Wiosna

1.8K 189 244
                                    


***

Majowe słońce dawało z siebie wszystko, zalewając miasto ciepłymi promieniami od wczesnego rana do prawie samej północy. Chociaż szerokość geograficzna nie sprzyjała tropikalnym temperaturom, to wciąż bezsprzecznie można było mówić o nastaniu pełni wiosny. Ba, mało tego - tylko kilka tygodni dzieliło te rejony Rosji od momentu, gdy białe noce na dobre zagoszczą na petersburskim niebie, nie dając co wrażliwszym japońskim łyżwiarzom spać, póki rolety nie zostaną dobrze zaciągnięte. Hm, chyba będzie musiał uprzedzić Yuuriego...

Ale póki co dni były "jedynie" nieprzyzwoicie długie i wolne od wytężonych treningów. Wracający z zakupami Viktor uśmiechał się pod nosem, śledząc równie zadowolonych co on przechodniów, aż wreszcie ujrzał przód znajomego apartamentowca. Usta rozciągnęły się o jeszcze kilka centymetrów, a chód nabrał niebywałej lekkości. Dom, słodki dom! Już wiosna sama w sobie ładowała jego akumulatory do maksimum, a jeśli jeszcze uwzględnić to, że za chwilę miał wkroczyć do salonu, przywitać się z ukochanym i skraść mu buziaka (albo sześć) na szczęście, o mało co nie zaczął świecić jak żarówka. Jego urocze plany szybko zostały jednak zrewidowane.

Gdy Viktor zbliżył się do apartamentowca, nagle przystanął i zamarł. Przysiągłby, że słyszy znajomy śpiew - czysty, miękki, jakby nieco chłopięcy. Ale tu, na zewnątrz? Głos roztaczał się gdzieś ponad nim, dlatego zadarł głowę i spojrzał na okna piętrzącego się tuż przed nim budynku. Pierwsze, drugie... Tak, drugie okno było otwarte i wydawało mu się, że przed sekundą śmignęła mu w nim sylwetka Yuuriego. Czy to możliwe?

Rosjanin czym prędzej wkroczył na klatkę, szczęśliwie od razu natrafiając na windę. Czyżby Japończyk znów skorzystał z okazji, gdy narzeczonego nie było w pobliżu i dawał Makkachinowi prywatny koncert? Tak po prostu? Chociaż Viktor niejednokrotnie musiał błagać na kolanach, żeby Yuuri coś mu zanucił? Nikiforov najciszej jak się da wszedł do mieszkania, zzuł buty, odstawił torbę z pieczywem w kuchni i na palcach poszedł w stronę sypialni. Toż to zdrada!

Viktor wychylił się zza framugi i od razu dostrzegł krzątającego się Yuuriego. Mężczyzna dopiero co wstawił kwiaty do wazonu, a teraz, gdy cała kompozycja spoczęła na komodzie, zaczął poprawiać pojedyncze łodyżki, śpiewając coś cicho pomarańczowym tulipanom i ciemnoniebieskim irysom. Wszystko to stanowiło harmonijną całość - lekko pachnący morzem wiatr, który lekko poruszał roletami, wiosenne kwiaty podkreślające przytulność sypialni i głos Katsukiego, który powoli wyznawał po angielsku razem z tekstem piosenki:

- You touched my heart, you touched my soul.
You changed my life and all my goals.
And love is blind and that I knew when,

My heart was blinded by you.

I've kissed your lips and held your head.
Shared your dreams and shared your bed.
I know you well, I know your smell.

I've been addicted to you.

Palce delikatnie chwytały przekrzywione kwiaty, przywracając je do właściwego pionu lub artystycznego ukosa, w czasie gdy spomiędzy ust Yuuriego wyfruwały kolejne frazy miłosnych wyznań. Refleksy odbitego od szyby słońca błyskały na kryształowym wazonie i przemykały po ruszających się czarnych kosmykach niby rybki w ciemnej toni. I jeszcze ten głos. Czy to tylko przypadek, że akurat tak romantyczny tekst zapadł Japończykowi w pamięć i teraz dzielił się melodią razem ze światem, czy może... Nie, nie może. Na pewno. Tyle czułości i gracji mogła mieć tylko piosenka, z którą Yuuri się utożsamiał. Nigdy nie nucił sam z siebie pierwszych, lepszych hitów. Jego śpiew pochodził z głębi serca i pewnie dlatego był tak rzadki.

Nagle jednak jakaś smutna nuta zakończyła kolejną zwrotkę, a potem Yuuri zaczął czule szeptać:

- Goodbye my lover.
Goodbye my friend.
You have been the one.

You have been the one for me...

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now