Kino

2.3K 188 466
                                    

Uwaga, spoilery do zakończenia "La La Land"!

To chyba już wiecie, co się będzie działo. Zapraszam~


***

Tydzień wlókł się tak niemiłosiernie powoli, jakby przyszłość ogłosiła strajk i zawiesiła działalność, doprowadzając tym samym jednego podekscytowanego Rosjanina niemal na skraj wytrzymałości. Żaden nawet najbardziej prestiżowy konkurs nie powodował w nim takiej mieszaniny niepokoju, radości i frustracji jak pewne z pozoru normalne wyjście na miasto... No ale cóż. Bycie w związku rządziło się własnymi, mało przewidywalnymi i jeszcze mniej logicznymi prawami.

Aby jednak jakoś uspokoić zszargane nerwy Viktor codziennie po osiem razy na godzinę sprawdzał, czy bilety do kina bezpiecznie leżały w przegródce jego portfela (leżały), czy przypadkiem nie pomylił daty (nie pomylił) oraz czy Yuuri aby na pewno pamiętał o Tym Dniu (pamiętał, ale zaczynał mieć dość). Iście maniakalno-kompulsywne zachowanie miało nawet tak wielki wpływ na Rosjanina, że mężczyzna nieustannie wodził wzrokiem po mijanych w drodze do i z Klubu kwiaciarniach, poszukując odpowiednio wielkiego bukietu na zbliżającą się okazję, a każdy plakat zapowiadający premierę musicalu witał z przeogromnym uśmiechem w kształcie serca. Jednocześnie koledzy z lodowiska prześcigali się w pomysłach na zneutralizowanie Nikiforova, mając już powyżej uszu wszystkich miłosnych szlagierów, które zakochany łyżwiarz niemal nieustannie podśpiewywał pod nosem.

Ale kiedy weekend wreszcie nadszedł, Viktor niespodziewanie uspokoił się jak buddyjski mnich na wygnaniu. Bo oto stało się: koszula była wyprasowana, buty wypastowane, kwiaty wybrane, a brązowe oczy czekającego pod drzwiami ukochanego spoglądały na niego z wyraźną kpiną.

Sobota. Pierwsza randka z Yuurim.

Wydawało się to szczególnie zabawne, bo chociaż niewiele brakowało im już do ślubu (jedno złoto i byli w domu), to najgorętsza łyżwiarska para roku wciąż nie zaliczyła żadnej oficjalnej randki. Udało im się nawet zaliczyć coś zgoła innego, ku obopólnej satysfakcji, jednak coś im w tym całym szale grandprixowo-związkowym nie wyszło. No zapomnieli, no. O tak banalnej rzeczy jak wspólny, w pełni romantyczny wypad na miasto, na który chadzały byle dzieciaki z gimnazjum, a o którym dwóch dorosłych mężczyzn nie potrafiło przypomnieć sobie przez przeraźliwie długi czas.

Oczywiście bywali już na długich, zwieńczonych pocałunkami spacerach, chodzili za ręce, zapraszali się na kolacje, a w Barcelonie spędzili ze sobą pewien szczególnie ważny dzień, jednak żaden z nich nigdy nie nazywał niczego randką. Yuuri dlatego, bo jego słownik z hasłem "miłość" zgubił się gdzieś przy wydawaniu talonów na katsudon, a Viktor dlatego, gdyż "randką" była dla niego każda spędzona z ukochanym chwila, przez co żadna okazja nie wydawała się warta mocniejszego zaakcentowania słowami. No ale jednak mowa było o ludziach, którzy przypomnieli sobie o powiedzeniu "kocham cię" dopiero podczas pierwszego seksu. A i to zostało wyszeptane na wpół przypadkowo, a na wpół z zaskoczenia, jakby wyznanie stanowiło coś w rodzaju poczwórnego flipa, który trzeba umieścić na końcu programu zwanego miłością. Oj, Viktor i Yuuri zdecydowanie nie umieli w bycie parą, co jednak paradoksalnie stanowiło dla nich samych źródło dziwnego, niepomiernego szczęścia.

Skoro kolejność nie grała aż takiej roli, żaden z nich nie miał żalu, że sprawa randki wyszła dopiero tak późno. O wiele bardziej interesujący niż to KIEDY randka powinna się odbyć był fakt JAK miała ona wyglądać. I tu zaczynały się pewne schody. Każdy z nich miał na tyle indywidualne spojrzenie na sprawę, że po ich konfrontacji Petersburgowi mogła grozić całkowita anihilacja. Z jednej strony Viktor miał przemożną ochotę założyć garnitur albo - jeszcze lepiej - smoking, jednak Yuuri natychmiast wyperswadował mu z głowy podobne szafowe metamorfozy, ostrzegając, że jeśli mężczyzna nie spoważnieje, to z randki nici. W końcu dał się ubłagać na klasyczne czarne spodnie, biały golf i rozchełstany granatowy płaszcz z nonszalancko przerzuconym wokół szyi szalikiem, w którym to zestawie miał wyglądać ponoć naprawdę oszałamiająco. Z drugiej Katsuki prezentował rażący brak znajomości zagadnienia, kiedy na wręczony bukiet czerwonych tulipanów spytał "ale z jakiej to okazji?". Viktor w przerwie reklamowej przed seansem przeprowadził swój najdłuższy w karierze wywód o znaczeniu symboliki kwiatów, jednak cały ten trud wynagrodziło mu speszone spojrzenie, pocałunek w kącik ust i ciche, pełne ciepła "dziękuję".

Pozdrowienia z Petersburga!حيث تعيش القصص. اكتشف الآن