Bliskość (NSFW)

3.1K 168 276
                                    

***

To był cichy, późny, zimowy wieczór. Jedna z nielicznych do tej pory, lecz licznych w przyszłości nocy, które Yuuri miał zamiar spędzić w Petersburgu u boku Viktora. Za oknem świszczał mroźny wiatr, dorzucając do zasp kolejne garści sypkiego, ostrego śniegu, jednak tu, w ciemnej sypialni, było o wiele spokojniej. Tak spokojnie i swojsko, że bez problemu dało się usłyszeć powolne, uważne kroki stawiane na drewnianej podłodze, a potem przytłumiony dźwięk uginającego się materaca, gdy Rosjanin wsunął się pod kołdrę, zajmując miejsce u boku swego śpiącego królewicza.

Ale Yuuri nie mógł zasnąć mimo panującej ciemności i ciepła olbrzymiego łóżka. Wpatrywał się w ciemność, wyliczając w duchu kolejne rzeczy, przez które zupełnie nie mógł przestać myśleć o Viktorze. Jak mimo trudów we własnych treningach Rosjanin zawsze miał dla niego chociaż chwilkę czasu, by pomóc mu w rozciągnięciu pleców lub w ocenie stabilności piruetów. Jak czule opiekował się Makkachinem, nie szczędząc mu pieszczot nawet o tak później porze, kiedy pudel odpoczywał już na swoim legowisku i ledwie miał siłę podnieść ogon w odruchu zadowolenia. Jak bez skargi odniósł kubki do zlewu i od razu je umył, chociaż świat by się nie zawalił, a pleśń nie podbiła kosmosu, gdyby zostawił naczynia do jutra. Jak mimo wczorajszej kłótni ani na sekundę nie dał Yuuriemu odczuć, że kocha go mniej, przekornie robiąc wszystko, żeby jego samego pokochać jeszcze bardziej.

- Dobranoc, Yuuri. Jesteś moim skarbem - wyszeptał na koniec tego wszystkiego Viktor, całując Yuuriego w kark, po czym wtulił się w jego plecy, nie oczekując w zamian żadnej odpowiedzi ani reakcji. Tak jakby po prostu cieszył się tym, co miał.

Tylko że dla Yuuriego to było za wiele, a może właśnie tego było za mało. Jakaś niewidzialna pięść zacisnęła się jeszcze bardziej na sercu Japończyka, kiedy doszło do niego, jak wiele szczęścia go spotkało. Ktoś inny z pewnością nie wytrzymałby człowieka z takimi humorami, wątpliwościami, wiecznymi problemami i sporami o każdą nową rzecz, ale Viktor... Oddał mu wszystko i oddał się cały. Pokazał to, czego nie był w stanie zrobić nikt inny i powiedział to, na co nie odważyła się do tej pory żadna osoba. I wciąż tu był, tak po prostu.

Yuuri nagle wyciągnął rękę, by zapalić lampkę, a gdy blade światło rozbłysło w rogu pokoju, czym prędzej obrócił się twarzą do ukochanego i spojrzał na niego, trochę w panice, a trochę tak dla pewności. Tak, to był Viktor, na pewno. Jasne, skołtunione z prawej strony włosy, uniesione brwi, rozszerzone, błękitne oczy oraz niezdarnie spadająca z ramienia yukata. Cały on. Tak bardzo, bardzo on... Widząc zdziwienie na twarzy ukochanego, Yuuri ujął jego twarz w dłonie i nieznacznie pogładził kciukami zarumienione po kąpieli policzki. Nie umiał ubrać tych emocji w słowa. Niepewności, że coś mu się uroiło, lęku, że kiedyś to straci, wdzięczności, że i tak dostał więcej, niż kiedykolwiek marzył oraz tęsknoty, bo nagle zaczął pragnąć jeszcze bardziej.

Odpowiedzią na to wszystko była bliskość.

Dlatego właśnie po tej długiej, niezręcznej, pełnej milczenia chwili Yuuri zbliżył się i bez słowa wyjaśnienia pocałował Viktora, chcąc oddać w tym odruchu coś, co męczyło go od środka. Co zwykle wyrażał na lodowisku całym ciałem, rysując każdym gestem nowe zdanie w bezgłośnej rozmowie z publicznością. Dziś nie umiał. Nie potrafił. Nie chciał przyznać, że potrzebował innego typu ruchu, tego pierwotnego, prostszego i dzikszego zarazem. Za mało, za mało, za mało... Dłonie zaczęły powoli błądzić po policzkach, dotykać zagłębień pod uszami, pieścić opuszkami małżowiny, wsuwać się w delikatne, lejące się przez palce włosy. Wypełniał zmysły ukochanym mężczyzną, skupiał się tylko na nim, ale na próżno.

- Viktor... - wyrwało się boleśnie spomiędzy ust. Mało. Mało. Chodź do mnie. Zostań ze mną i nigdy nie odchodź. Niech ten pierwszy raz nie okaże się ostatnim. Proszę.

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now