Kąpiel

1.9K 152 441
                                    

***

Po uprzątnięciu bardzo jednoznacznego bałaganu (który był na swój sposób nawet przyjemnym bałaganem, takim z rodzaju "no popatrz tylko - jestem w tobie tak szaleńczo zakochany, że zostawiłem ręcznik w wejściu do sypialni, chociaż to okropnie niehigieniczne, a potem o mało co nie posłałem twoich bokserek na sufit, gdyby nie to, że nie mamy żyrandola, na którym mogłyby zawisnąć"), Yuuri rzucił okiem na leżącego na wznak Viktora, wymownie pokiwał głową na widok jego wyeksponowanych tyłów, po czym zniknął z niewielkim naręczem ubrań w łazience. Trafił akurat na moment, gdy puszczona jakieś dziesięć minut wcześniej woda sięgnęła już dobrych trzech czwartych wysokości długiej, nieco fantazyjnej wanny, a rosnąca piana zaczęła wyglądać jak wielka, biała, puchata kołdra. Nic dziwnego - w takiej wannie można było z powodzeniem trenować nurkowanie, poławianie pereł, a może nawet pływanie synchroniczne... Nie mówiąc już o czymś tak oczywistym jak szykowanie kąpieli dla dwóch osób. I to dla dwóch dorosłych mężczyzn, z czego jeden stał nagi w rzeczonej łazience i sortował bieliznę do kosza, a drugi dogorywał na łóżku, w duchu plując sobie w brodę za to, jak niecierpliwy i łapczywy okazał się jeszcze chwilę wcześniej podczas swojego pierwszego razu "na dole". Chociaż...

Chociaż skoro to Viktor go ujeżdżał, to może właściwiej byłoby jednak powiedzieć, że był "na górze"?

- Yuuriii... - dało się słyszeć przez otwarte drzwi. - Yuuri, nie zostawiaj mnie... Nie jestem w stanie się ruszyć... Już nigdy nie zagram na skrzypcach...

Yuuri westchnął, zakręcił kran i niespiesznym krokiem ruszył z powrotem do sypialni. No dobrze, w porządku. Przecież to nie tak, że czuł się zupełnie bez winy. W końcu kiedy to Viktor po raz pierwszy się z nim kochał, otoczył go taką troską i szacunkiem, że Yuuri ani przez chwilę nie czuł się z niczym źle. Nawet dyskomfort, który towarzyszył mu następnego dnia, nie był kwestią urazu jako takiego, ale bardziej niepewności związanej z zupełnie nowym doświadczeniem. Bo to nie tyle bolało fizycznie co... Yuuri zawiesił się, szukając jakiegoś obrazowego porównania. No, co po prostu było inne. Coś jak ćwiczenia dawno nieużywanych mięśni, po których człowiek nagle orientował się, że umie zginać się w dziwnych miejscach. I pod bardzo dziwnymi kątami.

Ale tutaj, w tym przypadku? Na jego gust Viktor trochę przecenił swoje możliwości i za bardzo się pospieszył, przedkładając chęć zaskoczenia kochanka nad właściwe rozplanowanie spraw. A przecież zasługiwał na absolutnie tyle samo uwagi co Yuuri. Na powolną grę wstępną, kilka czułych zapewnień, że tak powinno być, dużo lubrykantu, jeszcze więcej rozciągania... A przede wszystkim na mnóstwo miłości i cierpliwości, by przyzwyczaić się do nowej pozycji i poznać się wzajemnie od nieznanej dotąd strony. I obaj powinni o to zadbać, a nie dać się ponieść chwili jak pierwsza lepsza para nastolatków. Na wyrzuty sumienia było już jednak cokolwiek za późno.

Yuuri stanął we framudze i z mieszaniną współczucia oraz politowania spojrzał na leżącego Viktora, który właśnie agonalnie wyciągał rękę ku wyjściu.

Ale jak tak na niego patrzył, to miłości mu raczej nie brakowało.

- Yuuri, gdzie jesteś... - marudził dalej Viktor, z twarzą wciśniętą w materac i dłonią raz za razem chwytającą powietrze. - Widzę ciemność, ciemność widzę... Ja... Ja już chyba umieram...

- Nie umierasz, Viktor - odpowiedział rzeczowo Japończyk, podchodząc do łóżka, by po chwili kucnąć tuż przed Rosjaninem. Ciekawe, jak bardzo niewłaściwe byłoby podziwianie tyłka nieboszczka? Bo ten tutaj prezentował się piekielnie uroczo. - Od tego się nie umiera. Raczej.

Wtedy Viktor całkiem żywo jak na niedoszłego trupa uniósł głowę i spojrzał na Yuuriego zmrużonymi oczami. Czaiły się w nich iskierki rozbawienia walczące ze śmiertelną (lecz całkiem odpowiednią do grobowych żartów) powagą.

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now