Zima

1.5K 162 281
                                    

***

Petersburg zimą przypominał krainę wyjętą żywcem z bajek dla dzieci - szare budynki i tak samo nijakie ulice otulała obecnie nieprzenikniona warstwa bieli, ukrywając pod pokrywą śniegu wszystkie mniej lub bardziej niedoskonałe twory ludzkich rąk. Wszystko dlatego, że przyroda zawsze wiedziała jak w prosty sposób naprawić świat, nawet jeśli jej zamiary często bywały równie piękne co katastrofalne w skutkach. Ale póki co najstraszniejszą rzeczą, jaka działa się w zachodniej części Rosji, to nadchodzący nocą mróz, który powoli spowijał drzewa szadzią i malował na szybach kwiatowe witraże. Jakoś dało się to przeżyć.

No chyba że było się ciepłolubnym Japończykiem. I to Japończykiem, któremu przekorny los podsunął do pokochania lodowisko oraz rosyjskiego łyżwiarza, który o bardzo nieprzyzwoitej porze wracał do domu przez zasypane śniegiem miasto.

Viktor zaryglował za sobą drzwi, zostawił na wieszaku przemoczone ubrania i na palcach poszedł do łazienki, by zmyć z siebie pot, zimno i chociaż część zmęczenia. Z jednej strony styczeń był czasem radości, bo do jego mieszkania po wszystkich grudniowych perturbacjach wreszcie wprowadził się ukochany człowiek, ale jednocześnie Rosjanin nie za bardzo miał jak się tym szczęściem napawać, bo ciężki oddech nadchodzących Mistrzostw Europy dyszał mu nad karkiem nie mniej złowieszczo co zimny wiatr. W ten sposób Nikiforov poświęcał podopiecznemu poranki i popołudnia, a wieczorami musiał biegać na swoje własne treningi, aby wywiązać się ze wszystkich obowiązków. Przede wszystkim nie chciał, żeby Yakov już całkiem wyłysiał ze złości na nieodpowiedzialnego ucznia, któremu zachciało się bawić w trenera, ale poza tym Viktor widział dziwny, współczujący wzrok, którym Feltsman czasami obrzucał Yuuriego. Jakby sądził, że z Viktora dupa, nie szkoleniowiec, że szkoda tego cichego, pracowitego młodzieńca na taką łachudrę i że chyba powinien przejąć nad Japończykiem pieczę. Niedoczekanie jego!

Wygrzany łyżwiarz założył przygotowaną mu przez Yuuriego yukatę, wyszedł z łazienki, po czym skierował mokre kroki do lekko uchylonej, jakby przygotowanej na jego powrót sypialni. Ostrożnie otworzył drzwi i zatrzymał się w progu, obejmując wzrokiem cichą, nocną scenerię.

Za niedociągniętymi roletami widać było żarzące się na żółto latarnie, na tle których wciąż padał śnieg. Padał już od momentu, gdy Viktor wyszedł z Klubu i padać nie przestał nawet wtedy, kiedy wreszcie dotarł do apartamentowca. Śnieg zacinał teraz z ukosa, miarowo, jednostajnie, jakby prószył tak od zawsze, przez całą wieczność. Viktor mógł się założyć, że rano pługi znów będą miały ciężką przeprawę, a niejeden petersburżanin spóźni się przez to do pracy. Ale cóż, przynajmniej dzięki temu spragniony miłości Nikiforov mógł znaleźć dobrą wymówkę, aby uszczknąć kilka dodatkowych minut poranka, tłumacząc Yuuriemu oraz Yakovowi, że "No nie miał wyjścia, no. Dosłownie. Przecież przysypało drzwi."

Ta odrobina światła z zewnątrz pozwoliła jednak dostrzec szczegóły łóżkowego rozgardiaszu, który w jakiś naturalny sposób komponował się z widokiem zza okna. Viktor uśmiechnął się, powoli podchodząc do otulonych kołdrą stworzeń. Yuuri spał na środku materaca, wczepiony w leżącego po jego prawej psa tak kurczliwie, jakby ten był najbardziej puchatą ostatnią deską ratunku świata, a pudel... Ech, prawdziwy zdrajca z tego Makkachina. Chociaż na początku znajomości drzwi do sypialni Yuuriego pozostawały dla Viktora zamknięte mimo usilnych próśb i błagań, wystarczyło zaledwie kilka drapnięć oraz proszący pisk, żeby Japończyk zaprosił psa do spania w swoim ciasnym łóżku. Czworonóg praktycznie w miesiąc porzucił swojego prawowitego pańcia, lokując się w sypialni nowego, lepszego, japońskiego opiekuna. I jakby tego wszystkiego było mało, to teraz jeszcze ta sama dwójka nicponiów spiskowała wspólnie w jego mieszkaniu. W jego łóżku. Praktycznie na jego świętej połowie materaca.

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now