Gorączka

1.2K 98 287
                                    

***

Viktor otworzył oczy i praktycznie od razu pomyślał, że podjął bardzo, ale to bardzo złą decyzję. Mógłby nawet zaryzykować stwierdzeniem, że była to jedna z najgorszych decyzji w całym jego życiu - zarówno tym minionym, jak i zupełnie przyszłym, o ile tylko w kwestii drugiego punktu miał jeszcze jakiekolwiek szanse na przetrwanie. Czuł się bowiem tak, jakby ktoś chwycił za nogi jego bezwładne ciało i w czasie jednej nocy przeciągnął je przez dobrą połowę Rosji. No a było przez co przeciągać: setki lat ekspansywnej historii ojczyzny sprawiło, że mieli do wyboru całe sześć tysięcy kilometrów wszerz, począwszy od grubych zasp i zmarzniętych tundr, na skalistych występach skończywszy... ach, nie, nie. To nie do końca tak. Jeśli liczyła się tylko połowa Rosji, to to powinny być zaledwie trzy tysiące. Trochę marne pocieszenie, ale zawsze jakieś...

Łyżwiarz spróbował odchrząknąć, żeby pozbyć się zalegającej w krtani guli, ale nie był w stanie. Gardło ściskała mu niewidzialna dłoń, pot zalewał zmęczone powieki, natomiast każdy milimetr kwadratowy ciała płonął od cichego, nieustępliwego, rozdzierającego go od wewnątrz bólu. Na samą myśl o tym, że powinien zaraz wstać i zacząć robić coś pożytecznego, bo przecież terminy goniły, a Yuuri liczył na jego pomoc w treningach, duszące gorąco zalało Viktora przenikliwą falą i zmusiło go do porzucenia jakichkolwiek planów. Jak niby miał zająć się kimś innym, skoro sam sobie nie umiał pomóc? I jeszcze te zapchane zatoki... Głowa wydawała się przez nie cięższa o kilka dodatkowych kilogramów, dlatego Viktor zrewidował koncept energicznego podniesienia się z łóżka na rzecz przewrócenia się z boku na plecy. Ucisk skumulowany w lewej komorze jamy nosowej zaczął powoli odpuszczać, a zamiast tego blokada przeniosła się również na prawą stronę. Uch, masakra. Czy winą za ten gwałtowny spadek formy powinien obarczać suto zakrapiane urodziny u Yakova, czy może ostatnie załamanie pogody przemieszane z zajęciami na chłodnym lodowisku również mogło odpowiadać za ten perfidny atak na jego zdrowie?

Półprzytomny Viktor rozchylił spierzchnięte usta i praktycznie od razu się skrzywił. Bolało go wszystko, łącznie z pamięcią, a gdyby tylko był w stanie, z przyjemnością wymieniłby sobie mózg na nowy. Przynajmniej Yurio by się z tego ucieszył. A Yuuri na pewno by mu przyklasnął.

Ale właśnie, Yuuri...

- Yuuri... - powiedział i przymknął oczy, jakby to jedno słowo całkowicie wyczerpało jego siły. - Jeszcze tylko kilka sekund i zaraz wstanę zaparzyć nam kawy... Obiecuję...

- O czym ty mówisz? - rozbrzmiało tuż po jego lewej stronie. Znał ten ciepły, choć mocno czymś zaniepokojony głos. Pojawiał się za każdym razem, gdy jego uroczy właściciel chciał go za coś równie uroczo skarcić. - Masz prawie trzydzieści dziewięć stopni. Jeśli zamierzasz gdziekolwiek wstawać, to tylko do toalety i z powrotem.

- Złoto moje, ale ja muszę... - spróbował jeszcze ostatni raz, jednak natychmiast spacyfikowała go położona na rozpalonym policzku dłoń.

- Viktor, przecież jest szesnasta. Ranek był dawno temu i nieprawda.

Chwilę potem Viktor poczuł, że na czole wylądowało mu coś zimnego - coś, co nieco rozjaśniło chaotyczne myśli i pozwoliło spostrzec spod zmrużonych powiek, że narzeczony wcale nie znajdował się w łóżku, ale stał nad nim i poprawiał kompres chłodzący, aby nie zsuwał się na oczy chorego. Och. Faktycznie. Istniała taka możliwość, że wcale nie był zmęczony, tylko zwyczajnie chory. Właściwie wszystkie zgromadzone dookoła dowody świadczyły za tą odważną tezą. Celny wniosek na dobre zamknął mu spierzchnięte usta i sprawił, że Viktor zaczął się zastanawiać nad swoją obecną sytuacją. W końcu to całkowicie zmieniało postać rzeczy. Ba! Nie sposób było kłócić się z takimi argumentami i w ogóle ciężko było... no... cokolwiek. A przecież jeszcze dwa dni temu jak gdyby nigdy nic bawił się na domówce u sędziwego trenera, wczoraj dawał się smarować maściami kamforowymi, które nie tylko przeżerały mu skórę na plecach, ale również i nos, a dziś, choć katar faktycznie odpuścił, czuł się jak zużyta dętka po czterech cyklach wulkanizacji. W tym tempie do końca tygodnia nie powinna z niego zostać nawet mokra plama.

Pozdrowienia z Petersburga!Where stories live. Discover now