Wirus

1.6K 147 289
                                    

***

W 2000 roku, dokładnie 4 maja, rozegrała się historia na niespotykaną wcześniej skalę. Wiele setek tysięcy ludzi, starszych i całkiem młodych, obywateli krajów mniej lub bardziej egzotycznych, od Australii po Kanadę, przez Filipiny aż do Chile, połączyła jedna szczególna rzecz. A chodziło o... miłość. Ale nie w takiej formie, o jakiej większość pewnie w pierwszej chwili myślała. Chodziło o dość specyficzną odmianę miłości. Właściwie można powiedzieć, że była ona dość chora.

Czy raczej - zainfekowana.

Bo właśnie tego dnia użytkownicy raczkującego jeszcze Internetu zaczęli masowo otrzymywać e-maile o tytule "ILOVEYOU", do których dołączony był plik o równie tajemniczej, pozornie romantycznej nazwie "LOVE-LETTER-FOR-YOU.TXT.vbs", skrywający w sobie wirusa. Sposób jego działania był bardzo prosty w swej konstrukcji. Po otworzeniu załącznika zarażony komputer wysyłał kopie wiadomości do każdej osoby z książki adresowej ofiary, oczywiście podszywając się pod nią, przez co nie wzbudzało to żadnych podejrzeń u dalszych odbiorców felernego e-maila. Kolejne nieświadome osoby wchodziły w wiadomość i pobierały wirusa, w postępie geometrycznym roznosząc złośliwe oprogramowanie dalej i dalej. Ostatecznie okazało się, że w ciągu zaledwie jednej doby wirus "ILOVEYOU" dostał się do dziesięciu procent komputerów podłączonych do ówczesnej sieci, a straty osiągnęły rozmiar ponad pięciu i pół miliarda dolarów...

- Wow. Aż tyle? - Siedzący po przeciwnej stronie kanapy Viktor uniósł wzrok znad swojego iPhone'a i spojrzał na Yuuriego, który akurat przerwał czytanie artykułu na głos. Kiedy Japończyk skinął głową, Rosjanin niespodziewanie wyplątał swoje długie nogi spomiędzy kolan narzeczonego, usiadł na czworakach i podpełzł do Katsukiego, wpychając się między jego tors a trzymaną w dłoniach komórkę. - Naprawdę?

- Naprawdę-naprawdę. Sam zobacz - potwierdził Yuuri, podając Viktorowi smartfon. Samo to, że Nikiforov momentami zachowywał się jak jakaś nieobliczalna anakonda, już niespecjalnie go ruszało. - Oczywiście wtedy nie było tylu urządzeń co teraz, więc dziesięć procent brzmi o wiele straszniej, ale i tak była to jedna z największych tego typu spraw w historii wirusów komputerowych. A podobno zaczęło się od żartu.

Viktor przebiegł wzrokiem po tekście, mruknął przeciągle pod nosem i uśmiechnął się, oddając komórkę Yuuriemu.

- No popatrz... Ale jestem przekonany, że z nas dwóch to ja pierwszy wysłałbym ci tego mejla - wyznał z dziwnym zadowoleniem, na co Katsuki tylko westchnął i stuknął odzyskanym telefonem czoło Nikiforova. Dałby głowę, że na niektórych wirus "ILOVEYOU" działał bardzo bezpośrednio, blokując przy okazji kilka ważniejszych funkcji mózgowych.

- Wiesz, Viktor, tylko tu wcale nie chodziło o to, żeby cokolwiek wysyłać. A już tym bardziej nie powinno się być dumnym z tego, że się było pierwszym, bo to znaczy, że dałbyś sobie zawirusować komputer - pouczył Japończyk, jednak na rozmówcy nie zrobiło to spodziewanego wrażenia. Wręcz przeciwnie, słowa Yuuriego zdawały się być wodą na rozkochany młyn Viktora.

- Yuuri, to ty nic nie rozumiesz. Przecież mówi się, że miłość przypomina chorobę, więc wirus pasuje w tym przypadku jak ulał, prawda? Więc tu nie ma miejsca na logikę. Tu chodzi o romantyzm. Ro-man-tyzm - przedstawił swój punkt widzenia Rosjanin. - Poza tym jak w ogóle mógłbyś się oprzeć wiadomości, w której ktoś pisze, że cię kocha?

- Normalnie. Uznałbym to za spam i od razu wywalił do kosza. A już tym bardziej dlatego, że nikt się nigdy mną nie interesował - odparł trzeźwo Yuuri, wracając do czytania tekstu. Zaraz jednak znów podniósł wzrok i spojrzał na lekko osłupiałego Viktora. - A w ogóle to tu piszą, że wirus przenosił się ze wschodu na zachód, bo głównie otwierali go ludzie sprawdzający z rana pocztę. Czyli to ja byłbym pierwszy.

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now