Rozdział XVII

3K 294 212
                                    

– Narcyzio, nie bój się. Nagini słucha się mnie bezwarunkowo – powiedział Voldemort łagodnie do kobiety znajdującej się u jego stóp.

– Pierdu, pierdu, będzie wiosna – odpowiedziała – Tego się właśnie obawiam i dobrze o tym wiesz.

– Ja wiem wszystko.

– Wiem.

Nastała chwila niezręcznej ciszy.

– Jak w ogóle śmiesz w moim domu tak się panoszyć? – kobieta kontynuowała tyradę – Robisz, co chcesz, więzisz i torturujesz właścicielkę. Co to ma w ogóle być?

– Zamilcz, kobieto. Szkoda, że wcześniej nie byłaś taka mądra, tylko usłużna i potulna...

– Byłam głupia, tak jak mój mąż cały czas jest. Odebrałeś mi prawie wszystko, na resztę nie masz wpływu. Teraz na szczęście... nie mam żadnych zahamowań – powiedziała pani Malfoy groźnie.

– Jeszcze mi się przeciwstawiasz? – zaśmiał się Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać – Po tym wszystkim? Nic już ci nie zostało. Mąż gnije w więzieniu, synalek zniknął.

– Mój syn rozprawi się z tobą, prędzej czy później. Przyniesie chlubę naszemu dumnemu rodowi. Będzie pamiętał o moim poświęceniu i miłości...

– Zapomnij! Wysłałem zamiast ciebie wiadomość do tego nic nie wartego Dracona... teraz uważa, się go wyrzekłaś i nie pozna prawdy o twoich żałosnych podrygiwaniach przedśmiertnych.

– Zamilcz, Czarny Panie, beznosy chamie z nizin społęcznych. Być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo. Zwyciężyć i spocząć na laurach to klęska.

– Dość! – zakrzyknął Lord – Nie będziesz mi tu już więcej pyskować. Nagini!

Skontaktował się ze swoim wężem. Ten wnet zrozumiał intencje właściciela i skoczył na swym sprężynującym ogonie ku niemal bezwładnej postaci na podłodze. Zatopił kły w jej szyi i owinął się wokół sparaliżowanego już ciała. Gdy ofiara wydała ostatnie tchnienie, gad rozwarł swą paszczę i pochłonął ją w całości. W ten sposób dokonała żywota ostatnia pozostająca na wolności i przy pełni zdrowych zmysłach członkini rodziny Malfoy.

***

– Harry! Nie ma czasu do stracenia! Dzisiaj piątek, jeden z ostatnich dni w szkole, a ty... – dziewczyna urwała w pół słowa, patrząc na zdegustowaną minę przyjaciela.

– Hermiono! Tak bez zapowiedzi? Chyba nogę pozwolić sobie na chociaż odrobinę prywatności, chociaż teraz, kiedy nareszcie w samotności, bez towarzystwa, mogę... zebrać myśli – zmieszał się gryfon.

– Oj tam, oj tam – odwiedzająca nieco się zmieszała – Nie takie rzeczy już widziałam. Gdybyś miał pojęcie, co wyczyniał Ron... – spuściła głowę.

– Dziękuję za informacje, wystarczy.

– Jak już skończysz rozmyślać, to spotkajmy się w Pokoju Wspólnym. Po śniadanku... odwiedzimy kogoś.

***

– Harry, cholibka. Jak się masz? – zapytał Rubeus Hagrid, pociągając lekko nosem. Szedł właśnie przez Wielką Salę, kierując się ku stołowi nauczycielskiemu.

– Jakoś sobie radzę, a ty? – odparł chłopak, przeżuwając właśnie kanapkę z serem i patrząc prosto w załzawione oczy nauczyciela.

– Próbuję cały czas... pogodzić się z tym wszystkim – głośno westchnął gajowy – no to na razie.

Poszedł dalej.

– Hagrid chyba najbardziej to przeżywa – odezwała się Hermiona.

– Nie ma rady... Żałoba wkrótce minie, jak każda – zadumał się gryfon – Nasze serca początkowo cierpią, potem coraz lepiej radzą sobie z bólem. Rana się zabliźnia, lecz wspominana osoba pozostanie na zawsze w środku. U każdego i bez względu na wszystko.

– Nie filoluj mi tu przy śniadaniu, muszę się skupić na trawieniu.

– Przepraszam najmocniej. To dokąd się niedługo wybieramy? Jaką niespodziankę przygotowałaś?

– Zabierzesz nas do pewnego tlenionego ślizgona.

***

W międzyczasie Draco zaczytywał się w książkach przysłanych mu przez Snape'a. Severus nie popisał się wyobraźnią i przysłał zestaw podręczników na kolejny rok.

***


Szczęście me | Harry PotterWhere stories live. Discover now