Rozdział LXXXV

849 66 27
                                    


Draco leżał, a raczej siedział w pozycji półleżącej na łóżku szpitalnym i obserwował kręcącą się wokół rannego pigułę. Myślał.

„Co tu się odwala, tej? Cyrk".

Pomimo niewątpliwie poważnej sytuacji, nie przejmował się leżącym Weasleyem. Nie żeby kiedykolwiek przykładał uwagę do któregokolwiek z członków tej dużej familii. Tak samo było kilka lat temu. Był podekscytowany, kiedy Komnata Tajemnic znowu została otwarta, ale było mu całkowicie obojętne to, że Weasleyówna leżała tam zdana na łaskę i niełaskę potwora.

Z tego, co zdążył się zorientować, a informacje musiał zdobywać naprawdę ostrożnie, ta mała rudowłosa ladacznica kręciła się wokół Pottera już od samego początku. A kiedy ten pozostawał niewrażliwy na jej zaloty, przez długi czas wiązała się z kim popadnie. Do jasnej cholery, przecież nawet Blaise'a zdołała omamić! Chyba każdy dojrzały Hogwartczyk miał z nią do czynienia. A Potter... on nie orientował się, jaka naprawdę jest siostra jego przyjaciela, który to też niczego nie podejrzewał. Cóż, nic dziwnego. I tak nigdy nie grzeszył inteligencją. Ciekawym jednak pozostawało, że nagle spełniła swoje marzenie i stworzyła swiązek ze swoim crushem, chociaż wcześniej nic na o nie wskazywało.

Niemal nie mieli okazji do spotkań, chyba że podczas rozgrywek quidditcha. Za to jej brat... Tego widział wielokrotnie, zwłaszcza w szatni po meczach. I, jak zwykle, nie prezentował się atrakcyjnie. Nie tylko miał wygląd charakterystyczny dla piwniczaka obawiającego się ludzi, ale także zachowania. A zwłaszcza jego libido – nigdy nie zaspokojony popęd, z którym zmuszony był walczyć samodzielnie. Musiał zająć się nim na własną rękę. Dosłownie.

Draco lubił brać długie, gorące prysznice. Pozwalało mu to na relaksację po stresującym meczu; uspokojenie się. W tym momencie nie mogło być nic przyjemniejszego od ciepłych kropel wody spadających na twarz, na ciało, na uda. I niestety ten rudzielec też długo się kąpał, chociaż z innego powodu. Po prostu lubił wyciągnąć pomocną dłoń. Sam do siebie.

Potter na pewno byłby zawiedziony, że jego przyjaciel nie operuje tak sprawnie swoimi kończynami podczas meczu, bo ich obrona na pewno byłaby nie do pokonania. A ten polerował swą miotłę, aż drzazgi leciały.

Za pierwszym razem Malfoy nie wiedział na początku, skąd dobiegają te dziwne dźwięki. Na początku ignorował to, a wraz ze wzrostem decybeli zaczęło mu to przeszkadzać. I wtedy podjął jedną z najgłupszych decyzji w swoim życiu – postanowił zbadać źródło hałasu.

Przepasał się ręcznikiem i podszedł parę kroków do kabiny po drugiej stronie i ujrzał to. Weasley nawet nie zaciągnął kotar. Nie – jego żądza była tak zwierzęca, że porzucił wstydliwość i odkryty publicznie bezwstydnie oddawał się uciechom.

Dracona zamurowało. Stanął nieruchomo na kilka sekund, przyglądając się tej osobliwej scenie. Ale to wystarczyło, by zwrócić uwagę rudzielca. Ten spojrzał na stojącego przed nim i – co ciekawe – nie zwyzywał go, jak to miał w zwyczaju. Jego twarzy nie pokrył pokraczny grymas. Po prostu spojrzał prosto w oczy blondyna, nie przestając dogadzać sobie. Świdrując spojrzeniem.

I to właśnie Malfoy stracił rezon i zawrócił na pięcie, wycofując się z powrotem do swojej bezpiecznej kabiny. By zatrzeć to wspomnienie, musiał wylać na siebie jeszcze naprawdę dużą ilość gorącej wody.

A teraz obaj znajdowali się w Skrzydle Szpitalnym, lecz ich sytuacja była zgoła odmienna. Jakie to sytuacje chodzą po ludziach...

***

Szczęście me | Harry PotterDove le storie prendono vita. Scoprilo ora