Rozdział XCVIII

804 67 17
                                    


Setki myśli krążących wokół głowy. Strach. Niepewność. Zdziwienie. Rozczarowanie.

Ból.

Rudowłosa dziewczyna chodziła dookoła pomieszczenia. Nikogo nie było w Pokoju Wspólnym; tylko Harry dosłownie przed chwilą go opuścił.

Harry. Tylko Harry. Nie sądziła, że otrzyma taki cios w plecy. Nie z tej strony. Na przestrzeni lat zdarzało się wielokrotnie, że ludzie zadawali jej ból. Zawsze jednak udawało jej się pokonać jego fizyczną stronę. Teraz okazało się, że ból metafizyczny jest o wiele bardziej dotkliwszy. Sartre miał rację; ból egzystencjalny jest o wiele gorszy od bólu fizycznego.

Zdrada. Teraz staje się jasna, skąd nagle wzięła się u Pottera oziębłość. Chwila niedopilnowania i zonk – ten hasa sobie jak chce z kwiatka na kwiatek.

Dobra. Nie ma teraz zbyt wiele czasu na myślenie. Trzeba iść na egzamin, a po nim dopiero rozstrzygnąć ostatecznie tę kwestię.

***

Głuche pukanie rozległo się w lochach. Dochodziło one od strony drzwi, które odgradzały bezpośrednio korytarz od osobistego mieszkania Severusa Snape'a. Tak jest; nawet po zostaniu nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią wciąż pozostał w lochach, co idealnie odzwierciedlało mroczny stan jego duszy.

Mężczyzna otworzył oczy. Jakiś czas temu położył się spać, gdyż musiał wypocząć pod kolejną turą pilnowania tych nieznośnych bachorów. Zdążył już zasnąć, uprzednio jak zwykle przygotowując sobie termofor. Co zrobić? Lata przebywania w tym zawilgoconym pomieszczeniu zrobiła swoje – korzonki, zwłaszcza w tym wieku, dawały o sobie znać.

„Łup! Łup!".

Dźwięk nadal nie ustąpił. Jak widać osoba waląca w drzwi nie zmęczyła się i ostentacyjnie pragnęła, by jej otworzono. Profesor więc, z wyraźnym grymasem rysującym się na jego twarzy, wstał, wzuł kapcie i powolnym krokiem podszedł do drzwi.

– Idę, idę. Nie pali się przecież – mruknął pod nosem, otwierając solidne wrota do swojego mieszkanka. Po ich otwarciu ujrzał szkolną pielęgniarkę unoszącą pięść do kolejnego uderzenia w drewno.

– Dobry wieczór, Severusie. Masz chwilkę? – zapytała.

– Szczerze mówiąc, to jestem trochę zmęczony. Ostatnio nie sypiam zbyt dobrze, a i dyżury podczas egzaminów dają mi się we znaki – odparł nauczyciel, mamrocząc.

– Nie martw się. To nie zajmie długo.

Wymawiając te słowa, Pomfrey wyciągnęła różdżkę i wymierzyła ją w kierunku stojącego przed nią mężczyzny – Ja wiem, że ty wiesz, że to ja. Ale nie wiesz, że ja wiem, że ty wiesz.

Snape wyglądał na naprawdę zaskoczonego. Mimo wszystko nie spodziewał się takiego ruchu z jej strony, chociaż kobieta od dawna przestawała mu się podobać. Jej podejrzane zachowanie, zwłaszcza w okresie, kiedy Malfoy leżał nieprzytomny, gdy to wzbraniała się przed wezwaniem magomedyków zaniepokoiło go, jednak później sytuacja się stała się bardziej klarowna i wszystko wpuścił w niepamięć. A teraz ona stoi przed nim i ma wobec niego jakieś niecne zamiary.

Poppy uniosła nieco nadgarstek. Nie otworzyła nawet ust. Nie musiała – zaklęcie niewerbalne wystrzeliło z jej różdżki. Pióropusz ciemnofioletowego światła ugodził Severusa prosto w pierś. Upadł.

Tracąc kontakt z rzeczywistością, usłyszał „Drętwota!" i kątem oka ujrzał padającą obok niego pielęgniarkę. Tuż po tym uklęknął przy nim jasnowłosy ślizgon, którego ledwo rozpoznał, bo świat coraz bardziej zaczynał mu się rozmywać.

– Draco – wymamrotał tylko – Pomóż Potterowi. On wie, co robić.

Po tym ostatecznym, wielkim wysiłku poczuł ulgę. Oddał się nagle ogarniającej go fali niemożebnego zmęczenia. Wiedział, że teraz może sobie pozwolić na odpoczynek.

***

Szczęście me | Harry PotterWhere stories live. Discover now