Rozdział XXXI

2.3K 224 56
                                    

– Nie powiedzieli ci nic? – zapytał zaskoczony Lupin – Severus się z tobą nie kontaktował?

– Istotnie, raz, przy posiłku, rozmawiał ze mną – odpowiedział Harry – Poinformował mnie tylko, że zostanę tam przeniesiony. Udało mi się wymóc na nim wzięcie również Hermiony. Ostatecznie nie miał nic przeciwko.

– To ciekawe. Zawsze myślałem, że on jest z takich ludzi, którzy mówią wprost i bez ogródek o wszystkim.

– Co wy przede mną ukrywacie? – oburzył się Potter – Jak dyrektor! Nadal uważacie mnie nadal za małego dzieciaka. Sam Dumbledore mówił, ze dokonałem więcej za młodu niż większość czarodziejów przez całe swoje życie. Teraz oczywiście wszyscy najmądrzejsi mają swoje najważniejsze zdanie na...

– Chłopcze! Uspokój się! Nie wiedziałem, że nic nie wiesz, już mówię – powiedział cierpliwie Remus – Rozmawiałem z naszym przyjacielem Snapem i Minervą. Obecna dyrektorka powiedziała mi o jej planach. Szalonooki zatwierdził cały plan, chociaż przecież nie ma prawa rozporządzać budynkiem. Mianowicie...

– Proszę cię. Dość tajemnic wreszcie. Dość kłamstw – zaproponował gryfon – Do rzeczy.

– Ech, nie ma przecież niż zdrożnego. Był plan, żeby przenieść tam razem z tobą Malfoya.

– Słucham?! Do mojego domu, gdzie przecież tyle czasu spędził Syriusz, mam wprowadzić tego gnojka, tę żmiję. Tyle razy wbił mi nóż w plecy, a teraz co? Może jeszcze mam go pielęgnować, zajmować nim w takim stanie – pieklił się chłopak.

– Bez nerwów, mój drogi – wtrącił się nauczyciel – na razie wszystko zawieszone. Hogwart nadal jest dosyć bezpieczny, nie mniej niż Grimmauld Place 12. Minerva, Severus i inni członkowie zakonu pozostaną tu na czas egzaminów, by przypilnować uczniów. Potem wszyscy będą mogli obstawić... twój dom. Będziesz tam razem z przyjaciółką. Okaże się, co z młodym Malfoyem. Na pewno nie zostawimy go w szpitalu św. Munga, tam jest zbyt niebezpiecznie dla niego. Ostatecznie... nadal nam trochę zależy na jego bezpieczeństwie.

– Nie jest ostatecznie tak źle – powiedział Harry. Nie zmartwił się za bardzo. Wiele bolesnych wspomnień wiązało go z domem ojca chrzestnego. Jego pierwszy prawdziwy dom; szkoła, znaczył dla niego równie dużo, jeśli nie jeszcze więcej. Tydzień w tę czy w tę. Co za różnica?

– Przeżyjesz na pewno. Nie z takimi rzeczami dawałeś sobie radę.

– Racja. Dziękuję bardzo, profesorze, że chociaż pan nie tai niczego przede mną.

***

Pomona Sprout kręciła się przy łóżku swojego jedynego pacjenta. Odmierzała odpowiednie dawki leków, nacierała jego kończyny jakimiś kremami i balsamami.

Do Sali wszedł Snape. Rozejrzał się wokół. Nie odezwał się ani słowem, tylko przysiadł na skraju jednego z wolnych łóżek. Higienistka tylko zmierzyła go wzrokiem, ale nie zareagowała.

Minuty mijały, ale opiekun Slytherinu czekał. W końcu, po upływie prawie dwudziestu minut, w końcu weszła McGonagall. Smutnym wzrokiem omiotła najpierw chorego, potem resztę pomieszczenia.

– Minervo, jesteś. Jak ci się podobała ta cała otoczka pogrzebu?

– Ech, daj spokój – westchnęła – To wszystko było takie przygnębiające. Na szczęście już po wszystkim. Ale nie przyszłam tu o tym z tobą rozmawiać.

– Słucham więc, moja droga.

– My, Zakon i aurorzy przypilnują szkołę na czas egzaminów. Harry Potter do czasu ich zakończenia tu zostanie. Draco Malfoy też. Pomona – skinęła głowę ku czarownicy – na razie się nim zajmie. Potem zobaczymy, jaki będzie efekt leczenia. Co o tym myślisz?

– Dobrze przemyślane. Jak wszystko, co płynie z twych ust.

– Dziękuję, Severusie. Teraz chciałabym cię prosić o pójście ze mną. Musimy... zająć się przygotowaniami do SUM–ów i Owutemów.

– Oczywiście, już podążam za tobą.

***


Szczęście me | Harry PotterWhere stories live. Discover now