężko i opuścił nieco ręce, przenosząc spojrzenie z ciemno-szaro-spranej koszulki Yuuriego na samego zainteresowanego. Katsuki trochę się na ten widok zaniepokoił. Uch, dlaczego akurat teraz...? Jakoś przez ostatnie kilka tygodni Viktor nie miał najmniejszych zastrzeżeń co do tego, że koszulka służyła narzeczonemu za górną połowę pidżamy. Ba, sam się przyczyniał do jej regularnego wzrostu, jak choćby wtedy, kiedy miał koszmar i w panice chciał dać pod nią dyla. No i czy to naprawdę była aż tak znacząca różnica, czy koszulka znajdowała się bezpośrednio na nim, czy też poza? A może to właśnie w tej alternatywie czaił się sekret nagłego wzrostu zainteresowania Viktora? Może chciał, żeby Yuuri częściej spał nago?

Niedoczekanie jego, no...

- Zupełnie nie rozumiem, skąd w tobie ten pociąg do nijakich ubrań - skonkludował Viktor, ostatecznie decydując się na bezradnie wzruszenie ramionami.

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now