Rozdział XXII

2.5K 283 57
                                    


Legilimens!

Do Harry'ego powróciło bardzo dobrze mu znane uczucie. Jego świat się rozpłynął i powróciły wspomnienia. Zamknięcie w komórce pod schodami... Przydział do Gryffindoru...

Starał się powrócić do spokoju umysłu, ale Draco wwiercał się coraz głębiej i głębiej...

Spetryfikowana Hermiona... Harodziob... Łazienka prefektów i jajo...

Gryfon stwierdził, że tego już za wiele. Należała mu się chociażby odrobina prywatności. Nie dosyć, że połowa czarodziejskiego świata pilnie studiowała artykuły w Proroku Codziennym w poszukiwaniu szczegółów z życia Wybrańca, to jeszcze teraz ma się dosłownie i w przenośni obnażać. Skupił się na jednorożcu. Pięknym, niewinnym, słodkim stworzeniu...

W umyśle chłopaka coś rozbłysło i charakter wspomnień zaczął się zmieniać. Harry na lekcji latania w pierwszej klasie... Harry w Klubie Pojedynków... Harry koło rogogona węgierskiego. Harry nad sztywnym ciałem Cedrika... Harry z Gwardią Dumbledore'a...

W umyśle atakowanego pojawiło się małe zdziwienie, ale nie to było dla niego najważniejsze. Nacisk zmalał, więc on sam skupił się na wyrzuceniu natręta z umysłu. Przywołał ponownie obraz zwierzęcia i w ciągu kilku sekund pozbył się atakującego.

Otworzył oczy. Ujrzał Dracona, z który z niepewnym wyrazem twarzy wpatrywał się w niego. Nie mógł rozczytać jego wrażeń, ale zauważył, że ten nie jest tak pewny siebie jak zawsze.

– Całkiem nieźle, Potter.

– Dziękuję. Widocznie nie jesteś aż tak straszny jak Snape.

– Profesor Snape potrafi być... specyficzny, ale jest specjalistą w wielu dziedzinach.

– Niewątpliwie – mruknął brunet.

Legilimens!

Tak nagłego ataku Harry się nie spodziewał. Tym razem poczuł mocniejszy, prawie bolesny atak. Mściwy? Zobaczył tym razem innego rodzaju wspomnienia, bardziej emocjonalne. Molly Weasley przytulająca go podczas pierwszych wakacji w Norze... Rozmowy z Syriuszem Blackiem, ojcem chrzestnym może nie najlepszym, ale kochającym... Cho Chang, po jednym ze spotań GD, coraz bliżej i bliżej...

Stop. Wystarczy. Sam nie chciał do tego wracać, a tym bardziej komuś pokazywać. Próbował jakoś zareagować, ale poczuł się słabo i...

Draco obserwował wydarzenia z niemałym przerażeniem. Widział bruneta, który upada z krzesła i uderza czołem o kant biurka.

– To ostatnie wspomnienie. Co to było dokładnie? – zapytał szybko.

Brak odpowiedzi.

– Halo? Wszystko w porządku? – powiedział z niepokojem.

Chłopak chwiejnie podniósł się z podłogi. Na czole miał szeroką szramę, z której dosyć obficie kapała krew.

– Może... może wystarczy na dzisiaj... – wymamrotał.

– Tak, zdecydowanie. Spójrz na mnie, H... Potter.

Ten popatrzył blondynowi prosto w oczy, po czym przymknął swoje powieki. Czekał.

Malfoy przyłożył różdżkę do rany i powtórzył trzy razy zaklęcie Vulnera Sanentur.

– No, teraz lepiej. Jedna blizna w zupełności ci wystarczy, Nie chcemy przecież jeszcze bardziej uszkadzać tak ważnego czarodzieja. Z doświadczenia wiem, że ten czar działa całkiem nieźle – spojrzał znacząco na Harry'ego, który zdążył otworzyć oczy, ale szybko je spuścił – Połóż się na moje łóżko. Po czymś takim jesteś osłabiony. Mam tu gdzieś jeszcze trochę czekolady od wczoraj...

Chłopak posłusznie wykonał polecenie i spoczął na łożu. Po chwili przyjął fragment tabliczki i spożył tę mleczną rozkosz. Po kilku minutach poczuł się lepiej, więc wstał.

– Dzięki za naukę i... za to. Lepiej chyba będzie, jak już pójdę – odparł gryfon.

– Jak sobie chcesz – w głosie ślizgona można było wyczuć nutkę niezadowolenia – Przyjdź jutro, o 10. Zjedz obfite śniadanie!

***

Szczęście me | Harry PotterΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα