Rozdział XLVIII

1.5K 132 28
                                    

Harry, tuż po nauczycielu, wszedł do Wielkiej Sali. Coś, co w normalnych okoliczność wywołałoby niemałe zdziwienie wśród uczniów, teraz nie zwróciło niczyjej uwagi. Obaj zajęli swoje miejsca w milczeniu. Snape, usiadłszy na miejscu po prawicy dyrektorki szkoły, natychmiast został przez nią zagadnięty. Gryfon usiadł w odległości od reszty uczniów, niemrawo rozpoczynając proces spożywania najważniejszego posiłku dnia. Rozejrzawszy się wokół, dostrzegał posępne miny nielicznych osób. Chyba nikt, ani uczniowie, ani nauczyciele, nie przyjmowali do wiadomości tego, co ma przynieść nadchodzący tydzień.

***

Skończywszy posiłek, chłopak postanowił zrealizować coś, na co od dłuższego czasu miał ochotę. Niekiedy odzywało się w nim sumienie, że poświęcił temu należytej uwagi przez ostatnie dni. Wychodząc, skierował swe kroki ku chatce pewnego poczciwca, gdzie drzwi zawsze były dla niego otwarte i gdzie czekało miłe słowo oraz coś do schrupania.

***

– Cholibka, Harry, nareszcie jesteś – rzekł potężny mężczyzna na powitanie – Wchodź, wchodź.

Po wejściu do izby, do młodzieńca dotarły przyjemne zapachy. Zobaczył, że znad kotła nad paleniskiem unosi się przyjemny zapach.

– Co tam szykujesz, Hagridzie? Pewnie coś pysznego, jakie zawsze są twoje specjały.

– Dzięki, to zwykły gulasz. Skusisz się na trochę? To i tak za dużo dla mnie i dla Kła. Teraz, odkąd... nie ma już lekcji, to mam trochę więcej czasu dla siebie. Co prawda, nadal jest robota wokół zwierząt, ale przynajmniej nie muszę pilnować żadnych terminów ani zobowiązań, cholibka.

– Dziękuję uprzejmie za propozycję, właśnie zjadłem śniadanie. Ja też przed sobą mam widmo wolności, cały następny tydzień spędzę prawdopodobnie na samotnej tułaczce po zamku.

Obaj zasiedli przy okrągłym stole. Pół-olbrzym spojrzał na przybysza. Jego twarz wydawała się być dobroduszna, lecz w oczach skrywał się źle tajony smutek.

– Jak tam, Harry? Coś dawno cię nie widziałem, mordko ty moja. Cóżeś ostatnio wyczyniał? – zapytał.

– A, wiesz, jak to jest...

Chłopak pokrótce przytoczył wydarzenia ostatnich dni.

***

Snape zasiedział się w Wielkiej Sali. Mógł sobie pozwolić na małe odstępstwo od reguł, gdyż czekał go dosyć wymagający tydzień. Jako istotny i kompetentny członek grona nauczycielskiego, to jemu przypadło zajmowanie się wieloma poważnymi sprawami związanymi z organizacją egzaminów.

Spędził dość dużo czasu na niezobowiązującej rozmowie z Minervą. Jego interlokutorka była jedną z niewielu osób, które dorównywały mu wiedzą i inteligencją. Kontakty interpersonalne z nią zawsze owocowały dobrym oraz przyjemnym spędzeniem chociażby chwili. Niewiele można spotkać tak wszechstronnych osób, z którymi wymiana myśli i poglądów byłaby tak ciekawa.

Musiał przyznać w duchu, że gdyby był o te kilkadziesiąt lat starszy, to może zainteresowałby się takim łakomym kąskiem, ale niestety musiał obejść się smakiem; nie dla psa kiełbasa. Często zastanawiało go, czemu kobieta wolała poświęcić się li tylko nauczaniu, a nie zapragnęła zrobić kariery w Ministerstwie Magii. Było więcej niż pewne, że gdyby tylko wykazała chęci, to mogłaby dochrapać się najwyższego stanowiska, czyli posady ministra. Może po prostu porządni ludzie nie chcą pchać się do polityki?

***

Ginny wreszcie otworzyła oczy. Tuż po takim długim śnie nie była od razu przytomna. Zerknęła na okno. Po pozycji słońca wywnioskowała, że musi być mniej więcej przed południem, co by oznaczało, ze nieźle wypoczęła po wyczerpującym locie na miotle.

Czym prędzej zajęła się prowiantem znajdującym się obok łóżka, a następnie, odwiedzając po drodze toaletę, wskoczyła w ubrania i postanowiła zażyć trochę spaceru, by w tym ostatnim wolnym dniu spokojnie dać ukojenie swym myślom na świeżym powietrzu.

***


Szczęście me | Harry PotterWhere stories live. Discover now